Paweł Piotrowicz

Paweł Piotrowicz

Kategoria:

Kultura / Sztuka / Dizajn

Jest autorem dwóch najważniejszych obecnie książek o wrocławskiej niezależnej scenie muzycznej w latach 1979–2000, wydaje archiwalne płyty wrocławskich zespołów, jak Miki Mousoleum czy Kormorany. Teraz przygotowuje tom „Wrocławska niezależna scena muzyczna. Miejsca i ludzie”. Będzie poświęcona klubom oraz ludziom animującym kulturę w latach 80 i 90.

Wszystko w życiu Pawła Piotrowicza w naturalny sposób łączy się i przeplata. Nauka w jedynej wówczas w Polsce klasie księgarskiej w Zespole Szkół Ekonomicznych, studia dziennikarskie, pisanie poezji, praca w piśmie „Rita Baum”, a od 8 lat w Narodowym Forum Muzyki przy koordynacji materiałów drukowanych i muzyczna pasja.

Dzięki zdobywaniu rozmaitych doświadczeń, dziś sam jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Potrafi wyszukać w archiwach potrzebne materiały, samodzielnie zrealizować projekty, przygotować i rozliczyć wnioski, wyprodukować płyty i książki.

Blisko 20 lat temu rozpoczął projekt „Wrocławska niezależna scena muzyczna”, w którym wydał cykl książek („Wrocławska niezależna scena muzyczna 1979–1989”, „Wrocławska niezależna scena muzyczna 1990–2000”), a także tomy „Antena Krzyku. Antologia 1986–1990”, „Dolnośląska niezależna scena muzyczna 1980–2000” i archiwalne płyty zespołów.

W 2026 roku ukaże się książka „Wrocławska niezależna scena muzyczna. Miejsca i ludzie”, zamknięcie trylogii. A Pawła Piotrowicza wciąż fascynuje niezależna scena muzyczna w mieście. - Po prostu jestem konsekwentny w działaniu i autentycznie interesuję się tym, co robię - podkreśla.

Wrocławianin ma nie tylko pasję, ale też sporo szczęścia do ciekawych ludzi i odnajdowania się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu.

Jako czternastolatek znalazł się na koncercie zespołu Armia i to przeżycie przesądziło o wszystkim. Zaczął bywać we wrocławskich klubach, słuchać muzyków, porównywać występy, szukać swoich brzmień, gromadzić doświadczenia.

Fotografujemy Pawła Piotrowicza w Art Cafe Kalambur przy Kuźniczej, miejscu legendarnym dla wrocławskiej kultury i muzycznej alternatywy. – Wpadałem tu tak często, że miałem nawet barowy stołek, na którym przesiedziałem pewnie z 2 lata obserwując wiele wydarzeń – opowiada.

- Pamiętny był zwłaszcza koncert Roberta Brylewskiego zorganizowany w walentynki, zwane Brylantynkami, w projekcie Tehno Terror. Trwał do godzin porannych, bo o świcie podawana była jeszcze jajecznica - wspomina Piotrowicz.

Poza Kalamburem wybierał też koncerty w wielu wrocławskich klubach, ale i postindustrialnych przestrzeniach, jak Młyn Maria. W 2000 roku odbył się tam pamiętny koncert zespołu Kormorany, który przerwała policja.

Klimat był jak z lat 80. Budynek jeszcze w surowym, nawet dzikim, stanie, a w trakcie występu pojawili się mundurowi, aby wyprosić publiczność ze względu na zagrożenie wybuchem pyłu mącznego. Zrobiło się z tego spore zamieszanie, a ponieważ publiczność dopisała, wszyscy pytali, co dalej. W trybie błyskawicznym podjęto decyzję o przeniesieniu koncertu do pubu Gumowa Róża, prowadzonego wówczas przez Martynę Jakubowicz, i Kormorany zagrały koncert do końca - dodaje Paweł Piotrowicz.

Paweł Piotrowicz


Zajmuje się muzycznym i undergroundowym dziedzictwem Wrocławia

Dziś wrocławianin czuje się spełniony. Cele zostały osiągnięte, marzenia się ziściły. – Teraz czas na wypracowanie nowych celów, kreowanie nowych wydarzeń. Najważniejsze, aby w ferworze zajęć i wyzwań (a ostatnio Paweł Piotrowicz po raz drugi został tatą) znaleźć przestrzeń na przemyślenia, lektury, czy dobry koncert – podkreśla.