Spokojnie, to tylko awaria
Takie historie zdarzają się już teraz rzadko, ale jednak się zdarzają. Ot, wysiada mikrofon, nie, nie jeden, wysiadają wszystkie – i nie ma innej rady, trzeba przerwać występ, żeby odpowiedni ludzie mogli podjąć interwencję. W Sali Gotyckiej stało się tak praktycznie na samym początku koncertu. Zespół Celebrate wraz z zaproszonymi przez siebie gośćmi (wokaliści: Alicja Janosz, Natalia Lubrano, Agnieszka Damrych, Anna Kłys, Paulina Lenda, Tomasz Leszczyński i Andrzej Strzemżalski, grający na przeszkadzajkach Bartek Pająk oraz trio smyczkowe: Olga Kwiatek, Ewa Hofman, Bożena Rodzeń-Jarosz) zdążył wykonać utwory „The Jam”, „Billy Jean” i „The Way You Make Me Feel”, by przy czwartym („Give In To Me”) ponieść porażkę z kapryśną elektrycznością. Usuwanie awarii trwało jakieś 20 min., w tym czasie charyzmatyczna w pełni tego słowa znaczeniu frontmanka Celebrate Marta Kołodziejczyk zaśpiewała wraz z Natalią Lubrano – à capella i z małą pomocą publiczności – „Heal The World”, a Tomasz Leszczyński rozpoczął krótki kurs moonwalku. Było zabawnie, nikt się nie denerwował, koncert zaczął się obiecująco, więc bardzo, ale to naprawdę bardzo licznie zgromadzona publika spokojnie czkała na dalsze atrakcje. I doczekała się; dalszym ciągiem koncertu mogli być rozczarowani tylko nieuleczalni malkontenci.
Słabych wykonów nie było
Celbrate pod wodzą Piotra Świętoniowskiego opracowali kawałki Jacksona w wersjach niemal identycznych z oryginalnymi. Nikt na nic się nie silił, hołd nie polega przecież na tym, by zmieniać to, co jest już wystarczająco doskonałe, ale oczywiście wszyscy ci zmieniający się przed mikrofonem i występujący w różnych konfiguracjach fantastyczni wokaliści nie mogli nie odcisnąć swojego piętna na przebojach Króla Popu. Które więc hity i które wykony wypadły najlepiej? Na pewno duże wrażenie zrobił duet Agnieszki Damrych z Tomaszem Leszczyńskim w „Love Never Felt So Good”, świetnie wypadła Paulina Lenda w „Liberian Girl”, niesamowicie Andrzej Strzemżalski w „They Don't Care About Us” i porywająco Marta Kołodziejczyk w „Thillerze”. Słabych interpretacji zresztą wczoraj nie było, nierzadko bardzo trudny repertuar Jacksona został przez wszystkich biorących udział w tym przedsięwzięciu przygotowany na szóstkę z plusem. Wiecie, co powiedziałby Wam wdzięczny za wczorajszy wieczór Michael? To samo, co z aktorską wprawą i na pełnym uśmiechu powtarzał publiczności Tomasz Leszczyński.
I love you, kochani. I love you.