Aby spotkać dziką zwierzynę nie trzeba wyjeżdżać z Wrocławia i zapuszczać się głęboko w las. Wystarczy spacer po wrocławskim parku, podmiejskim lasku czy nabrzeżami Odry. Zielone tereny miasta aż tętnią dzikim życiem.
Głośny sąsiad ze strychu
Agnieszka i Patrycja wynajęły mieszkanie na wrocławskim Biskupinie. Studentki niedługo cieszyły się klimatycznym i przytulnym poddaszem. – Którejś nocy usłyszałam potworny łoskot. Jakby ktoś biegał po strychu i przesuwał meble – mówi Agnieszka. – Wybiegłyśmy na korytarz i zapukałyśmy do sąsiada po pomoc. A on zaspanym głosem powiedział żebyśmy się nie bały, bo to pewnie kuna wróciła – wspominają dziewczyny ze śmiechem. Po kilku nocnych odwiedzinach kuny, studentki pogodziły się z jej obecnością. – Nie ma na nią rady. A jak czegoś nie można pokonać, trzeba się do tego przyzwyczaić.
Batman na poddaszu
Nasze strychy polubiły nie tylko kuny. Poddasza, zwłaszcza w starszych budynkach, wieżach czy kościołach stały się ulubionym miejscem zimowania różnych gatunków nietoperzy. – Jeśli takiego spotkamy na strychu najlepiej zostawmy go w spokoju. Nie będzie nam przeszkadzał, bo zimowe miesiące prześpi – mówi Radosław Ratajszczak. Trzeba jednak bardzo uważać. Hibernujące nietoperze budzą się co jakiś czas spontanicznie, aby napić się wody, załatwić pilne potrzeby fizjologiczne, czy też zmienić miejsce pobytu. Podczas takiej pobudki spalają większość zgromadzonej na zimę tkanki tłuszczowej. Jeśli zafundujemy gackom dodatkowe przebudzenie możemy spowodować wyczerpanie się zapasów tłuszczu przed nastaniem wiosny i tym samym doprowadzić do śmierci głodowej nietoperza.
Obserwator lis i wszędobylski dzik
Jeśli podczas spaceru w parku mignie nam ruda lisia kita, nie ma, co panikować. Lis nie przybłąkał się z lasu i na pewno… nie jest wściekły. Sprytne drapieżniki już od dawna nauczyły się żyć w naszym sąsiedztwie. Korzystają też z miejskich dobrodziejstw i często stołują się na osiedlowych śmietniskach. Podobnie zresztą jak dziki. Te drugie, wręcz pokochały Wrocław i z roku na rok podchodzą coraz bliżej ludzkich siedlisk. Szacuje się, że w samym mieście może być ich nawet kilkaset. Jednak akurat ich towarzystwo nie jest cenione przez mieszkańców, którzy skarzą się na to, że zwierzęta dewastują działki, uprawy, a włamując się na cmentarze, niszczą nagrobki. Trzeba pamiętać, że dzikie zwierzęta we Wrocławiu to efekt tego, że miasto ciągle się rozbudowuje. Osiedla mieszkalne powstają tam, gdzie kiedyś nie było nic… oprócz natury.
Na ratunek Złotówek
Bywa niestety, że to dzikie zwierzęta stają się ofiarami cywilizacji. Wystraszone i spłoszone wpadają pod samochody, lub choćby do kanalizacyjnych studzienek. Jeśli pomoc nie na dojdzie w porę – giną. Te ranne i okaleczone trafiają do ośrodka pomocy dzikim zwierzętom w Złotówku pod Trzebnicą. Każdego roku ta nietypowa lecznica przyjmuje ok. 400 zwierząt. Najwięcej jest saren, które najczęściej padają ofiarami wypadków drogowych. Leczenie wszystkich jest bardzo trudne. Jeśli udaje się uratować 30 procent, to jest to dobry wynik. Jak twierdzą ekolodzy, to, że podczas spaceru po parku możemy natknąć się na lisa, sarnę czy jenota to powód do radości. W wielkim mieście mamy okazję obcować z naturą. Jednak trzeba nauczyć się żyć ze zwierzętami. Nie przepędzać ich i nie tępić. – Pamiętajmy, że to one były tu pierwsze – kończy prezes Ratajszczak.
fot: wikipedia
