Bezkompromisowa, zdecydowana, konsekwentna w swoim szczególnym stylu. Fani kochają Patricię Barber za genialną grę na fortepianie i charakterystyczny sposób śpiewania, jakby opowiadała historię samej sobie, którego nie sposób pomylić z żadnym innym. Amerykanka nie szokuje na scenie, nie promuje intensywnie w mediach społecznościowych, wielu jej fanów nie rozpoznałoby jej przechodząc obok ulicą. Ta anonimowość pozwoliła zachować Patricii Barber absolutną szczerość i wydawać albumy wyłącznie wtedy, kiedy poczuje potrzebę, by nowym materiałem podzielić się z publicznością.
To właśnie ten czas, bo w minionym 2019 roku ukazał się jej album „Higher”, a utwory z niego pianistka i wokalistka zaprezentuje w Imparcie. To nie jej pierwsza wizyta we Wrocławiu. Grała tu już w listopadzie 2011 roku dając fantastyczny koncert. Tym razem nie powinno być inaczej zważywszy na znakomite recenzje nowej płyty, która ukazała się aż po sześciu latach przerwy i, co ciekawe, pieniądze na nią uzbierali fani Barber w programie ArtistShare.
„Higher”, na którym posłuchamy m.in. cykl artystycznych pieśni „Angels, Birds and I…” został zarejestrowany z kontrabasistą Patrickiem Mulcahya, perkusistą Jonem Deitemyerem, gitarzystą Nealem Algerem i saksofonistą Jimem Gailloreto, a gościnnie wystąpiła też...sopranistka liryczna Katherine Werbiansky, która miała szansę śpiewać m.in. w Metropolitan Opera.
Patricia Barber jazz pokochała w domu rodzinnym, ojciec Floyd-saksofonista grywał z samym Glennem Millerem, ona sama doskonaliła się w grze na fortepianie, grywała w małych chicagowskich klubach, a debiutancki album „Split” ukazał się, kiedy była już po trzydziestce i w dodatku wydany został własnym sumptem przez artystkę. Sukces odniosła jednak Barber dopiero pięć lat później, kiedy na rynku pojawiła się jej trzecia już płyta „Café Blue”. Wtedy krytycy zachwycali się jej grą, wokalem, oryginalnym stylem, a potem świetnymi, niepowtarzalnymi interpretacjami piosenek m.in. zespołów The Beatles, czy The Doors.
W jednym z wywiadów Patricia Barber powiedziała, że wielu krytyków oczekiwało, że będzie rodzajem Diany Krall i zagra standardy. „Nalegałam, by pójść własną drogą. Nie było łatwo, krytycy nie wiedzieli, co o mnie myśleć, ale kontynuowałam moją podróż i ogólnie wreszcie to zaakceptowali”.