Tradycja to rzecz święta – nawet jeśli hołduje tak świeckiemu zwyczajowi, jak folgowanie obżarstwu, co akurat naszej, rodzimej kulturze obce nie jest.
Dlatego zjedzenie jednego „marnego” pączucha albo mizernej garstki chrustu vel faworków w ostatni tydzień karnawału to jest jak najbardziej uzasadniona czynność, choć z niegdysiejszym zapustowym objadaniem się wiele wspólnego już nie ma. Dawniej „tłuste” biesiadowanie ciągnęło się przecież przez kilka dni i nie kończyło wcześniej niż we wtorek przed Popielcem. Najadłszy się więc po uszy, i napiwszy przy okazji obowiązkowo, człowiek naprawdę wiedział, za jakie grzechy pości, i już bez mrugnięcia okiem mógł zachować pokutną wstrzemięźliwość do Wielkiej Nocy.
fot. cymes.suwalki.pl
Dziś po rozpustnym kalorycznie tłustym czwartku najbardziej w piersi biją się niewiasty, zwłaszcza te żyjące w codziennej komitywie z listkiem sałaty, kalkulując, co im się w ramach odwyku najlepiej opłaca: półgodzinny bieg z prędkością 11 km/h, godzinne pływanie kajakiem, dwugodzinne malowanie ścian czy czterogodzinne dzierganie na drutach. A to „pokuta” tylko po zjedzeniu jednego pączka! Strach pomyśleć, co wyprawiają te kobiety po zjedzeniu 2,5 szt. – bo tyle statystycznie wypada na głowę każdego Polaka w czasie tłustoczwartkowych ekscesów!
fot. sumarex.pl
Dietetycy ostrzegają, że pączkowe przedawkowanie (faworków już nie licząc) może być opłakane w skutkach. Ale czy naprawdę taki diabeł straszny? Sympatyczny nadziany pączuś, zależnie od tego, czy polukrowany czy tylko przysypany cukrowym pudrem, to jakieś średnio licząc 300 kalorii. I tak naprawdę żaden z niego „zawodnik”, bo – znów odwołując się do staropolskich czasów – kudy mu do pulchnych przodków napakowanych słoniną, boczkiem czy innym mięsiwem? Takie to bowiem zapustowe pączki drzewiej bywały! I nikt szukać w ich wnętrzu nadzienia szkłem powiększającym nie musiał, a dziś – i owszem, zdarza się, że róży, marmolady, czekolady itp. słodkości w drożdżowych bebechach ze świecą szukać. A „zdrowe” pączki powinny – zwłaszcza te zdecydowanie najlepsze: z różą – słodkim farszem ociekać i już.
fot. sklep.blikle.pl
Kto zaś się obawia, że 27 lutego (tłusty czwartek to święto ruchome, wypadające zawsze w ostatni czwartek karnawału, i zależy od daty świąt wielkanocnych. Śledzika, czyli ostatni dzień karnawału, będziemy mieć 4 marca), nie trafi w detalu na wyśmienite pączki, niech wstąpi na Nadodrze po tradycyjne, lwowsko-wrocławskie, smażone zgodnie z przedwojenną recepturą (więcej informacji na naszym portalu: tutaj) albo zrobi je sobie sam. Przepis na „babcine” można zgapić choćby tutaj (nowicjuszy w tym dziele zachęcam jednak do powierzenia go bardziej doświadczonym rękom w rodzinie).
Na żywo można tę czynność zobaczyć tu:
Wolicie faworki? Oto prezentacja:
Pamiętajmy (zwłaszcza wszyscy przesądni), jeśli w tłusty czwartek nie zjemy ani jednego pączka, do końca roku będzie się nam kiepsko wiodło. No to po całym!
Małgorzata Wieliczko