1921 - 2014

Nihilista, który wierzył - o Tadeuszu Różewiczu pisze Tadeusz Sobolewski

Zmarł wielki poeta, dramaturg, jeden z najbardziej znanych w świecie polskich twórców, tłumaczony na 49 języków.

Tadeusz Różewicz
Tadeusz Różewicz fot. AG

Nie znosił mediów, choć był ich namiętnym odbiorcą i przedrzeźniaczem. Nie dawał się namówić na wywiad, utrudniał organizowanie uroczystości na swoją cześć. W wierszu "Sukces i prośba" przemawia głosem prostaczka: "kiedyś/ otrzymałem/ Sztandar Pracy/ (drugiej klasy)/ a przecież/ zasłużyłem sobie/ na/ order uśmiechu/ bodaj/ trzeciej klasy".

W satyrycznym tomiku "Kup kota w worku" (zawsze pisał humorystyczne wiersze; można je już znaleźć w "Echach leśnych" wydanych na powielaczu w 1944 r.) śmieje się w nos tym, co oczekiwaliby od poety pięknych słów i mądrych wskazań. Ale w filmie Andrzeja Sapii "Poeta emeritus" cytuje Byrona: "Widzę, że w miarę, jak człek się starzeje,/ Raczej niż łajać, woli śmiać się z grzechu,/ Choć dwakroć smutny jest po takim śmiechu".

Z doświadczenia wojny, z rozczarowania nowym ustrojem

Dla z nas, powojennych pokoleń, Różewicz był pierwszym poetą - obok Mickiewicza - którego poznawało się w szkole. Kto nie pamięta wiersza o warkoczyku, "mysim ogonku z wstążeczką/ za który pociągają niegrzeczni chłopcy"? I to niepojęte przejście z korytarza szkolnego - prosto do obozu zagłady, gdzie robotnicy "miotłami zrobionymi z lipy" zamiatają włosy zagazowanych.

Była w tym ujęta w najprostsze słowa i przetworzona w poezję bezradność poezji. Z doświadczenia wojny, z rozczarowania nowym ustrojem (w który na krótko uwierzył) wynikła przenikliwa, prorocza diagnoza: nadchodzi Nic. To "nic", które później nazwano "płynną rzeczywistością", gdzie - jak powiedział George Steiner - "znaczenie zostaje pozbawione znaczenia".

"Nic z ulic i ust/ z ambon i wież/ nic z głośników/ mówi do niczego/ o niczym". "Zostało Nic - czytam w książce "Matka odchodzi". - I jeśli my, ludzie, nie pójdziemy po rozum do głowy i nie zagospodarujemy tego rosnącego Nic, to zgotujemy sobie takie piekło na ziemi, że Lucyfer wyda nam się aniołem, wprawdzie aniołem upadłym, ale niepozbawionym duszy, zdolnym do pychy, ale pełnym tęsknoty za utraconym niebem pełnym melancholii i smutku. Polityka zamieni się w kicz, miłość w pornografię, muzyka w hałas, sport w prostytucję, religia w naukę, nauka w wiarę".

Już w swoim pierwszym tomie, najgłośniejszym tużpowojennym debiucie, Różewicz ukazuje świat spustoszony, w którym "katedra ma o wiele mniejsze znaczenie niż rzeźnia miejska, stadion sportowy, kino Apollo lub wieża ciśnień". "Jednako waży cnota i występek", a "pojęcia są tylko wyrazami". Realizuje program nie do spełnienia, ale też nie do uniknięcia - przebijać się przez zalewający potok rzeczy i słów bez znaczenia. Szuka takiego języka poetyckiego, który wytrzymałby ciśnienie nicości. Stwarza poezję poza poezją, poza tradycyjnym pięknem, opartą na realności podanej tak, żeby uderzała, zastępując "poćwiartowane ideały", ideologie i doktryny. To, co niektórzy brali za nihilizm, było krzykiem protestu. Aż do końca.

Miłosz po latach w swoich wykładach umieścił Różewicza po stronie "nihilistów", razem z Beckettem i Larkinem. Tymczasem Różewiczowska Pustka i przywoływane przez niego Nic mienią się różnymi znaczeniami.

Poezja, która wątpi w człowieka

W jego późnym wierszu o tsunami katastrofa staje się medialną atrakcją, "kolorowym widowiskiem na powierzchni/ nieskończoności/ Wścibskie kamery grzebią w zwłokach/ obiektywy penetrują bezbronne martwe ciała/ dziennikarze i fotoreporterzy/ unoszą w pazurkach/ fragmenty strzępki kawałki/ ludzkiego mięsa zegarki/ głowy ręce pierścionki dłonie/ kolczyki wnętrzności notesy komórki/ powoli "wszystko"/ wraca do normy/ Turyści nie rezygnują/ z wykupionych wczasów/ to się ogląda to podnosi adrenalinę/ "oglądalność" bije rekordy". Ale nagle ton wiersza się zmienia: "piszę na wodzie/ piszę na piasku/ z garści ocalonych słów/ z kilku zdań prostych/ jak proza cieśli/ z kilku nagich wierszy/ buduję arkę/ żeby coś uratować z potopu."

W proroczej sztuce z 1968 r. "Stara kobieta wysiaduje", w niezapomnianej inscenizacji Jerzego Jarockiego, plaża jest śmietnikiem. Stara Kobieta chce rodzić, wygłasza odę do ludzkiego brzucha, choć w gazecie piszą, że "świat znowu jest na krawędzi".

"Przyrost naturalny" - projekt spektaklu zapisany w latach 60.: "Do przedziału kolejowego wchodzi majestatyczny Arcykapłan. Wygłasza kilka frazesów, błogosławi, gładzi główki dzieci. Przewrócony na podłogę, a potem rzucony na siatkę bagażową ględzi dalej namaszczonym głosem o godności kobiety, o grzeszności środków antykoncepcyjnych, o kalendarzyku. W trzecim akcie sztuki ściany pękają i przez otwory wlewa się potok ludzki. Żywa, rosnąca masa (...) niszczy wszystkie formy i zaczyna się przelewać z pustego w próżne". Tamte ściany - komentował Różewicz w roku 2003 - zamieniły się dziś w granice Unii Europejskiej powstrzymujące masę z zewnątrz jeszcze większą od tej masy, która skupiła się na tym małym terytorium dobrobytu.

O jego poezji mówiło się zawsze, że wątpi w człowieka, sprawcę całego zła na Ziemi. A przecież od młodości czytałem wiersze Różewicza jak modlitwę do człowieka. Bezbożną i ewangeliczną. "Ta staruszka która/ ciągnie na powrozie kozę/ jest potrzebniejsza/ i cenniejsza/ niż siedem cudów świata/ kto myśli i czuje/ że ona jest niepotrzebna/ ten jest ludobójcą".

W Krakowie, po wyjściu z partyzantki, 25-letni Różewicz, rówieśnik Szymborskiej i Białoszewskiego, podejmuje zuchwałe zadanie. Miał to być poemat o "odnowie kościoła Mariackiego", na wzór "Akropolis" Wyspiańskiego, pojmowany jednak "bardziej ryzykownie i heretycko". Okaleczony przez wojnę pragnie - jak pisze Tadeusz Drewnowski - "odbudowywać poezję jako kościół, a kościół jako człowieka". Sto lat wcześniej Mickiewicz nazwał poezję Słowackiego "kościołem bez Boga". Różewicz jakby podejmował to porównanie i przekraczał je: tak, Bóg odszedł, nie ma go już w tym kościele. "Ja Go nie opuściłem. On mnie opuścił...". Ten cytat z psalmu stale u niego powraca.

Czy jest to wyjście naprzeciw przyszłej - czy możliwej? - religii człowieka? Echo Mickiewiczowskiej Wielkiej Improwizacji, ale bez ukorzenia się? Poezja Różewicza jest zuchwałym, nieustępliwym sondowaniem paradoksu. Niewierzący zwraca się do Boga: "może pokarałeś mnie/ małego ciemnego za upór/ za pychę/ za to/ że próbowałem stworzyć/ nowego człowieka/ nowy język".

"Ja płytko wierzę. Nie rozumiem pewnych dogmatów, które są przedmiotem wielkich rozpraw teologicznych. Nie rozumiem nawet potrzeby takich dociekań. Uważam, że człowiek wierzący nie musi się zajmować poszukiwaniem dowodów na istnienie Boga czy duszy" - mówił w wywiadzie Annie Żebrowskiej przed kilku laty.

W "Śmierci w starych dekoracjach" czytamy: "Do czego może być ? przydatny ?Bóg powiedzmy w roku 1960, jeśli ? szczęście na ziemi" można osiągnąć łatwiej bez Boga, a szczęście ? wiekuiste ?jest zbyt trudne dla naszej ubogiej wyobraźni. Gazety, radio, głośniki, kino, reklamy, telewizja, ludzie czynią taki zgiełk. Mnie się zdaje, że Pan Jezus po prostu uciekł z wielkiego miasta".

Poeta ubrany w granatowy roboczy drelich siada do pisania

Według niego nowa poezja, która miała wejść w pustkę po biblijnym Słowie, musi być przezroczysta, otwarta dla wszystkich. Łatwa i trudna zarazem. Spotyka się z myślą Ludwiga Wittgensteina: o czym nie można mówić jasno, o tym należy milczeć.

Kiedy ukazuje się Różewicza jako poetę nicości, pomija się coś istotnego. Prowadzi go wiązka światła - pisał Krzysztof Myszkowski. Po wylądowaniu człowieka na Księżycu mówił w wywiadzie telewizyjnym: "Może to jest naiwne, ale wydało mi się, że się zaczęła nowa era". Trzeba zobaczyć twarz poety, który to mówi, aby przekonać się, że jego osławiony nihilizm jest rewersem tej wiary i nadziei.

Ale ani wiara, ani niewiara nie są kategoriami godnymi wielkiego poety. W dokumencie o sobie Różewicz ubrany w granatowy roboczy drelich siada do stołu, żeby kłaść na papierze słowa. Wygląda przy tym jak mistrz zen.

Rzeczowość. Nie poezja, ale sama rzecz ma przyciągać uwagę. Momentalne olśnienie. Zaufanie do konkretu, właśnie dlatego, że ulotny. Bezinteresowne portrety ludzi i rzeczy. Jak ten obraz, który idzie za mną przez życie: "o świcie światło/ rysuje węglem/ ziemistą twarz/ matki/ Rozpala pod blachą/ ognisko domowe/ trzask szczypki/ zapach zrębu żywiczny/ płomień szerzy się i huczy". Rysy twarzy najbliższych "nie będą już powtórzone".

W intensywności spojrzenia na ludzi i rzeczy kryje się coś więcej niż odwieczna walka ze śmiercią i przemijaniem. Jest w tym ślad utraconej wiary - doświadczenie pokolenia, do którego należeli Tadeusz Borowski, Andrzej Wróblewski, Jan Józef Szczepański.

Zwykły człowiek, zbyt normalny na pomnik

Ujmujący uśmiech Różewicza kontrastował z obiegowymi sądami o "pesymizmie" czy wręcz "nihilizmie" jego poezji. Różewicz w filmach o sobie śmieje się do kamery, że jest poetą "zbyt normalnym". Trzeba by na użytek mediów "wymyślić siebie bardziej poetyckiego, malowniczego, szalonego. Może trochę schizofrenika, trochę kochającego inaczej. Bieda w tym, że kocham po bożemu".

"Klasycy powtarzali to słynne non omnis moriar - natomiast ja mówię, że cały umrę, i to mi daje siłę do trwania poza poezją, kiedy ona mnie opuszcza. To moja kontra".

Różewicz ma swój pomnik w Helsinkach. Choć właściwie nie jest to jego pomnik, tylko obelisk ku czci "zwykłych ludzi". Blok czarnego granitu. Na nim po polsku i po fińsku wyryte "Opowiadanie o starych kobietach": "Lubię stare kobiety/ brzydkie kobiety/ złe kobiety/ są solą ziemi/ nie brzydzą się/ ludzkimi odpadkami".

Źródło: Gazeta Wyborcza