1921 - 2014

Tego się Poecie nie robi

Poetą bywał. Był rzemieślnikiem Mowy. A więc nie tylko Słowa, ale i Ciszy.

W domu na Januszowickiej, Wrocław 1998
W domu na Januszowickiej, Wrocław 1998 fot. Adam Hawałej

Tego się Poecie nie robi.

Nie zamawia się projektów, nie prowadzi się indeksu wydarzeń, nie realizuje się programów i specjalnych edycji festiwali, nie przyznaje się grantów, dofinansowań, dotacji celowych - słowem nie ogłasza się Roku Różewicza. Wszystkiego tego się nie robi. Się nie robi. Się

Był już Archipelag Różewicza i tegoż Różewicza Dorzecze, był Różewicz Rozrzucony i Powtórzony i jeszcze Wielokrotny. 

Jak zatem oddać to podskórne przeniknięcie jego twórczości w tkankę (łac. textum) niezliczonych przykładów słowa zapisanego i wciąż przekazywanego a obecnego w polskiej kulturze co najmniej od debiutanckiego Niepokoju, a więc przez blisko siedemdziesiąt pięć lat.

Poetą bywał. Był rzemieślnikiem Mowy. A więc nie tylko Słowa, ale i Ciszy. Rzemieślnikiem Wszelkiego Poruszenia, które wyczuwalne a niewyrażalne domaga się, aby je zatrzymać, przenieść; poetą jakby doraźnie na potrzebę chwili (Verweile doch! włożył onegdaj w usta Fausta jego Mistrz Goethe), formującym swe utwory w języku swoich pobratymców tak, jak garncarz lepi naczynia odpowiednie formą i wytrzymałością dla przewidzianych im funkcji. I jako poeta lepił swe wiersze, poematy, opowiadania, dramaty, szkice, listy, udzielał wywiadów, odpowiadał na ankiety, rozmawiał przez telefon. Glina mowy (teraz małą literą) w jego rękach (pisanie fizyczne już w latach sześćdziesiątych bywało dla Tadeusz Różewicza niepotrzebną trudnością) stawała się szczególnie plastyczna, choć to nie piękno nadawało jej formę – raczej już utrwalała ślad swego pochodzenia, pewną krnąbrność – znak cechowy potwierdzający rzemieślniczą konieczność rozpoznania jej substancjalnej wartości i jakby ekologiczną (powiedzielibyśmy dziś modnie) ocenę: czy warto było wzruszać ciszę, która jeszcze przed chwilą trwała. Milczenie ciała zajmowało go najbardziej.

Pisał, siadał, spacerował, oddychał, nasłuchując i zapisując tektoniczne zmiany Mowy a nie tylko języka - dlatego wielokrotnie jako pierwszy spośród zwykłych połykaczy słowa potrafił wysłyszeć nadchodzące zmiany - procesy przejawiające się w „widzialnym” i słyszalnym języku świata, uwydatnić je, nadać im kształt rozpoznawalny dla wielu i w którym wielu mogło się rozpoznać. To wyjątkowe słuchanie mowy miało u Poety rys dramatyczny – od wczesnych jego prac myślał dramatycznie, czuł dramatycznie.

Złowione 

W licznych wrocławskich propozycjach programowych Roku Różewicza powraca szczególnie jeden moment z biografii Poety – rok 1968 – czas przenosin z Gliwic do Wrocławia, jakby decyzja ta i wybór stanowiły jeszcze jedno wypełnienie archetypu mieszkańca stolicy Dolnego Śląska – osiedleńca, przyjezdnego, tułacza, stanowiącego o sobie jako osobie wolnej i wolności poszukującej - decyzja tym bardziej znamienna, że podejmowana z jednej strony w cieniu polskiego Marca’68, ale również potwierdzona po powrocie Poety z Paryża, gdzie z bliska mógł oddychać powiewem wschodzącej kontrkultury.

Do Wrocławia Poeta przywozi ze sobą wiele rozpoczętych tekstów - w tym Złowionego, którego za chwilę ukończy i wyda drukiem, i którym później zainteresuje się Jerzy Grotowski (on sam cztery lata wcześniej, wybierając Wrocław, przywiózł ze sobą rozpoczętą już pracę nad Księciem Niezłomnym). Może to znajomość (utrwalona późniejszą przyjaźnią) z Ludwikiem Flaszenem, który jeszcze w Opolu zapisał, że ”teatr jest obcowaniem z prawdą za pośrednictwem wspólnoty” – przyniosła Poecie obietnicę zawieszeni przyrodzonego rozdziału słowa i ciała. A więc już nie ciało i słowo lecz CiałoSłowo nierozdzielne i wiodące wspólny los. „Oni rodzą te teksty, rodzą je w każdym nowym przedstawieniu – pisał po obejrzeniu Apocalypsis cum figuris – Ryki rodzącego rozlegają się w tej zamkniętej sali teatralnej (a raczej operacyjnej). Słowo na naszych oczach staje się ciałem, rośnie w czasie przedstawienia. Zamienia się w ciało agresywne. Gwałcone i gwałcące. Ten zespół karmi się słowem (dosłownie). Słowo jest tu trawione i wydalane. Słowo jest wykrwawione, rozdzierane, zbite na miazgę, odrzucone. Z jego boku tryska strumień krwi, spermy, milczenia. Tu odbywa się karmienie słowem. Godzina karmienie: dziewiętnasta”. Pozostaje wciąż nieuchwytną tajemnicą: co dostrzegł Poeta w akcie stwarzanym i powtarzanym każdego wieczoru (a więc, co dostrzegł w możliwości samej sztuki) w Teatrze Laboratorium; tym samym Laboratorium, które wcześniej współtwórczą siłą Józefa Szajny wyniosło plemion cmentarzysko wg Akropolis Wyspiańskiego w kształt Auschwitz, a w Studium o Hamlecie dostrzegło (to za sprawą Flaszena) figurę Żyda, uotsidera odsuniętego i oplutego przez oddział powstańców. 

Różewicz i Grotowski nie spotkali się w pracy nigdy. Połączył ich rychło (8 maja 1976) w jednym kazaniu Prymas Stefan Wyszyński dopatrując się sprzeniewierzenia, odstąpienia od prostej wg jego historiozofii drogi wolności: ”Czy to ma być tylko wolność picia i upijania się, alkoholizmu i rozwiązłości, wolność wystawiania obrzydliwych sztuk teatralnych? Jak gdyby naszych artystów nie było już stać na nic lepszego tylko na jakieś tam Białe małżeństwo czy Apocalypsis cum figuris. Obrzydliwości, które się drukuje, wystawia się potem w teatrach, a Polacy, chociaż mówią o tych przedstawieniach – to prawdziwe świństwo – ale idą na nie, płacą pieniądze, siedzą i spluwają. Czy na to odzyskaliśmy wolność?”. Aktualność Białego małżeństwa (podobnie jak wymowa paruzji z Apocalypsis cum figuris) jest dziś szczególna i nie zawdzięcza nic modnej przebierance – dziś myślenie, czucie i decydowanie o sobie ucieleśnionym weszło na stałe do podstaw rozumienia godności i pełni tożsamości każdej osoby. Odsłanianie i nazywanie tego dynamicznego procesu - także. Przywrócenie ciała człowiekowi współczesnemu zawdzięczamy - co wydaje się paradoksem – poezji i Poecie, autorowi Ocalonego. 

Katharsis roku obcowania z Różewiczem (w jego wiecznym stanie skupienia w jakim pozostaje w swoich tekstach), może stać się zaczątkiem odbudowywania, oczyszczania słów zużytych, którymi zostaliśmy otoczeni, obrzuceni, zamknięci; słów wyzbytych ze znaczeń, bo pozbawionych prawdy doświadczenia, słów bez ciała; słów, które nie zostaną zbawione.

 

Ps. W jednym z wierszy autor Pułapki, tak jawnie zapisał przesłanie, którego powodem było odsłonięcie pomnika Franza Kafki w Pradze:

 

(...)

pomnik stanął
w Pradze
postawili go nie pytając

„a kogo mieliśmy pytać?”

Ducha! Panowie i panie,
Ducha Kafki trzeba pytać
(i nastawić ucha!)
Duch Kafki mówi: proszę
Mnie nie ustawiać nie przedstawiać
a jak już stoję proszę
nie odsłaniać!

chcę być zasłonięty

nie wyciągajcie na światło
moich kobiet moich łez
moich rodziców moich sióstr
spalonych rękopisów
moich ran
nie komentujcie mojego
życia śmierci procesu
nie urządzajcie cyrku
nie wyciągajcie ze mnie
wszystkich tajemnic
nie wciągajcie mnie
do kawiarenki
nie zaglądajcie mi w zęby
nie jestem waszym koniem
(zwierzęciem pociągowym
różnych fundacji)
nie wmawiajcie we mnie
że kochałem kiepskich
aktorów że byłem
płochliwym narzeczonym
nie róbcie ze mnie
wzorowego urzędnika
impotenta sportowca
syjonisty jarosza
i wielbiciela prozy
Maksa Broda

amen

 

 

(Tego się Kafce nie robi, wcześniejszy tytuł Nie odsłaniajcie mnie)