wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

6°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 09:50

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Wybory – to trzoda i maciory!

Szanowni, z rzadka szanowani Wyborcy!

Z pierwszym dniem wiosny nastał także czas mizdrzenia się tych, którzy chcą przedłużyć swój status obiboka i pieczeniarza (pieczeniarki). Lub też – dzięki Waszym otumanionym wyborczym głosom – dostać się w miejsca bezstresowego wydatkowania pieniędzy – na które tyra cały naród. Dzisiaj więc zapoznam Czytelników z moją autorską definicją polityki, co powinno pomóc Wam lepiej zrozumieć prawdy rządzące tym światem.

Otóż najkrótsza definicja słowa polityka – to permanentna walka o reelekcję i odpieranie ataków przeciwników politycznych (którzy zresztą mają identyczne cele). Zatem nie ma w niej miejsca na czynienie dobra, na pozytywistyczne problemy nieustosunkowanych obywateli.

Weźmy taki tubylczy sejm i senat. Jest tam 560 dobrze opłacanych etatów, które generują kolejne (najmniej 6 tysięcy) etaty (obsługa sejmowego hotelu, straż marszałkowska i wiele innych służb). Z tych 560 parlamentarzystów publicznie rozpoznawalnych jest około 10 procent.

 

Przecudna Otylia Jędrzejczak debiutuje w show-biznesie, a estradowy rep czuwa nad poprawnością konferansjerki

 

Reszta to bezimienna parlamentarna trzódka (chciałoby się napisać trzoda), która – z bliskimi i dalszymi pobratymcami, rodzinami – często bywa podłączona do macior. Największą prośną maciorą w Polsce jest KGHM. Zawsze gdy zmieniają się rządzący, czy to zieloni, czerwoni czy niebiescy, zmienia się w KGHM część zarządu (i nie tylko zarządu). Zazwyczaj jako powód czyszczenia niesłusznych hoplitów podaje się, uwaga: „konieczność wzmocnienia spójności działań i konsolidacji Grupy Kapitałowej KGHM”. I nie ma tam jednego słowa o tym, że firma pozbywa się w ten sposób – na przykład – zaufanych posła PO z kadrowymi zamiłowaniami, Grzegorza Schetyny. Bodaj jedynym, który w tym kombinacie zabetonowany jest na swoim stanowisku (rzecznik prasowy) od czasów bitwy pod Grunwaldem (1410), jest Dariusz Wyborski, redaktor dwóch moich powieści wydanych ongiś we wrocławskim oddziale Krajowej Agencji Wydawniczej. Dorabia też od lat w zarządzie spuchniętej od szmalu Fundacji Polska Miedź. Ale KGHM to nie jest w naszym cudnym kraju napiętnowany wyjątek. Gdybyście przyjrzeli się chłopakom z PSL, ich powiązaniom i koneksjom – momentalnie trafiłby was z zazdrości jaśnisty szlag.

 

Ricardello Czarnecki – free jazzowy perkusista bez zawodowych papierów

 

Tę filozofię walki o reelekcję za wszelką cenę, odpieranie ataków politycznych przeciwników widać w te dni w działalności Michała Kamińskiego, wielopartyjnego biegacza, wystawionego w Lubelskiem jako eurojedynka PO. Kamiński zaczynał w Narodowym Odrodzeniu Polski. Potem związał się z ZChN, skąd trafił do AWS. Następnie przyszedł czas na Przymierze Prawicy, PiS, z którego odszedł do PJN.

A teraz przytulił się do PO ten wielbiciel chilijskiego dyktatora Augusto Pinocheta.

Gdy był w PiS, sekował obecnego dobrodzieja Donalda Tuska. Mówił: „Tusk jest przeciwieństwem króla Midasa. On czego się dotknął, zamieniał w złoto. Ja nie powiem, w co zamienia się to, czego dotyka Donald Tusk, bo na sali są kobiety i dzieci”. Fajowy zgrywny gościu. Jestem przekonany, że ludzie PO z Lubelszczyzny nie dadzą się tak zrównać z trawą, że mają swoje regionalne zdanie na temat tego prestidigitatora. Szczególnie gdy ogłasza tandetne argumenty podszyte pseudopatriotyzmem – na przykład: liczy się ojczyzna, a nie partia. Gdy widzę spoconą glacę Kamińskiego, przekrwioną twarz, słyszę jego półkrzyk zamiast spokojnego dialogu, nie wierzę w ani jedno słowo, jakie wypowiada. Chyba że choruje chłopina na cukrzycę – to mogłoby tłumaczyć ten nieznośny dla uszu podwyższony ton pełen pretensji.

 

 

Herbatnikiem, waflem, kompanem Michała Kamińskiego, być może obecnie utajnionym (są wszak w zwalczających się partiach), jest inny polityk, który utwierdza mnie nieustannie w przekonaniu, że polityka jest towarem trefnym, cinkciarskim, jak firma, będąca sponsorem polskich piłkarzy. To Ryszard Czarnecki, zresztą mający ongiś chrapkę na posadę prezesa PZPN. Ten gościu, mój znajomy od ćwierćwiecza, nie poci się przed kamerami, nie chrypi pogrubionym dyszkantem jak Kamiński – ale picuje równie intensywnie jak farbowany wojownik PO skierowany na ziemię lubelską.

 

Otylka poważna i zamyślona – czy da w Bydgoszczy radę w potyczkach ze Szczuką – Kazimierą z resztą

 

Ricardello vel Richard podczas publicznych wystąpień przykleja sardoniczny uśmiech odgapiony od Grzegorza Schetyny (Wrocław zobowiązuje, wiadomo). Następnie rzuca w eter ćwierćfilozoficzne sentencje wyjęte z dolnych aforystycznych półek. Ostatnio – zamiast żony Lota – zamieniał się w słup soli. Zawsze gdy publicznie zapowiadałem dynastycznego – na posła PiS szykuje obecnie syna – polityka Czarneckiego, mówiłem tak: A teraz przed państwem wystąpi największe nieszczęście III Rzeczpospolitej, Ricardello ZChN Czarnecki! Przed laty, w ramach humanizacji wrocławskich polityków, zatrudniłem tego gościa na moim festiwalu – opłacając lekcje – w charakterze debiutującego jazzowego perkusisty. Szkolił go znakomity jazzowy polski perkusista Michał Czwojda. Wyszło jak podczas przejścia Czarneckiego do Samoobrony. Plon artystyczny był mizerny – ale frenetyczny hałas na widowni nie do przecenienia.

 

Kazimiera na premiera – kobieta, która każdego przeciwnika łacno sponiewiera

 

Z nowej, aktualnej puli kandydatów na partyjnych picerów (w barwach PO), startuje piękna, wysportowana kobieta ze Śląska, wielokrotna medalistka w pływaniu, Otylia Jędrzejczak. Kobieta, która jednakowoż do walki o mandat europosłanki rzuci się w dalekiej od Śląska Bydgoszczy, druga na partyjnej liście. Nie będzie jej tam lekko, gdyż trafi tam na wyzwoloną od stereotypów Kazimierę Szczukę, wysłanniczkę Janusza Palikota. Ale wierzę w Otylię mocno. Jakiś czas temu, właśnie na moim Honda Jazz Festiwal, zadebiutowała, po raz pierwszy w życiu prowadząc konferansjerkę. Długo do tej roli jej nie namawiałem, od razu poczuła bluesa. Wrocławski debiut nie był nominowany do nagrody Złotych Ust, ale rozkręcała się na teatralnej scenie z godziny na godzinę. I – jako że debiutowała – swoim honorarium nie zrujnowała festiwalu finansowo. Do pomocy miała aktora Roberta Gonerę. A i ja suflerowałem zza kulis dość czujnie.

 

Robert Gonera odbiera rytualny miecz motoryzacyjny od prezesa Honda Poland

 

A już zupełnie nie martwię się o dalsze polityczne losy ministra od kultury, Bogdana Zdrojewskiego, który na festiwalu Blues Brothers Day zadebiutował jako rasowy bluesman wyposażony w niezbędne rekwizyty. Czyli na głowie czarny kapelusz typu Borsalino ze Skoczowa, na nosie zaś przeciwsłoneczne Ray Bany z niezbędnymi metalkami po bokach. Po pierwsze, Zdrojewski nie musi szukać w ogniu wyborczych kasztanów. Przeciwnie, zostawia dobrze zorganizowane Ministerstwo Kultury, aby po alkoholowym blamażu Jacka Protasiewicza ratować na Dolnym Śląsku twarz swojej partii oraz frekwencję przy urnie. PO na pewno na tym zyska: Bogdan Zdrojewski to rekordzista Polski w ilości oddawanych głosów. Lubią go te cholery wyborcy.

Lecz zrozpaczeni będą liczni artyści. Kto im bowiem będzie teraz wręczał medale i odznaczenia, których minister rozdał do tej pory gigantyczną ilość, rekompensując twórcom lata chude. W końcu polityka to walka o reelekcję i głuszenie politycznych przeciwników.

 

Zdzisław Smektała

media z archiwum autora

 

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl