Co to są presy, garownik i werkownica
Jak powstał pączek, którego dziś zjemy? Najpierw nastawia się rozczyn, czyli drożdże i wodę, który rośnie sobie w dzierży – wielkiej maszynie mieszającej. Następnie składniki łączy w jedną, jednolitą i zbitą masę, którą odstawia się w ciepłe, wilgotne miejsce. Dalej dzieli się ciasto na tzw. presy, czyli odważone kawałki. Presa ląduje w garowniku – szafie z zamontowaną u dołu grzałką i pojemnikiem z wodą, dzięki czemu przyszłe pączki dojrzewają w ciepłym i wilgotnym powietrzu. Takie warunki to jeden z sekretów udanych pączków! W zimniejszej atmosferze ciasto po prostu by nie wyrosło. Tak potraktowana przez kilkadziesiąt minut presa trafia do werkownicy, czyli maszyny, która dzieli ciasto na kęsy i wstępnie formuje pączki. Wstępnie, ponieważ każdy szanujący się cukiernik nie zda się wyłącznie na efekty maszyny: przyszłe pączki werkuje się (formuje) jeszcze ręcznie.
3-4 minuty i bez zmarszczek
Pączki ponownie trafiają do garownika w przybliżeniu na pół godziny. Tu nabierają objętości gotowej już do smażenia. Następnie lądują w rozgrzanym do temperatury 180 stopni oleju. Smażą się około 3-4 minut z jednej strony. Spodnia część pączka winna być usmażona w mniejszym stopniu (jest jaśniejsza), inaczej pączek może się brzydko zmarszczyć.Po usmażeniu pączki trafiają na nabijarkę, tam nadziewa się je marmoladą. Na końcu pączek ląduje w pomadzie (lukrze), a następnie na ociekarce, gdzie spływa jej nadmiar. Tu jego produkcja się kończy, pączek trafia do sprzedaży, a potem na stoły. Warto wspomnieć, że oprócz ujmującego smaku i zapachu każdy z nich uraczy nas około 300 kaloriami! Ale pączki w tłusty czwartek jeść trzeba – uchylenie się od tego obowiązku skutkuje brakiem pomyślności. Lepiej więc dmuchać na zimne i zjeść więcej, niż gdyby miało nam tego szczęścia zabraknąć…
PS: Dziękujemy właścicielom i pracownikom cukierni Łomżanka za pomoc przy realizacji materiału, podczas której – mimo ogromnej pokusy – nie został zjedzony ani jeden pączek!
KySZ