Pana działką jest pilotowanie czaszami. Co to właściwie oznacza, bo mnie się spadochroniarstwo kojarzy głównie z celnością lądowania? Swego czasu było to clou programu imprez towarzyszących sportowym zawodom w Polsce (żużel, piłka nożna), tzn. spadochroniarz miał wylądować w środkowym kole piłkarskiego boiska i zebrać brawa.
Zgadza się, ale pilotowanie czaszami to nieco inna zabawa. Wyskakuje się z wysokości 1700-1500 metrów, w zależności od tego jaki pułap osiągnie samolot. Nie dochodzimy jednak do prędkości granicznej, czyli do około 200 km/h, bo tego nasze czasze i linki by nie wytrzymały. One nie są po prostu przystosowane do tak gwałtownych otwarć. Dlatego my otwieramy czaszę szybciej, po około pięciu sekundach wolnego spadania, osiągając wcześniej prędkość około 80 km/h.
Wyskoczyliśmy już z samolotu i otworzyliśmy czaszę. Co dalej?
Zbliżamy się do swoop pondu, czyli basenu z wodą. Na lotnisku w Szymanowie mamy teraz nowy, jedyny certyfikowany w Europie, o głębokości 80 cm oraz o wymiarach 80 na 20 metrów. A zatem pilotujemy czaszę na swoop pond, początkowo, rzecz jasna, pod nadzorem wykwalifikowanych osób. Budujemy sobie rundę do lądowania, a konkurencje mamy cztery: celność, dystans, prędkość oraz slalom.
Zacznijmy od celności.
Cel jest oddalony o około 12 metrów od basenu. I najpierw musimy zanurzyć w basenie nogę, a później dopiero kierować się do celu, dzięki czemu zyskujemy dodatkowe punkty.
Dystans.
Należy przelecieć jak najdalej od punktu wejścia tuż nad wodą pomiędzy bramki. Jak to się mierzy? W basenie mamy dwie bojki, do których przymocowane są fotokomórki. Musimy znaleźć się nie wyżej niż około metra nad wodą, by zmieścić się w bramce wyznaczonej przez wspomniane fotokomórki. W tym momencie przesuwamy ciężar ciała do przodu, dzięki czemu szybujemy dalej. I kto doleci dalej, ten lepszy. Najlepszy wynik to około 200 metrów.
Prędkość.
Czyli speed. To napędzanie czaszy do najwyższej możliwej prędkości, wejście do bramki i wyjście z drugiej bramki po łuku. Między nimi mierzona jest prędkość, na podobnej zasadzie działa fotoradar, który nie strzela nam fotek, lecz mierzy prędkość auta na danym odcinku.
I slalom.
W odpowiednim miejscu, pod odpowiednim kątem, wlatuje się między bramki i szybuje nad wodą, ale nie zanurzając się w niej. Lustra basenu dotyka się tylko i wyłącznie w konkurencji na celność lądowania. Trzeba dotrzeć jak najdalej, co mierzą fotokomórki. W każdym przypadku lata się na małych czasach poniżej stu stóp kwadratowych, które osiągają prędkość maksymalną 180 km w poziomie.
Pan również szykuje się do The World Games 2017?
Nie, bo to jeszcze nie mój czas.
A ile Pan ma lat?
39.
I 4 500 skoków na liczniku. To kiedy nadejdzie Pana czas?
Czas pokaże, bo to zależy od wielu czynników, m.in. od tego, jak szybko i pod czyimi skrzydłami zdobywasz doświadczenie. Ja przewożę pasażerów i szkolę w systemie AFF (Accelerated FreeFall), czyli wolnego spadania. Uczę ludzi przyjmowania bezpiecznej sylwetki do otwierania spadochronu głównego, zachowania się od wysokości 4 000 metrów do 1500-1700. A od kiedy powstał pond na lotnisku w Szymanowie, zacząłem się szkolić pod kątem wspomnianych wyżej konkurencji.
Wiek ma znaczenie czy tylko liczba oddanych skoków?
Gdy chodzi o wiek, nie ma reguł. Gdybym zrobił około tysiąca skoków na taki pond, to pewnie latałbym dziś jako jeden z najlepszych w Polsce. Niedawno zorganizowaliśmy pierwszy w kraju międzynarodowy swoop camp w pilotowaniu czaszami z udziałem pary Amerykanów, a chłopak, który nas szkolił, jest pięciokrotnym mistrzem świata. W naszej kadrze narodowej mamy kilku zawodników, a Sebastian Dratwa i Maciej Machowicz to jedyne osoby, które szkolą w Polsce na kursach latania czaszami. Tylko pod ich nadzorem jest to możliwe. Skacze się treningowo, filmuje próby i omawia, a o powodzeniu decydują ułamki sekund. Zobaczymy, jak szybko będziemy czynić postępy, bo w Hiszpanii nie mieszkamy, zatem klimat nie zawsze sprzyja. M.in. po to, by było łatwiej, założyłem na lotnisku w Szymanowie Strefę Spadochronową Skydive Wrocław.
Co się kryje pod pojęciem – strefa?
To miejsce, lotnisko, w którym samolot może swobodnie latać na 4 000 metrów. I, oczywiście, zbiorowisko skaczących osób. Nasi uczniowie szkolą się w różnoraki sposób, a ludzie, którzy chcą skoczyć po raz pierwszy, robią to w tandemie i wspólnie przeżywamy wspaniałe chwile. Ja to nazywam fabryką szczęścia.
A ile trzeba wyłożyć biletów Narodowego Banku Polskiego za takie doznania?
Np. 700 złotych za skok w tandemie i 950 za skok z opcją filmowania oraz dokumentacji zdjęciowej. Leci wtedy z nami kamerzysta i przez cały czas nagrywa film, aż do momentu otwarcia spadochronu. Zwykle w tandemie ludzie skaczą raz w życiu, więc to bardzo cenna pamiątka.
Jak wygląda kurs?
Prowadzimy je przy pomocy dwóch metod. Pierwsza to wspomniana już metoda AFF, czyli nauka wolnego spadania, z 4 000 metrów. Odbywa się w asyście dwóch instruktorów, z czasem jednego, a Urząd Lotnictwa Cywilnego nakłada na kursanta obowiązek zaliczenia pięciu skoków. Jeśli przy piątej próbie adept wykonuje wszystkie ewolucje i otwiera spadochron w bezpiecznej sylwetce, kontrolując przy tym wysokościomierz oraz zwracając uwagę na inne detale, to staje się samodzielnym skoczkiem. Wcześniej musi też jednak zaliczyć osiem godzin szkolenia teoretycznego, najczęściej rozbitego na dwa dni. Taki świeży skoczek, oczywiście, dalej lata pod nadzorem instruktora, przy czym nadzór może się odbywać z ziemi lub z powietrza. Za ucznia zawsze odpowiedzialny jest instruktor i dzieje się tak aż do uzyskania magicznego papierka, czyli świadectwa kwalifikacji skoczka spadochronowego. A papierek można uzyskać po zdaniu egzaminu, mając na koncie minimum 50 skoków i 30 minut wolnego spadania. Kiedy umiesz się już poruszać przy pomocy własnego ciała we wszystkich płaszczyznach i układać spadochron, możesz się udać na egzamin państwowy. Np. do mnie. Przy czym nie można egzaminować osób, które się wcześniej szkoliło.
A druga metoda szkoleniowa?
To metoda na linę, czyli samoczynny proces otwierania spadochronu. Kurs również trwa osiem godzin i polega na wysadzeniu skoczka z wysokości 1 200 metrów. Dodajmy, skoczka przypiętego do liny, która wyciąga go ze statku powietrznego, a wszystko otwiera mu się automatycznie. Zatem od razu szybuje na otwartej czaszy. No i szkolimy też w tunelach aerodynamicznych, co przyspiesza umiejętność przyjmowania bezpiecznej sylwetki.
Były w Pańskiej przygodzie z lotnictwem mrożące krew w żyłach momenty?
Szczęśliwie takie omijałem.
A, mówiąc wprost, na kursantów-wariatów Pan trafiał?
Zdarzył się jeden, musiałem mu powiedzieć, że bezpieczniejsza będzie dla niego jazda na rowerze i podziękować za współpracę.
Jak go Pan rozszyfrował?
To nie jest trudne, wszystko widać od razu jak na dłoni, po zachowaniu.
Wiem, że jest Pan byłym wojskowym. Rozumiem, że byłym z uwagi na obecną działalność.
Tak, bo będąc nadal w wojsku nie miałbym czasu działać na strefie. Trzeba temu poświęcić całe swoje życie, by mieć chwilę na kompletowanie pełnej dokumentacji, zamówienie paliwa etc. Innymi słowy na to, by ludzie spokojnie mogli sobie w weekend polatać. A w armii spędziłem 18 lat, służąc m.in. w Kawalerii Powietrznej, Wojskach Lądowych i w Wojskach Specjalnych. Zresztą po to wstąpiłem do wojska, żeby skakać. Miałem jednostkę za płotem i poszedłem do Szkoły Oficerskiej, kuźni instruktorów spadochronowych.
Jak drogi jest sprzęt do nauki?
Nowy dla ucznia skoczka kosztuje 25-35 tysięcy złotych. Czasza do latania na pond to z kolei wydatek od 10 tysięcy złotych. Na strefie trzeba mieć samolot, pilotów, tandem-pilotów, instruktorów, obsługę i manifest, czyli osobę przy komputerze, która planuje kolejne wyloty i wszystkiego dogląda. Sprawdza kartę skoczka, wchodzi w system, w dokumenty i czuwa, by przy żadnej pozycji nie zapaliła się czerwona lampka. Na potrzeby naszej strefy pracuje łącznie szesnaście osób.
Rozmawiał Wojciech Koerber
Krzysztof Wiśniewski
Urodził się 12.05.1977 roku we Wrocławiu.
Sukcesy: założenie jedynej w stolicy Dolnego Śląska Strefy Spadochronowej Skydive Wrocław Lotnisko Szymanów.
W czasie The World Games 2017 rywalizacja toczyć się będzie w trzech konkurencjach. To spadochroniarstwo (pilotowanie czaszami), akrobacje szybowcowe (program spektakularnych manewrów ocenianych przez sędziów) oraz motoparalotnie (paralotnie, do których dołączony jest wózek z napędem).
Galeria
Kliknij na zdjęcie aby powiększyć