Nazwa Charles Lloyd Sky Quartet pochodzi od najnowszego, wydanego niedawno albumu The Sky Will Still Be There Tomorrow. Amerykański saksofonista i flecista w tym roku pojawi się w stolicy Dolnego Śląska po raz szósty i swoim koncertem zwieńczy 22. edycję Jazztopad Festival.
Charles Lloyd ma w sobie coś z czułego wojownika i kapłana: jego muzyka zazwyczaj – choć rzadko wprost – dotyka sfery sacrum, a koncerty za sprawą podniosłej i radosnej atmosfery przywodzą na myśl pewnego rodzaju ceremonię. Zapewne wynika to z faktu, że sfera duchowości jest dla niego bardzo istotna. „Mówiąc o muzyce, o miłości, o prawdzie czy o Bogu, opisujesz jedno zjawisko” – mówi artysta i dodaje: „Prawda jest jedna, ale można ją opisywać różnymi słowami. Muzyka oddziałuje bezpośrednio. Mogę wypowiadać słowa, ale to muzyka wprost dotknie twojego serca. Moim celem jest prostota i jasność. Chcę wejść głębiej w dźwięk. Ton jest dla mnie niezwykle istotny. Chciałbym tworzyć muzykę, która przemawia do ludzi i leczy. Zawsze poruszał mnie mistycyzm dźwięku, to, jak na nas działa. Uwielbiałem tych wielkich mistrzów brzmienia, którzy poruszali słuchacza i sprawiali, że z koncertu wychodziłeś lepszy, niż przyszedłeś”.
Muzyk dorastał w Memphis w stanie Tennessee, a jego rodzina stanowiła część lokalnej społeczności afroamerykańskiej, przy czym warto nadmienić, że ma także korzenie irlandzkie i mongolskie, a jego prababka, Sally Sunflower Whitecloud, należała do ludu Czoktawów. W tym roku Lloyd obchodził osiemdziesiąte siódme urodziny, jednak w żadnym wypadku nie wybiera się na emeryturę. Przeciwnie – wciąż regularnie koncertuje, tworzy coraz to nowe zespoły i wydaje premierowy materiał. Artysta patrzy w przyszłość i nie przywiązuje szczególnej wagi do własnych dokonań, a pytany o dawne dzieje, ucina krótko: „Staram się po prostu iść do przodu… Nie chcę opowiadać mojej historii, niech ona mówi sama za siebie. Wciąż czuję się dzieciakiem, piękną rzeczą jest zachowanie tego uczucia przez całe życie”. We Wrocławiu wystąpi ze stosunkowo nowym składem, złożonym jednak z muzyków, z którymi grywa od lat. Wyjątkiem będzie perkusista Kweku Sumbry – dołączył on do składu Lloyda tej jesieni, ale cieszy się niemałą renomą na waszyngtońskiej i nowojorskiej scenie jazzowej.