W oddziale konnym wrocławskiej straży miejskiej aktualnie służy 6 koni: Legat, Solaris, San North, Buczyn, Intimus i Lolipop. Najstarszy, Intimus ma 22 lata. Nadal jest w świetnej formie i doskonale radzi sobie w służbie. Jeśli danego dnia nie wyjeżdżają na patrol, to wyprowadzane są na padok. – Muszą się ruszać. Brak ruchu dla starszych koni to wyrok śmierci – mówią koniarze.
Nowe podkowy jak nowe opony
Wbrew pozorom podkuwanie to nie jest bolesny zabieg i konie chętnie się mu poddają. Kowal zrywa starą podkowę, czyści wnętrze kopyta, przycina nierówną tkankę, poleruje i w końcu przytwierdza nową podkowę. Musi zgadać się rozmiar i kolejność. Podkowy różnią się od siebie w zależności od tego, czy są przeznaczone do tylnych czy przednich nóg, jak i prawej i lewej strony.
Teraz na zimę do podków dokręca się specjalne antypoślizgowe śruby, tak zwane hacele, które utrudniają poślizg na lodzie. – To tak jak w zimowym bucie. Lepiej trzymają się nawierzchni takie ze specjalnym protektorem – mówi Zbigniew Golonka, szef konnego oddziału wrocławskiej straż miejskiej.
Zdrowe kopyta – zdrowy koń
Zabiegi kowala, wymiana podków i zabiegi pielęgnacyjne na kopyta, to konieczny zabieg, aby koń był zdrowy. – Mówi się, że kopyto to drugie serce konia. Przebiega tam gęsta siatka naczyń krwionośnych i jeśli coś zaczyna szwankować, to szybko odbija się to na całym końskim organizmie – dodaje Golonka. Wierzchowce straży miejskiej w czasie zimy pracują podobnie jak w czasie innych pór roku.
– Nie wyjeżdżamy na patrole, kiedy jest już bardzo zimno, ale staramy się pracować bez zmian – mówią strażnicy. Zmienia się nieco końska dieta. Konie dostają więcej kalorii i przede wszystkim witamin. No i czasami goli się im sierść. – Na zimę konie dostają dłuższy włos, jednak pod siodłem podczas jazdy zawsze się pocą, a w przypadku mrozu z mokrą sierścią o przeziębienie nie trudno. Dlatego krótsza sierść dla pracujących koni jest zdrowsza i bezpieczniejsza – mówi Zbigniew Golonka.
Kowal jak lekarz
Kowal Ryszard Mamajek końmi straży miejskiej zajmuje się od początku istnienia oddziału, czyli od 1997. Wierzchowce nie boją się go, a wręcz traktują jak dobrego znajomego. Przed podkuwaniem zawsze jest chwila pieszczot. – Znam je wszystkie. Wiem, co lubią, wiem, które nie przepadają za momentem wbijania gwoździ – mówi. – To moli stali i bardzo sympatyczni klienci.
Fot: Janusz Krzeszowski