wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

20°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 11:50

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Rozmowa z Lizą Marklund, słynną autorką kryminałów

Burza blond włosów, czarny podkoszulek z amerykańskiego uniwersytetu, na którym studiuje jej córka, entuzjastyczny i szczery uśmiech. Liza Marklund nie wygląda na autorkę, która inwigiluje mroczne środowiska w swoich książkach i na kobietę, która przez dziesięć lat była dziennikarzem śledczym w męskim świecie. Do Wrocławia przyjechała na jubileuszową X edycję Międzynarodowego Festiwalu Kryminału.

Reklama

Magdalena Talik: Czy była Pani już kiedyś w Polsce? Wydaje mi się, że to pierwsza wizyta.

Liza Marklund: Kilka lat temu utknęłam na lotnisku w Warszawie z powodu burzy śnieżnej. To było podczas mojej podróży do Rosji, gdzie kręciłam dokument o dzieciach ulicy chorych na AIDS. Miałam spędzić w Warszawie noc, więc wzięliśmy taksówkę i poprosiliśmy o kurs dookoła miasta. Fantastyczne! Zawsze chciałam wrócić do Polski.

Tym razem udało się w związku z Międzynarodowym Festiwalem Kryminału. Często jeździ Pani na tego typu imprezy w Europie. Czy spotkania z czytelnikami bywają pomocne w Pani pracy, inspirują może pytania publiczności?

Nigdy mnie o to nie pytano, muszę się zastanowić. W pewnym sensie tak, bywają pomocne, aby zobaczyć, co interesuje publiczność. Dziennikarze są wyspecjalizowani w zadawaniu pytań, ale naprawdę intrygujące jest to, na czym skupia się publiczność. To mnie sporo nauczyło na temat Europy, czy środowisk, z jakich pochodzą czytelnicy. Jak Pani wie, mając w głowie plan na pięć powieści, zaczęłam pisać serię o Annice Bengtzon od części czwartej, dopiero potem cofnęłam się w czasie uzupełniając pozostałe. Nigdzie na świecie nie stanowi to żadnego problemu z wyjątkiem Niemiec. Tam, z jakiegoś powodu, jestem nieustannie pytana, dlaczego zaczęłam od czwartej części. A przecież powinna być zachowana kolejność - „ein zwei, drei, vier”, czyli „ordnung muss sein”. To szalenie zabawne, uwielbiam takie spotkania.

Poruszyłam ten wątek nie bez powodu, bo w ostatnio u nas wydanej powieści „Granice” po raz pierwszy rozwinęła Pani wątek Thomasa, partnera Anniki, a czytelnicy bardzo długo na to czekali. To za ich sprawą zdecydowała się Pani na taki zabieg?

Nie, nie, to był wyłącznie mój pomysł. Zanim szesnaście lat temu przystąpiłam do pisania powieści miałam bardzo wyraźny plan. Już wtedy wiedziałam, że życie Thomasa się skomplikuje. W pierwszej z książek, „Zamachowcu”, jest zresztą scena, kiedy idzie obok budynku, w którym pracuje rząd, spogląda w górę i marzy o tym, by kiedyś tam pracować. Umieściłam ten fragment świadomie, przewidując, że właśnie tam w przyszłości Thomas zrobi karierę.

„Granice” to inny typ powieści, bardziej thriller polityczny niż typowy kryminał.

Rzeczywiście, ta książka jest dość nietypowa wśród wszystkich dotychczasowych, ale też za każdym razem staram się pisać nie tylko po prostu nową, ale przede wszystkim inną książkę, co czasem denerwuje moich czytelników. Słucham ich opinii, ale pracuję po swojemu.  

A zdarza się Pani zmieniać coś w powieściach pod wpływem ich sugestii, zaskakiwać samą siebie?

Zwykle niczego nie zmieniam i nie lubię siebie zaskakiwać. W ogóle nie przepadam za niespodziankami. Wolę trzymać się planu, jestem bardzo zorganizowana.

Kiedy na Panią patrzę wciąż trudno mi uwierzyć, że przez dziesięć lat była Pani dziennikarzem śledczym. Dlaczego podjęła Pani taką decyzję? Chciała Pani w ten sposób pomóc rozwiązywać problemy?

Będę z Panią szczera, bo to dobre pytanie. Kiedy zaczynałam pracę jako dziennikarka, marzyłam o przeprowadzaniu wywiadów ze słynnymi ludźmi. Ta działka była już jednak zajęta przez kobiety znacznie bardziej ode mnie obyte w świecie. Ja natomiast pochodziłam z północy Szwecji, z miejscowości oddalonej o blisko tysiąc kilometrów od Sztokholmu. Nie miałam żadnego akademickiego wykształcenia i byłam singielką wychowującą dziecko. Znajdowałam się więc na samym dole hierarchii i nie było raczej szansy, abym robiła nagle wywiady z ciekawymi ludźmi. Musiałam przede wszystkim zarabiać pieniądze, więc zrobiłam rekonesans pytając siebie, jak utrzymać dziecko i jednocześnie być dziennikarzem. Odpowiedź brzmiała - wykonując ciężką męską robotę. Miałam wtedy dwadzieścia parę lat, a w tej specjalizacji właściwie nie było kobiet w moim wieku. Mimo to wiedziałam, że i tak będzie łatwiej niż gdybym miała  walczyć o przetrwanie wśród  wytwornych kobiet w ubraniach, na które nie było mnie stać. Zaczęłam więc pracę pod kierunkiem najbardziej wymagających szefów, w miejscu, o którym nikt nie marzył i… pokochałam to. Po prostu ta praca okazała się dla mnie najłatwiejsza.

Pani bohaterka dostała imię po Pani córce Annice, a czy postać dociekliwej dziennikarki określiłaby Pani mianem alter ego?

Tak, zabiłam chłopaka, znienawidziłam matkę, a mój ojciec zapił się na śmierć (śmiech). Żartuję. Annika przejęła ode mnie tryb pracy, ale jest znacznie bardziej uparta niż ja. Poza tym rzuciłam pracę dziennikarza w wieku 45 lat, byłam potem wydawcą dziennika, wiadomości, miałam kierownicze stanowiska. Ona nie mogłaby tego robić, utknęła w okropnej tabloidowej pracy i nigdy by jej nie rzuciła, aby pisać powieści kryminalne. To pewne.  

Mówi Pani o pracy w męskim świecie. Zależało Pani, aby pokazać kobietę w takim środowisku?

Chciałam pokazać ją jako człowieka, bo kobieta to człowiek, nawet jeśli często nie jest tak traktowana.

To niebywałe, mówimy o Szwecji, kraju równości!

Lubimy tak o sobie myśleć i pokazywać się przed resztą świata. Uważamy, że problemy światowe nie dotyczą Szwecji i gdyby wszystkie kraje brały z nas przykład nie byłoby źle. Oczywiście, kiedy sporzy się na badania dotyczące poziomu życia, możliwości realizacji swoich marzeń to jesteśmy na szczycie zestawień. Ale trzeba pamiętać, że pokój panuje u nas od 200 lat, demokrację mamy chyba od zawsze. Przeszliśmy też długą drogę, by osiągnąć równość pomiędzy kobietami i mężczyznami, ale wiele trzeba jeszcze zrobić. Wmawiamy naszym dziewczynkom-macie dokładnie takie same możliwości jak mężczyźni. A to nieprawda! Zresztą w żadnym społeczeństwie na świecie kobiety nie są równe mężczyznom. To chyba ostatnia walka do stoczenia przez ludzkość.

Kiedy zaczynała Pani pisać powieści kobieta-autorka kryminałów też nie kojarzyła się w Szwecji w sposób oczywisty?

I to było dziwne. Wszędzie, w Norwegii, w Danii, w Anglii, czy w Stanach Zjednoczonych były piszące kobiety traktowane na rynku wydawniczym na równi z mężczyznami. Ale nie w Szwecji! Moja książka powstała w okresie, kiedy wydawcy zaczęli zachęcać kobiety do tworzenia powieści kryminalnych. Swoje książki opublikowało wtedy sporo moich koleżanek po piórze, przyznawano nagrody. I nagle wszystko się skończyło. Po prostu 80 procent piszących mężczyzn uznało, że 20 procent piszących kobiet w zupełności wystarczy i odwołali nagrodę przyznawaną przez kilka lat z rzędu. Ale wtedy było już za późno. Wkroczyłyśmy na scenę!

W Polsce od dobrej dekady nie słabnie zainteresowanie kryminałami skandynawskimi. Są nawet bardziej popularne niż amerykańskie. Ma Pani własną teorię na ten temat?

Kiedy podróżuję po świecie zawsze staram się czytać powieści kryminalne z kraju, jaki właśnie odwiedzam. W księgarni w Buenos Aires natrafiłam na poezję, biografie polityków, ale nie znalazłam powieści kryminalnych. Zapytałam sprzedawcę, a on mi odparł: „Nie potrzebujemy takich rzeczy”. Kiedy w Kenii przedstawiałam się jako autorka książek kryminalnych ludzie zastanawiali się, po co piszę o zbrodniach. Myślę, że, aby kryminały były popularne potrzeba stabilności, społeczeństwa demokratycznego, żyjącego w pokoju. A jakie może być bardziej idealne od tego w krajach skandynawskich?

Pani i Pani koledzy pisarze często krytykujecie kraj i społeczeństwo.

Dla nas to nie tylko normalne, ale wyjątkowo zdrowe. Kolejnym krokiem powinno być poddanie krytyce mediów, a dziś to niewyobrażalnie trudne. Władza oznacza zawsze wielką odpowiedzialność a tej media brać nie lubią. To powinno ulec zmianie. Poddawani krytyce dziennikarze natychmiast wpadają w histerię, bo myślą, że są nietykalni, Niedawno jedna ze szwedzkich dziennikarek napisała książkę, w której ośmieliła się podważyć opinie wielu jej kolegów po fachu. Została wyklęta.

Może to dobry temat na następną książkę?

To już jest temat. Kilka dni temu ukazała się w Szwecji moja najnowsza powieść i tam redaktor naczelny gazety Anders Schyman zostaje skrytykowany i wariuje. Świadomie pozwoliłam mu reagować w sposób, w jaki zareagowałoby większość jego kolegów. Nawet jako bardzo doświadczony dziennikarz nie może znieść kilku gorzkich słów.    

Nie jest już Pani dziennikarką na pełen etat, ale założę się, że zaczyna Pani dzień od obejrzenia wiadomości.

Zgadza się, dodam że mój mąż jest producentem telewizyjnym, więc śledzimy na bieżąco, co się ostatnio wydarzyło. To jest zawsze inspiracja.

A co robi znana autorka Liza Marklund w czasie prywatnym, kiedy nie ma spotkań autorskich i nie pisze kolejnej książki?

Jestem fatalną celebrytką! Nie prowadzę bloga, nie mam kont na Facebooku czy Twitterze, nie obchodzi mnie mój wizerunek. Mam za to rodzinę i kilkoro zaufanych przyjaciół. Już nie udzielam wywiadów w języku szwedzkim, bo powiedziałam wszystko, na czym mi zależało, a dziennikarzy interesuje teraz wyłącznie moje życie prywatne. Nie ujawniłam imion trójki moich dzieci dopóki nie skończyły 18 lat i same nie zdecydowały, czy tego chcą. Nie pokazywałam mojego domu, rodziny. Od 24 lat jestem z tym samym mężczyzną, wczoraj obchodziliśmy rocznicę ślubu we Wrocławiu. Mieszkam w Sztokholmie i w Hiszpanii, odwiedzam dzieci-jedno w Stanach, drugie w Londynie, trzecie na południu Szwecji. Moja najlepsza przyjaciółka Nina mieszka tuż obok, razem dokarmiamy dzikie koty. A więc są mąż, dzieci, przyjaciele i koty. Uwielbiam moje normalne, małe życie.   

rozmawiała Magdalena Talik

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl