wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

4°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 22:37

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Bukowski wciera każdego lesera

Zwariowałem! Na trzy tygodnie przed zakończeniem mojej bytności na www.wrocław.pl (portal zmienia charakter, będzie bytem wyłącznie informacyjnym) namawiam Was do czytania… poezji. Powaga. 

Reklama

Nieocenione literackie wydawnictwo ze szwajcarskim kapitałem, Noir Sur Blanc, wypuściło w tych dniach do ludzi nowy tom: „Noce waniliowych myszy”. To wspaniałe wiersze (ich kompilacja z wielu tomów), napisane przez idola amerykańskich beatników – Charlesa Bukowskiego. W ten sposób powstał drugi grubaśny tom poezji (pierwszy taki nosił tytuł „Miłość to piekielny pies”), który powinien mieć w domu, pod ręką, każdy, kto nie chce bez celu przejechać życia na programach publicystycznych Ewy Drzyzgi. I innych takich tam.

Urodzony w 1920 roku Charles Bukowski (zmarł 20 lat temu), zbuntowany Amerykanin niemieckiego pochodzenia o bardzo polskim nazwisku (jego przodkowie mieli polską krew), objawił się w moim życiu w roku 1981. Akurat organizowałem z kolegami przyjazd do Polski, do Wrocławia, dziennikarza Boba Woodworda, gościa, który obalił prezydenta USA, Richarda Nixona. Rozmowy z ludźmi Woodwarda – mającego być dzień wcześniej w Berlinie – prowadził w tym mieście Krzysztof Nowak – nasz człowiek w stolicy Niemiec. I to on właśnie przywiózł mi powieść Bukowskiego „Faktotum”, z własnymi tłumaczeniami jej fragmentów na język polski. Zapytał, czy jakaś oficyna w naszym kraju wydałaby taką prawdziwą, pieprzną prozę. 

Książka, jej przetłumaczone przez Krzyśka fragmenty (z języka niemieckiego), spodobała mi się od pierwszego zdania. Czułem się, jakby ktoś popierdzielił kawał mojej wyobraźni, mojego widzenia świata. Rewelacja – te twoje tłumaczenia Krzysiu – powiedziałem wówczas kumplowi. Ale nie wiem, czy teraz, nawet w karnawale Solidarności (końcówka 1981 roku) jakaś krajowa oficyna odważy się wydać takie życiem potwierdzone bezeceństwa. A może nakręcimy według tej prozy film – kręcił świderek w brzuchu kolega Nowak (był znakomitym znawcą kinematografii). Uznałem, że z filmem byłoby nawet trudniej, bo cała narracja byłaby widoczna na ekranie, więc polscy cenzorzy musieliby się ocierać o seppuku. Poza tym – język i fabuła Bukowskiego byłyby na ekranie trudne jak proza G.G. Marqueza – której reżyserzy, ze strachu przed artystyczną klapą – w ogóle nie przenoszą. Więc niech da sobie spokój.

Miałem w tej kunktatorskiej tyradzie do kumpla nieco racji. Dopiero 15 lat później, w 2005 roku, odważył się przenieść Bukowskiego na ekran Bent Hamer, bardzo ciekawy norweski reżyser. Ale i on bał się blamażu, więc aby nie obciążać norweskiego podatnika – namówił do współprodukcji Francję, Włochy, Niemcy, USA. Film zagrali po angielsku, a wystąpili w nim prawie wyłącznie amerykańscy aktorzy. Wyszło z tego naprawdę ciekawe kino – lecz klimat tego obrazu miał niewiele wspólnego z istotą prozy Charlesa Bukowskiego. Przypominał raczej przepiękne pastelowe obrazy wybitnego amerykańskiego malarza Edwarda Hoppera. Dlatego nimi właśnie zilustruję jeden z moich ostatnich tutaj felietonów.

Wracajmy jednak do świeżo wypuszczonego na rynek tomu „Noce waniliowych myszy”. Gdy lepiej poznałem jego bliską mi teraz twórczość (mam w domu 12 tytułów tego autora) – nadałem mu autorski przypis. Mianowicie, zawsze o nim pisałem: Bukowski – skurwiel specjalnej troski. Dlatego ostrzegam przed tym świeżutkim tomem miłośników poezji, wychowanym na tradycyjnych wartościach tego gatunku. Na potwierdzenie prawdziwości moich słów nie mogę jednak przytoczyć tutaj fragmentów tej osobliwej – pięknej książki. Wielu bowiem z nieprzygotowanych czytelników słów Bukowskiego pisałoby protestacyjne e-maile do kierownictwa portalu www.wrocław.pl. Albo nawet do prezydenta Wrocławia o zakaz takich bezecnych tekstów (w pogardzie nie nazwaliby tego poezją).

Polecam jednak gorąco tom „Noce waniliowych myszy” napisany przez Charlesa Bukowskiego, który wypił 37 razy więcej alkoholu niż polski rekordzista z tej branży Janek Himilsbach (że o chędożonych kobietach nawet słowem nie wspomnę).

Bukowski to był wielki literacki samorodek. Grał na wyścigach konnych, tracił fortuny w burdelach, był samotnikiem dla samotników oraz lekarzem dusz dla kobiet bez właściwości. Jego poetyckie metafory to były słowa z policyjnych raportów. Ale jak już napisał „branżową” powieść „Listonosz” (13 lat pracował na poczcie), ludzie w urzędowych mundurach nosili ją jak biblię.

Pamiętacie, jak przedwojenny polski facecjonista, Franc Fiszer, dawał słowo honoru na istnienie Boga? Pójdę tą samą drogą. Daję Wam uroczyste Słowo Honoru, że gdy w osobistej bibliotece umieścicie Waniliowe Myszy, będziecie innymi ludźmi. Świat stanie się wielotwarzowy jak obrazy Jacksona Pollocka. A wódka, seks, kobiety i mężczyźni objawią się Wam pod zupełnie innymi znaczeniami niż te – jakie znaliście do tej pory. Przecież Bukowski – skurwiel specjalnej troski – zdarza się raz na 1000 lat. Howgh!

Zdzisław Smektała

Obrazy Edwarda Hoppera są jak nożyczki fryzjera.

 

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl