wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

6°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 00:49

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. Myslovitz na żywo dla garstki fanów

Artura Rojka solo mogliśmy zobaczyć i posłuchać we Wrocławiu pod koniec listopada zeszłego roku. Wczoraj (20 kwietnia) w Sali Gotyckiej klubu Stary Klasztor wystąpił w naszym mieście Myslovitz. Jak wypada porównanie obu tych imprez?

Reklama

Rojek górą

Zdecydowanie na korzyść Artura Rojka. Jego koncert w Imparcie – nawet mimo tego, że nie powalał atmosferą; publika musiała siedzieć w fotelach i raczej życzliwie obserwowała niż czynnie uczestniczyła w wydarzeniu – był koncertem artysty pozostającego na fali wznoszącej, muzyka, który doskonale wie, że nagrał znakomity album i który wciąż ma dla kogo tworzyć (mimo bardzo drogich biletów, na widowni Impartu pustych miejsc nie było). Wczorajszy występ Myslovitz był właściwie przeciwieństwem tamtej imprezy. Patrząc na to, co działo się na scenie, trudno było się oprzeć wrażeniu, że zespół działa już tylko z rozpędu, jakby bez energii i wiary w to, że jego dalsza egzystencja ma jakiś sens. Myslovitz jest już niestety cieniem swojej dawnej potęgi, a jego publiczność (przynajmniej we Wrocławiu) skurczyła się do garstki najbardziej zagorzałych fanów. Żeby na Myslo przyszło do Sali Gotyckiej mniej ludzi niż na Closterkeller czy Świetliki? A jednak. I to mniej więcej o połowę mniej. Klub wypełniony był góra w połowie, a i to bez specjalnego tłoku, w dodatku sporo ludzi nie doczekało nawet do bisów. 

Wszystko nie to

To przygnębiające, bo Michał Kowalonek jest świetnym wokalistą, a album „1.577” zupełnie przyzwoitą płytą. W dodatku wcale nie było tak, że to akurat Artur Rojek był szefem kapeli, głównym autorem muzyki czy tekstów. Miał jednak w sobie tę szczególną charyzmę, której tak bardzo teraz brakuje zespołowi i którą – jak widać – trudno jest zastąpić samym talentem czy wykonawczą poprawnością. No i owszem, koncert był długi, bo muzycy pozostawiali na scenie przez prawie dwie i pół godziny. I tak, brzmieli świetnie, szczególnie w tych momentach, kiedy równolegle hałasowały trzy gitary. I oczywiście w setliście nie zabrakło wielu przebojów z takimi numerami jak „Za zamkniętymi oczami”, „W 10 sekund przez całe życie”, „Chłopcy” czy „Nocnym pociągiem aż do końca świata”. Niespecjalnie liczna publiczność bawiła się nie najgorzej. Dostała nawet dodatkową atrakcję w postaci zaręczyn na scenie (ech, fani Myslovitz to jednak niepoprawni romantycy) – ale to wszystko było nie to. Nie było magii, nie było dreszczy, byli Doorsi, ale nie było Morrisona.  

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl