– Pokażemy światu turniej jakiego jeszcze nie było. Mamy najlepszych na świecie kibiców - obiecywał Mirosław Przedpełski, gdy Polska otrzymała prawo organizacji mistrzostw świata w 2014 roku. I w obietnicach prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej nie było ani krzty przesady. Polscy fani niejednokrotnie już udowodnili, że bawić się i jednocześnie dopingować potrafią jak mało kto.
"Atmosfera była fantastyczna"
– Nie możemy się do niczego przyczepić. Mimo małej sali atmosfera była fantastyczna – mówił po meczu z Argentyną kapitan reprezentacji Polski Michał Winiarski. A było naprawdę gorąco, bowiem „kocioł”, jaki stworzyli fani, można porównać chyba jedynie z tym, co dzieje się na meczach piłkarskich reprezentacji w krajach Ameryki Południowej i Środkowej.
– Cieszę się, że mogłem w czymś takim uczestniczyć. Moment, kiedy wychodziłem na parkiet przed meczem z Polską, zapamiętam do końca życia – emocjonował się kapitan reprezentacji Kamerunu Jean Patrice Mboulet Ndaki. A będzie miał co wspominać, bowiem właśnie Kameruńczycy już od pierwszego pojawienia się na boisku, stali się największymi, oczywiście poza Polakami, ulubieńcami kibiców.
Biało-czerwona fala przykrywa wszystko
Trybuny Hali Stulecia podczas meczów wyglądały rzeczywiście imponująco. Była to jedna, wielka biało-czerwona fala, która przykrywała wszystko. W narodowe barwy ubrany był prawie każdy - od najstarszego do najmłodszego. Jak choćby licząca sobie ponad siedemdziesiąt lat pani z Oławy, która siatkarską wiedzą i znakomitą pamięcią (cytowała składy i wyniki sprzed lat) przebijała wszystkich.
Doping kibiców w Hali Stulecia był ogłuszający
Z drugiej strony, maleńki bo zaledwie 9-miesięczny Grześ, który oglądał mecze trzymany na rękach przez ojca. Rzeczywiście oglądał i wcale nie bał się tego, że na trybunach było bardzo głośno. Nie tylko nie płakał, ale szeroko się uśmiechał.
Uśmiech rozjaśniał także twarze fanów i fanek podskakujących i pląsających rytmicznie z maskotkami polskiej reprezentacji - Orłem i dwoma iskierkami. Wcielili się w niej trzej aktorzy z Trójmiasta i byli oblegani nie mniej niż polscy siatkarze. Każdy chciał sobie z nimi zrobić zdjęcie.
Maskotki są na tych mistrzostwach członkami grupy Kułaga&Magiera, czyli Grzegorza Kułagi i Marka Magiery, od lat prowadzących doping nie tylko na siatkarskich imprezach. To prawdziwi mistrzowie w swoim fachu. – Nie można tego puszczać na żywioł. To nie publiczność ma panować nade mną, bo wtedy nic z fajnego dopingu nie wyjdzie, lecz ja nad nią - mówi Grzegorz, którego dźwięki organów, czy rytmiczne uderzenia na perkusji znają już wszyscy i znakomicie się do nich dopasowują.
Chociaż ostatnio mają konkurenta. Trębacza, podróżującego za reprezentacją Polski. Nie jest członkiem ich grupy, raczej amatorem, lecz gra naprawdę profesjonalnie. – No pokaż cwaniaczku, czy potrafisz się do nas dostosować – sympatycznie zachęcał go do rywalizacji Magiera. I trębacz dał radę!
Kibic-trębacz konkurował z prowadzącymi doping zawodowcami
– Tłumaczyłem siatkarzom, że mecz z gospodarzami powinni traktować jako święto. Bo nie wiem, czy gdziekolwiek na świecie coś podobnego im się zdarzy – opowiadał jeden z najsłynniejszych trenerów na świecie (dwukrotny mistrz świata i Europy) prowadzący Argentynę Julio Velasco.
Co więcej święto trwało nie tylko podczas meczów. Po spotkaniach fani potrafili nawet ponad półtorej godziny cierpliwie czekać na swoich ulubieńców, a ci nie odmawiali składania autografów i wspólnych fotografii.
Podczas sobotnich i niedzielnych meczów Polaków, na widowni był komplet. Na początku narzekano jeszcze na pustki w strefie kibica, ale trudno, aby było inaczej, kiedy z nieba lał rzęsisty deszcz. Wreszcie jednak i tam się zapełniło. Choćby w niedzielę, gdzie pod Halą Stulecia zgromadziło się 6 tysięcy kibiców. Docenili to siatkarze, którzy poszli im podziękować za wsparcie.
Zobacz także:
AL