Nigdy nie marzyłam o własnej szkole językowej! Kiedy przyjaciółka zaproponowała mi założenie takiej placówki, byłam przeszczęśliwa. Ja – pedagog z wykształcenia, z wieloletnią praktyką, ona – księgowa i specjalistka do spraw kadr. Miałam do niej zaufanie, dlatego zgodziłam się, by działalność była zarejestrowana na mnie, wzięłam także kilkadziesiąt tysięcy kredytu na rozwój naszej firmy.
Kredyt miałyśmy regularnie spłacać z pieniędzy, które zarabiałyśmy na szkole – przyjaciółka miała sprawować pieczę nad finansami. Byłam wyrozumiała przez pierwsze trzy miesiące, bo miałam świadomość, że dopiero ruszamy z biznesem, i nie upominałam się o spłatę zobowiązania. Po pewnym czasie poprosiłam jednak wspólniczkę o szczerą rozmowę, bo nie dość, że wzięty przeze mnie kredyt nie był spłacany, to jeszcze nic nie zarabiałam, a przecież ta szkoła językowa to miało być nasze źródło dochodu.
Przyjaciółka mówiła wciąż to samo – że dopiero się rozwijamy, że niedługo przychody wzrosną, że muszę być cierpliwa. Kiedy chciałam spojrzeć na nasze finanse, zawsze wymyślała jakąś przeszkodę.
W końcu powiedziałam dość. I to był koniec naszej przyjaźni i początek moich wielkich kłopotów.
Była już wtedy przyjaciółka wyjechała za granicę, a ja zostałam sama z zadłużonym biznesem. W dodatku okazało się, że został wzięty na moją firmę spory kredyt, którego nie mam z czego spłacić. Próbowałam się kontaktować z „przyjaciółką”, ale bezskutecznie. Obawiam się, że niedługo będę musiała sprzedać mieszkanie, żeby spłacić długi i wyjść na prostą. Straciłam swoje marzenia, przyjaciółkę, a przede wszystkim zaufanie do ludzi. Nie mam już marzeń.
Komentarz ekspercki*:
Warto oddzielać relacje prywatne od biznesowych. Zaufanie w biznesie jest ważne, ale nie stoi w sprzeczności z zapisywaniem pewnych ustaleń w formie umowy, partnerstwa, czy porozumienia. W razie nielojalności jednej ze stron, łatwiej będzie dochodzić swoich praw w sądzie.