Oba zespoły nie miały już żadnych szans na dalszą grę w turnieju i to niestety było widać po poziomie gry który zaprezentowały oba zespoły. To był mecz o przysłowiową pietruszkę. I mimo, że Skandynawowie od pierwszych minut wypracowali kilkupunktową przewagę, to przyjemniej patrzyło się na Węgrów, którzy potrafili wykrzesać z siebie więcej zapału i sportowego ducha. Węgrzy atakowali bardziej energicznie, ich akcje były przemyślane i bardziej finezyjne – ale niestety nie kończyły się bramkami tak często jak akcje Szwedów. Ci grali agresywniej, mniej widowiskowo ale skutecznie. Po pierwszej połowie zespoły schodziły z boiska z wynikiem 10 do 7 dla Szwedów.
Po przerwie gra utrzymywała się na podobnym poziomie. Trochę więcej zapału wykrzesali z siebie Szwedzi. Być może dotarło do nich, że Węgrzy mogą odrobić stratę. A wygrana z Węgrami to byłby dla Skandynawów kolejny krok w stronę Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro w sierpniu bieżącego roku. Przegrana oznaczałaby więc kompletną porażkę dla Szwedów na tych mistrzostwach. To że żółto-niebiescy podczas tego turnieju zawiedli swoich kibiców - widać już na samych trybunach wrocławskiej Hali Stulecia. Niebiesko żółte tłumy wiwatujące na cześć swojego zespołu gdzieś zniknęły. Pozostali tylko nieliczni i najwierniejsi kibice.
Tymczasem trybuny zajmowane przez kibiców z Węgier – wręcz przeciwnie – przez cały mecz tętniły głośnym i żarliwym dopingiem – mimo utrzymującego się niekorzystnego wyniku na tablicy.
Ostatecznie jednak to Szwedzi systematycznie zdobywali punkt za punktem. 10 minut przed końcem różnica na tablicy wynosiła aż 8 punktów na korzyść Skandynawów. Węgrzy mogą jednak być wdzięczni swojemu bramkarzowi. Gdyby nie jego obrona, przewaga mogłaby wzrosnąć o jeszcze kilka oczek. Gdy zabrzmiał ostatni gwizdek na tablicy był wynik 22 do 14 dla zawodników z północy Europy.