wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

10°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 18:25

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. Rozmowa z reżyserem operowym Waldemarem Zawodzińskim

Pomyślałem sobie, że zasłużenie „Carmen” jest tak wszechobecna na scenach, a niezasłużenie „Poławiacze pereł” są tak rzadko obecne opowiada Waldemar Zawodziński, reżyser teatralny i operowy, który inscenizuje w Hali Stulecia operę „Poławiacze pereł” Georges’a Bizeta. Premiera w najbliższy weekend, 8 listopada. Kolejne spektakle 9, 10, 15-17 listopada.

Magdalena Talik: Kiedy myślimy o „Poławiaczach pereł” przychodzi nam na myśl opera wyciszona, kameralna. Teraz wystawia ją Pan w Hali Stulecia. Jak w tej przestrzeni zaaranżować dzieło, które zyskałoby raczej w klasycznej inscenizacji na scenie Opery Wrocławskiej?

Waldemar Zawodziński: Oczywiście, można byłoby zrealizować „Poławiaczy pereł” na scenie tradycyjnej, ale wystawienie w hali Berga ma tę wartość, że przestrzeń tej niezwykłej budowli sama w sobie tworzy kosmos. Jest jednocześnie duża, ale została architektonicznie tak pomyślana, że tworzy zamknięty świat, w którym gdziekolwiek staniemy, wyznaczamy jego centrum. W „Poławiaczach pereł” wyczuwam kuszący paradoks. Z jednej strony nie mogę uciec od myśli, że w tej operze zaklęte są połacie tropikalnych lasów, otwarte przestrzenie morza, rozległa perspektywa, z drugiej zaś strony klaustrofobiczny świat wewnętrznych problemów bohaterów i ich wzajemnych skomplikowanych relacji. 

Jest coś niezwykłego w tym, że świat, pomimo swojego ogromu, sprowadza się jednak do tego, co jest naszym mikrokosmosem, maleńką ojczyzną. Bohaterowie „Poławiaczy pereł” zamknęli się w takim właśnie świecie, który jest zbudowany według bardzo określonych praw i który tworzy zamkniętą  kapsułę. W tak dużych widowiskach fascynujące jest to, że jedną scenografią jest przestrzeń sceny, gry, a drugą wyznacza przestrzeń Hali Stulecia. Publiczność ma ogląd całości, a na telebimach zbliżenia twarzy, gęste plany.

Akcja „Poławiaczy pereł” rozgrywa się na Cejlonie, ale Orient u Bizeta został wzięty w duży nawias. Jak Pan potraktował ten orientalny sztafaż?

  Tak właśnie, jak twórcy opery. Tu nie chodzi o konkretny Cejlon, obecnie Sri Lankę, ale o pewną artystyczną fantazję na temat naszych wyobrażeń o tym miejscu. Obecnie, mimo iż coraz więcej podróżujemy i tak mamy poczucie, że ważniejsza jest esencja światów, nie tak łatwa do wychwycenia  turystycznym okiem. Niezwykłe jest to, aby dotknąć owej fascynacji, jaka towarzyszyła twórcom opery na fali ówczesnej mody na Orient. Europa na chwilę się sobą znudziła i łaskawie zwróciła uwagę na to, że poza nią istnieją niezwykłe światy.

Postrzega Pan utwór jako zmysłowy. Co to dla Pana oznacza to słowo dziś, kiedy wszystko jest raczej seksowne i podniecające?

Zmysłowe karmi się tym, co emanuje z koloru, kształtu, dźwięku, z zapachu, z obecności innego człowieka. Odbierać świat zmysłowo to odbierać polifonicznie, to nieustanne próby jednoczenia się z nim, silnego z nim związku, dialogu, uczestnictwa i osadzenia. To relacje niezwykle intensywne. W tej operze są mocno wyeksponowane pory dnia, co dla bohaterów jest istotne, bo żyją w symbiozie z naturą, muszą więc głęboko odczuwać ten świat, odbierać całe jego piękno, całą jego wewnętrzną treść. Wiele sytuacji między bohaterami rozgrywa się poza słowem, a muzyka umie to unieść. W tej operze postaci przepięknie dialogują ze światem, ale i z innym człowiekiem, również z bogiem. Zaburzenie tych relacji powoduje, że protagoniści muszą cierpieć.

Opera Bizeta powstała w okresie wielkiej fascynacji obcymi kulturami, ale jako jedna z nielicznych skomponowanych pod wpływem zainteresowania Orientem nadal jest wykonywana. W czym upatruje Pan tego fenomenu?

Na szczęście w operze opowiada się przede wszystkim muzyką, śpiewem. Śpiewacy wyprowadzają swoje kreacje aktorskie z kreacji wokalnych. Postaci jest mało, trzy główne plus interesujący bohater drugoplanowy Nourabad (świetny materiał na zbudowanie roli). W „Poławiaczach pereł” trzeba nade wszystko opowiedzieć o tragicznych wyborach bohaterów. Mamy tu wszystkie stany emocjonalne: miłość, zazdrość, zawiść, nienawiść … To wielki potencjał uczuć, z których śpiewacy mogą stworzyć swoje postaci.

To Pana pierwsza realizacja opery Bizeta. Dzieło spodobało się Panu od razu?

Od razu. Ale też utwór jest fantastyczny. Świetnie widać na jego przykładzie, jakiej klasy kompozytorem był Georges Bizet. Zdumiewająco dojrzałym, podejmując tak ważkie tematy. Bliżej poznałem „Poławiaczy pereł” z nagrań, kiedy przygotowywałem inscenizację „Carmen”. Bo ważny był dla mnie kontekst innych dzieł tego kompozytora. Pomyślałem sobie wtedy, że zasłużenie „Carmen” jest tak wszechobecna na scenach, a niezasłużenie „Poławiacze pereł” są tak rzadko obecne. Słuchając muzyki, zastanawiałem się, że gdybym dostał propozycję inscenizowania, z przyjemnością bym się jej podjął. Ku mojemu zdumieniu w kilka lat potem rzeczywiście taką otrzymałem. Bardzo mnie ucieszyła, bo gdzieś tam ziarno zainteresowania i fascynacji „Poławiaczami pereł” zostało zasiane.

rozmawiała Magdalena Talik

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl