Przed tą serią spotkań zarówno Śląskowi jak i Arce w oczy zaglądało widmo spadku z Ekstraklasy. Piątkowy mecz nie był jeszcze starciem „o wszystko”, ale porażka którejś z drużyn niezwykle mocno komplikowała kwestię utrzymania. WKS powrócił na Stadion Wrocław mając w pamięci zeszłotygodniowy pogrom nad Ruchem Chorzów (6:0), ale także bolesną przegraną w Derbach Dolnego Śląska z Zagłębiem 0:2. Jak podkreślał trener wrocławian – Jan Urban, o wyniku mogło zadecydować to, kto zachował więcej sił na końcówkę sezonu. To właśnie osoba szkoleniowca gospodarzy miała także symboliczne znaczenie dla losów spotkania. Urban bowiem w swojej trenerskiej karierze nigdy z Arką Gdynia nie przegrał.
Złe miłego początki
Choć pierwszy gwizdek arbitra rozbrzmiał punktualnie o godz. 18:00, to prawdziwa gra zaczęła się tak naprawdę po 15 minutach. Pierwszy kwadrans to jałowa wymiana piłek między obiema ekipami, bez okazji strzałowych. Ale właśnie w piętnastej minucie Arka Gdynia stworzyła groźną sytuację i od razu zamieniła ją na gola. Rzut z autu na wysokości pola karnego wykonywał Damian Zbozień – wrzucił piłkę tak daleko, że ta spadła na głowę Dawida Sołdeckiego, który wygrał pojedynek powietrzny z piłkarzami Śląska i pokonał Mariusza Pawełka. 1:0 dla gości znad morza. Ta sytuacja wprawiła we wściekłość trybuny, które domagały się od piłkarzy Śląska większego zaangażowania. WKS grał jednak anemicznie i kolejne minuty nie zapowiadały tego, co rozpoczęło się w 33 minucie. Wtedy dośrodkowanie z rzutu wolnego na gola zamienił Mariusz Pawelec. Obrońca znalazł się w odpowiednim miejscu w polu karnym i z bliskiej odległości doprowadził do remisu. Ledwie 60 sekund później było już 2:1 dla Śląska. Znakomite prostopadłe podanie od Morioki otrzymał Robert Pich i wyszedł sam na sam z bramkarzem. Słowak sprytnie uderzył piłkę między nogami bramkarza dając swojemu zespołowi prowadzenie. To wyraźnie nakręciło wrocławian, którzy do końca połowy grali momentami tak, jak z Ruchem Chorzów. Przed przerwą podopieczni Jana Urbana, ku uciesze kibiców, zdobyli jeszcze trzecią bramkę. Kamil Biliński wymusił błąd Krzysztofa Sobieraja, odebrał mu piłkę i pognał sam na bramkę gdynian. Napastnik z zimną krwią posłał futbolówkę obok interweniującego golkipera. Pomimo fatalnego początku meczu WKS potrafił zareagować i do przerwy prowadził 3:1.
Po przerwie – za ciosem
Drugie 45 minut rozpoczęło się co prawda od dwóch prób piłkarzy Arki, ale przy pierwszej z nich na posterunku był Celeban, przy drugiej mocno spudłował Siemaszko. To był tylko chwilowy zryw gości, bowiem w następnych fragmentach Śląsk zaczął przejmować kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Najlepszym sposobem, by ostudzić zapał pilkarzy Leszka Ojrzyńskiego było zdobycie kolejnego gola. Ten przyszedł w 60 minucie. Kolejne dobre podanie Morioki dotarło do Mario Engelsa. Niemiecki pomocnik spokojnie przymierzył i precyzyjnym strzałem przy dalszym słupku ustalił wynik na 4:1. Zawodnicy Jana Urbana pozostali skoncentrowani do końcowego gwizdka. Długo utrzymywali się przy piłce, grali rozważnie w obronie i nie pozwolili już gościom stworzyć poważniejszego zagrożenia pod bramką Mariusza Pawełka. Z przodu swoje okazje mieli jeszcze Pich, Morioka i wprowadzony Zwoliński, ale żadnemu z nich nie udało się już wpakować piłki do siatki.
WKS odnosi ważne zwycięstwo w kontekście walki o utrzymanie. Kolejny sprawdzian w sobotę, 27 maja. Na Stadionie Wrocław zmierzy się z Cracovią.
Śląsk Wrocław – Arka Gdynia 4:1
Bramki: Pawelec33’, Pich34’, Biliński41’, Engels60’
Śląsk : Pawełek – Dankowski, Celeban, Pawelec, Augusto(81’Lewandowski), Kovacević(72’Stjepanović), Madej, Engels, Morioka, Pich, Biliński(83’Zwoliński)
Arka: Steinbors – Formella, Hofbauer(45’Nalepa), Kakoko, Łukasiewicz, Marciniak, Siemaszko(74’Zarandia), Sobieraj, Szwoch(45’da Silva), Zbozień, Sołdecki