Tak jak można było przypuszczać, prawdziwi fani gwiezdnej sagi za nic mieli późną godzinę i tłumnie przybyli do kina. Niektórzy odpowiednio przygotowani. Po holu przechadzali się żołnierze Jedi, Sithowie, było kilku Waderów, trafił się nawet ryczący Chewbacca i księżniczka Amidala. Seanse były na kilku salach, więc nie było obawy, że ktoś nie zmieści się w kinie.
– Czego oczekuję po tej części? Nowego początku. A tak naprawdę chciałbym, żeby ten film w niczym nie przypominał „Mrocznego widma” czy „Zemsty Sithów”. Chciałbym, żeby twórcom udało się odtworzyć klimat części z Harissonem Fordem i Markiem Hamillem – mówił przed projekcją Mateusz, który do kina wybrał się z ojcem i bratem. – Co jakiś czas oglądamy w trójkę wszystkie części. Te pierwsze, które powstały wprawdzie później – z musu. Te kultowe z prawdziwą przyjemnością – dodał.
Akcja siódmej części „Gwiezdnych wojen” rozgrywa się 30 lat po wydarzeniach z „Powrotu Jedi”. Głównymi bohaterami są wojownicza Rey (w tej roli Daisy Ridley) i Finn (John Boyega). Ku zadowoleniu fanów kultowych części sagi – „Nowej nadziei”, „Imperium kontratakuje” i „Powrotu Jedi” – w „Przebudzeniu mocy” pojawiają się Harrison Ford, Mark Hamill i Carrie Fisher. Nie będziemy zdradzać, kto przeszedł na ciemną stronę mocy i czy wszyscy bohaterowie przeżyją „Przebudzenie mocy”. Powiemy tylko, że film nie jest tak drętwy, jak napompowane i patetyczne części: „Mroczne widmo”, „Atak klonów” czy „Zemsta Sithów”. „Gwiezdne Wojny – Przebudzenie mocy” to faktycznie przebudzenie tej mocy, którą pokochaliśmy, gdy za sterami tego filmowego statku stał George Lucas.
Po seansie widzowie wychodzili z sal kinowych z uśmiechami satysfakcji. – Aby nie spojlerować, powiem tylko, że to dobry początek i już nie mogę się doczekać kolejnej części za dwa lata – zrecenzował film Piotr, podczas seansu Obi Wan Kenobi.
Film zobaczycie we wszystkich wrocławskich kinach, w wersji 3D i tradycyjnej.