Matisyahu, o czym doskonale wiedzą jego fani, nie jest kolejnym wykonawcą traktującym estetykę reggae wyłącznie jako pretekst do bezrefleksyjnych podskoków. Matthew Paul Miller (bo tak nazywa się naprawdę) nie tylko pozwala sobie na regularne flirty z hip-hopem, dancehallem, rockiem i popem, ale również wzbogaca swój przekaz liryczny o konsekwentnie religijne, pokojowe przesłanie.
Z brodą i w jarmułce
Urodził się w 1979 roku w USA, w rodzinie żydowskiej. Wraz z rodzicami wiele podróżował, w końcu Millerowie osiedli na stałe w Nowym Jorku. Młody Matthew długo się buntował, był hipisem, nosił dready, w końcu – jako 14 latek – odkrył w sobie autentyczny szacunek do własnych żydowskich korzeni. Jako 19-latek został chasydem, a sześć lat później był już ukształtowanym artystą z debiutanckim albumem w dorobku. Na płycie „Shake Off The Dust... Arise” z 2004 roku objawił się światu jako niezwykle intrygujący muzyk o bardzo niecodziennym image'u – występował wtedy (i robił tak aż do roku 2012) w jarmułce, z długą brodą i pejsami. Odnosił kolejne sukcesy, nagrywał dobrze przyjmowane płyty, przez „Billboard” został nawet uznany za najlepszego wykonawcę reggae na świecie, w końcu jednak zmienił wizerunek. Od płyty „Spark Speaker” występuje bez brody i jarmułki. Ale oczywiście wciąż intryguje. I wciąż ma za sobą wierną rzeszę prawdziwie oddanych fanów.
Żywa energia
Nie zabraknie ich pewnie w czwartek w Eterze – a niewykluczone, że ci, którzy przyjdą do klubu z ciekawości czy przypadku, również do tego grona dołączą. Bo studyjne nagrania Matisyahu to jedno, a jego żywiołowe koncerty to drugie. Wie o tym publiczność festiwalu w Jarocinie, wiedzą bywalcy Openera. Różne grupy, różne gusta, a wrażenie niezwykłej energii bijącej ze sceny – podobne. Nie inaczej będzie zapewne w Eterze. Warto się przyłączyć.
Bilety: 75 zł do 26 sierpnia, 85 zł w dniu koncertu. Miejsca siedzące na balkonie - 85 zł.