1921 - 2014

Księżyc i wyspa

Nie ma historii bez miejsca. Gdyby Różewicz nie zamieszkał na parterze wrocławskiego bloku, być może nie doświadczyłby życia na „wystawie sklepowej” ani pracy w pokoju, przez który przejeżdża tramwaj, a śmietnik za oknem nie przemieniłby się w metaforę cywilizacji.

Rękopis Różewicza
Rękopis Różewicza fot. Ossolineum

W pierwszą wielką podróż reporterską Tadeusz Różewicz wyruszył jesienią 1947 r. Wraz z transportem części do budowy stalowego mostu przepłynął Odrą z Koźla do Szczecina. Obserwacje z tej wyprawy zawarł w trzyczęściowym reportażu: „Most płynie do Szczecina”, „Spacer po Opolu” i „Światła na drodze”, opublikowanym w „Trybunie Tygodnia”. Swoje doświadczenia opisywał na przykład tak: „Od Wrocławia holuje naszego stalowego mamuta smukła, lekka i misterna »Danusia« (motor 45 KM). Biedne konie mechaniczne drżą z wysiłku. Jedziemy, płyniemy, a właściwie idziemy »piechotą« po dnie, szorujemy po kamieniach. Żeby tylko śruba się nie urwała”.

Młody poeta na własne oczy zobaczył Nadodrze, które w porównaniu ze względnie spokojnym Krakowem sprawiało wrażenie innego świata. Droga „z Krupniczej do »wodniaków« na Odrze, do osadników – pisał w zakończeniu reportażu – jest dalsza niż droga z Ziemi na Księżyc” (w tym czasie mieszkał w „pokoju kawalerskim” w domu ZZLP przy ul. Krupniczej 22 w Krakowie). Nie chodziło wyłącznie o dystans geograficzny. Księżycowy krajobraz Ziem Odzyskanych tworzyły ruiny, ślady niemieckiej cywilizacji i zbieranina obcych ludzi z różnych stron. Wrażenie próżni socjologicznej potęgowała komunistyczna (a de facto nacjonalistyczna) propaganda, szafująca piastowską mitologią i tandetnym folklorem.

Kanał żeglugowy, którym płynął Różewicz, omija śródmieście Wrocławia wielkim łukiem, ale poeta zobaczył je z bliska 8 września. Tego dnia odwiedził miasto wraz z delegacją czechosłowackich naukowców i literatów, zaproszonych do Polski przez Instytut Zachodni. Towarzyszył mu Jan Pilarˇ, zaprzyjaźniony pisarz, krytyk i tłumacz polskiej poezji, który po latach wspominał, że „miasto było wtedy jednym wielkim rumowiskiem”. W morzu zniszczonych budynków pracowała fabryka wagonów i działał odnowiony uniwersytet. Na cześć zagranicznych gości wydano uroczysty obiad. Uczestniczyli w nim Maria Dąbrowska i Wojciech Żukrowski, którzy po II wojnie światowej zamieszkali nad Odrą.

U schyłku lat 40. Różewicz wraz z rodziną osiadł w Gliwicach. Mieszkanie na Górnym Śląsku zapewniało mu stabilizację i bezpieczny dystans do życia literackiego w okresie stalinowskim. Nie był jednak odcięty od świata. W 1956 r. wyjechał do Mongolii, rok później do Paryża, a w kolejnym roku do Chin. Redakcja „Panoramy” w notatce pod jego zdjęciem podkreśliła, że Różewicz jest „poetą wędrownym”. Te słowa były podsumowaniem jego wcześniejszej pracy reporterskiej, ale i zapowiedzią następnych podróży. Chociaż w ciągu kilkunastu lat spędzonych w Gliwicach pisarz ponad dwadzieścia razy wyjeżdżał za granicę, prowincjonalizm ówczesnego Górnego Śląska skłaniał go do wyprowadzki. Między wierszami listów i wspomnień Różewicz dawał do zrozumienia, że szukał nowego azylu także z powodu zanieczyszczenia przemysłowego i nasilającej się w kraju nagonki antysemickiej.

Mimo starań poecie nie udało się wyprowadzić do Warszawy. Gdy w 1966 r. skierował do Ministerstwa Kultury i Sztuki prośbę o przydział mieszkania w stolicy, nawet nie otrzymał oficjalnej odpowiedzi. Może właśnie wtedy zdecydował się na przeprowadzkę do Wrocławia, który w latach 60. podnosił się z ruin i powoli wyrastał na trzecią – oprócz Warszawy i Krakowa – stolicę kulturalną Polski. Nie była to decyzja oczywista. W 1957 r. w „Poglądach” ukazała się pierwsza opublikowana na Dolnym Śląsku rozmowa z Różewiczem. Na pytanie dziennikarza o to, jak poeta zapatruje się na działalność literacką we Wrocławiu, odpowiedzią było milczenie. Jedenaście lat później autor „Niepokoju” osiadł w tym mieście na stałe. 

Informację o jego przeprowadzce podała do wiadomości publicznej „Trybuna Ludu” 26 września 1968 r., ale w redakcji wrocławskiej „Odry” mówiło się o tym już w grudniu poprzedniego roku. Jerzy Jarocki zawiadomił Zbigniewa Kubikowskiego, redaktora tego miesięcznika i kierownika lokalnego oddziału ZLP, że Różewicz chętnie zamieszkałby w stolicy Dolnego Śląska. Kubikowski, korzystając z przychylności władz miasta, zadbał o gościnne przyjęcie pisarza i o przydział mieszkania przy ul. Glinianej 53. Nie ma historii bez miejsca. Gdyby Różewicz nie zamieszkał na parterze w bloku, być może nie doświadczyłby życia na „wystawie sklepowej” ani pracy w pokoju, przez który przejeżdża tramwaj, a śmietnik za oknem nie przemieniłby się w jego tekstach w metaforę cywilizacji. 

Na decyzję pisarza wpłynęły nie tylko bliska współpraca z redakcją „Odry” (m.in. stały felieton „Margines, ale…”), w której nazywano go „tajnym nadredaktorem”, lecz również jego plany teatralne i kontakty z reżyserami. Nie wszystkie okazały się owocne. Teatr Laboratorium – zdaniem Różewicza – pożerał i unieważniał tekst literacki. Chociaż jego współpraca z Jerzym Grotowskim nie wyszła, homiletycznie połączył ich prymas Stefan Wyszyński, który w kazaniu na Skałce w 1976 r. „Apocalypsis cum figuris” oraz „Białe małżeństwo” nazwał obrzydliwością i świństwem. 

Subtelniej z dramaturgią Różewicza obchodzili się Helmut Kajzar i Kazimierz Braun. Dzięki ich realizacjom jego twórczość zadomowiła się na wrocławskich scenach. Nie mniej ważne były kontakty poety z badaczami literatury i krytykami. Józef Kelera pisał o jego dramaturgii, ale bywał również na znakomitej herbatce, którą parzyła pani Wiesława Różewiczowa. Czesław Hernas często zapraszał poetę na polonistykę. Gdy pewnego razu autor „Kartoteki” skorzystał z zaproszenia, przypadkowo trafił do gabinetu, w którym Jacek Łukasiewicz egzaminował z literatury współczesnej. „»Niech pan sobie nie przeszkadza« – powiedział T.R. i usiadł na krześle w kącie. Studentka zaoczna już wcześniej dostała zestaw pytań i teraz mówiła o twórczości Różewicza. Nie bardzo jej szło, ale jakoś przebrnęła. Różewicz słuchał z pewnym zainteresowaniem” („Piątek, którego nie było. Pamięci Tadeusza Różewicza [1921–2014]”). 

Janusz Degler poznał go w 1969 r. na Wzgórzu Polskim podczas Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Studenckich. „Teatr plenerowy ma wiele zalet, ale jedną wadę” – powiedział poeta. „Nie można siedzieć”. Umówili się zatem na rozmowę na ławce w parku Południowym, a gdy Różewicz przeprowadził się do kamienicy przy ul. Januszowickiej, zaczęli się spotykać w tym parku regularnie. Czasami towarzyszył im piesek teatrologa, a rozmowy dotyczyły nie tylko sztuki, lecz także codzienności. Różewicz opowiadał o wdowach po Stanisławie Brzozowskim, Karolu Ludwiku Konińskim i Stanisławie I. Witkiewiczu, innym razem narzekał na sąsiada, Grzegorza Brauna, który nad jego mieszkaniem prowadził remont. W trakcie jednego z tych spacerów poeta powiedział, że na wysepce pośrodku parkowego stawu chciałby jak Robinson Crusoe spędzić w samotności kilka dni, słuchając tylko śpiewu ptaków i szmeru wody. Na wyspie, chociaż wielkiej i zaludnionej, zamieszkał na początku XXI w., gdy Rada Miejska Wrocławia przekazała mu willę na Biskupinie przy ul. Promień 16. 

Różewicz długo oswajał miasto i region. Spacerował w parku Szczytnickim, Ogrodzie Botanicznym i zoo, odwiedzał Muzeum Narodowe, Panoramę Racławicką, Ossolineum, Teatr Współczesny, Teatr Polski, Operę Wrocławską oraz Domek Miedziorytnika, bywał w Kudowie, Szklarskiej Porębie i Karpaczu. Jak napisał w „Gawędzie o spóźnionej miłości” – poemacie o Karkonoszach i Wandzie Rutkiewicz – „przez lasy nad Wartą i Pilicą / przez Kraków Gliwice Wrocław / przez siedem gór i siedem rzek (…) / doszedłem do Gór Olbrzymich” (1997). Poeta przeżył we Wrocławiu czterdzieści sześć lat, prawie połowę życia, lecz na miejsce spoczynku wybrał cichy i odosobniony cmentarz luterański w Karpaczu Górnym.

Źródła: Archiwum Tadeusza Różewicza w Bibliotece ZN im. Ossolińskich.
Piątek, którego nie było. Pamięci Tadeusza Różewicza (1921-2014), „Odra” 2014 nr 6 (wspomnienia T. Różewicza, J. Łukasiewicza, J. Kelery, M. Hermansdorfera, J. Deglera).
Jan Pilař, Moja droga do poezji polskiej, przeł. Jacek Bukowski, „Literatura na Świecie” 1983, nr 9.