Tomasz Korek
Nie tylko lejący się z nieba żar nad stadionem przy ulicy Oporowskiej zwiastował gorącą atmosferę w trakcie półfinałowego spotkania o Puchar Europy. Na murawę wybiegły naprzeciw siebie świeżo upieczony mistrz Polski i jedna z najlepszych drużyn w historii ligi austriackiej. To nie miał prawa być słaby pojedynek i rzeczywiście nie był. Na trybunach stadionu frekwencja dopisała, a wśród kibiców spotkanie oglądali także zawodnicy Milan Seamen, którzy w swoim półfinale pokonali turecki Koc Rams 17:13. To właśnie Włosi zameldowali się jako pierwsi w niedzielnym finale i teraz spokojnie patrzyli na swojego potencjalnego rywala w walce o złoto. To, co zobaczyli, mogło trochę zmrozić ich zapał, bowiem porównując poziom obu spotkań, to zwycięzca starcia Pantery – Smoki wydawał się być faworytem w niedzielę.
Tuż po odegraniu hymnów państwowych...
...i pierwszym gwizdku sędziów dało się zauważyć, że obie drużyny podeszły do siebie z dużym respektem, ale jednocześnie z nastawieniem, by od początku narzucić rywalowi swój styl gry. Początek kwarty to twarda, fizyczna walka, przy której zdobywanie kolejnych jardów przychodziło z wielkim trudem. Przez blisko dziesięć minut zarówno Pantery, jak i austriackie Smoki nie mogły się zbliżyć do pola punktowego. Na rozegraniu dwoił się i troił EJ White, ale formacja obronna gości skutecznie powstrzymywała napędzane przez niego ataki. Wrocławski quaterback wziął sprawy w swoje ręce i po sześciojardowym biegu na nieco ponad zdobył pierwsze w meczu przyłożenie i wyprowadził Panthers na prowadzenie. Touchdown Amerykanina spowodował prawdziwy wybuch radości na trybunie odkrytej stadionu Oporowska, gdzie licznie zgromadzili się najwierniejsi fani aktualnych mistrzów Polski. Chwilę później jeden punkt za podwyższenie dołożył od siebie największy specjalista w zespole w tym elemencie gry, a więc Dawid Pańczyszyn, i na tablicy świetlnej widniał wynik 7:0 dla gospodarzy turnieju Final Four Ligi Mistrzów. Pantery nadgryzły zespół Danube Dragons i to bardzo rozzłościło jedną z najlepszych drużyn Austrii ostatnich lat. Pod koniec kwarty to oni przejęli inicjatywę na boisku. Nie mogąc zdobyć przyłożenia, zdecydowali się na kopnięcie z pola przy swojej czwartej próbie i w ten sposób dopisali do swojego konta punktowego trzy „oczka”. Gdy wydawało się, że wrocławianie po pierwszych piętnastu minutach będą prowadzić, to na cztery sekundy przed gwizdkiem kończącym kwartę skrzydłowy gości zdobył pierwsze w meczu przyłożenie dla swojej drużyny. Przed początkiem drugiej kwarty Danube Gragons prowadzili 10:7.
Z każdą kolejną minutą...
...formacje ofensywne obu ekip zaczęły coraz częściej znajdować sposób na obrońców przeciwnika. Do głosu znowu doszli Panthers Wrocław i objęli prowadzenie po przebojowej akcji i przyłożeniu Tomasza Dziedzica. Dosłownie chwilę później defensywa Danube popełniła zaskakujący na tym poziomie błąd i praktycznie za darmo oddali piłkę Mikołajowi Cieśli, który znalazł się z nią w polu punktowym. Goście zaczynali coraz częściej się gubić, a ich rozgrywający posyłał niedokładne piłki do swoich partnerów. Po raz kolejny nie mogąc znaleźć drogi do pola punktowego Panter, zdecydowali się jedynie na kopnięcie z pola, warte trzy punkty. Końcówka kwarty to już prawdziwy koncert mistrzów Polski. Dwa szybkie „touchdowny” w wykonaniu Dziedzica i Matkowskiego pozwoliły powiększyć przewagę do aż 22 punktów. Każde rozpoczęcie akcji przez gości kończyło się szybkim powaleniem przeciwnika albo odbiorem piłki. Smoki z Austrii nie istniały w tej fazie spotkania. Gwizdek na przerwę był dla nich prawdziwym wybawieniem. Po dwóch kwartach Panthers Wrocław prowadzili 35:13 i byli bardzo blisko gry w niedzielnym, wielkim finale Ligi Mistrzów.
Ale…
...futbol amerykański to gra, w której trzeba być skoncentrowanym do ostatnich sekund, a nawet duża różnica punktowa może być zniwelowana w zaledwie kilka minut. Na drugą połowę zawodnicy z Wiednia wyszli bardzo zmotywowani. Chcieli jak najszybciej zmazać to niezbyt dobre wrażenie, które pozostawili po sobie w pierwszych dwóch kwartach. Wrocławianie z kolei wyszli na boisko po przerwie, jakby lekko zdekoncentrowani, być może już myślami byli w niedzielnym finale. Tymczasem Smoki grały bardzo twardo w obronie i zdecydowanie poprawiły skuteczność w ataku. Dwa szybkie przyłożenia w krótkim odstępie czasu i z dużej przewagi Panthers zrobiło się ledwie 35:27. Zawodnikom Nicka Johansena zupełnie nie wychodziły akcje biegowe, po części było to spowodowane nieobecnością jednej z największych gwiazd zespołu Rickeya Stevensa. Czas mijał, a gospodarze nie potrafili zdobyć żadnych punktów i ostatecznie w trzeciej kwarcie nie zdobyli ani jednego oczka. Przed ostatnią ćwiartką nie można było być niczego pewnym.
Obawy wrocławskich kibiców...
...co do wyniku po słabej trzeciej kwarcie zostały szybko rozwiane w ostatniej części gry. Zdecydowana przemowa trenera Johansena podziałała na jego podopiecznych i wydawało się, że po krótkiej przerwie na boisko wybiegła ta sama drużyna, która zachwycała skutecznością w pierwszej i drugiej kwarcie. Najpierw passę bez zdobyczy punktowej przełamał znakomity dziś Tomasz Dziedzic. Przy kolejnej próbie ofensywnej fantastyczną akcją biegową popisał się EJ White i Pantery ponownie odzyskały przewagę, którą niemal roztrwoniły w całości jeszcze parę minut wcześniej. Wszystko wracało ponownie pod kontrolę wrocławian, do końca spotkania pozostawało pięć minut, a na tablicy świetlnej wciąż widniał wynik 49:27. Smoki jednak nie chciały się poddać i odpowiedziały jeszcze jednym przyłożeniem, doprowadzając do stanu 49:34. To było jednak wszystko, na co było stać gości. Pantery dowiozły zwycięstwo do końca, zapisując się już w historii tej dyscypliny. A może być jeszcze lepiej!
W niedzielę o godzinie 1400 na stadionie przy Oporowskiej rozegra się walka o miano najlepszej drużyny futbolu amerykańskiego w Europie. W wielkim finale Panthers Wrocław zmierzą się z Milan Seamen. Mistrzowie Polski staną przed szansą wywalczenia historycznego dubletu, gdyby do złotego medalu Topligi udało się dołożyć Puchar Europy. Po tym, jak zaprezentowali się w półfinale, wydają się wielkim faworytem meczu finałowego.
Panthers Wrocław – Danube Dragons 49:34 (7:10, 28:3, 0:14, 14:7)
I kwarta
7:0 EJ White przyłożenie po 6-cio jardowym biegu (podwyższenie za jeden punkt Dawid Pańczyszyn)
7:3 kopnięcie z pola Danube Dragons
7:10 przyłożenie Danube Dragons
II Kwarta
14:10 przyłożenie Tomasz Dziedzic (podwyższenie za jeden punkt Dawid Pańczyszyn)
21:10 przyłożenie Mikołaj Cieśla (podwyższenie za jeden punkt Dawid Pańczyszyn)
21:13 kopnięcie na bramkę Danube Dragons
28:13 przyłożenie Tomasz Dziedzic (podwyższenie za jeden punkt Dawid Pańczyszyn)
35:13 przyłożenie Patryk Matkowski (podwyższenie za jeden punkt Dawid Pańczyszyn)
III Kwarta
35:20 przyłożenie Danube Dragons
35:27 przyłożenie Danube Dragons
IV Kwarta
42:27 przyłożenie Tomasz Dziedzic (podwyższenie za jeden punkt Dawid Pańczyszyn)
49:27 przyłożenie EJ White (podwyższenie za jeden punkt Dawid Pańczyszyn)
49:34 przyłożenie Danube Dragons
Galeria
Kliknij na zdjęcie aby powiększyć