wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

2°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 01:50

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. "Makbet" w Hali Stulecia sukcesem artystycznym (ZDJĘCIA)

Chylę czoła przed realizatorami „Makbeta” w Hali Stulecia. Z niełatwego  materiału muzycznego i w problematycznej przestrzeni stworzyli znakomity spektakl, trzymający w napięciu, scenograficznie wysmakowany i perfekcyjnie niemal wykonany przez orkiestrę, solistów i chór. Kto wie, czy to nie jedna z najbardziej udanych, a z pewnością i najpiękniejszych produkcji Opery Wrocławskiej, jakie widzowie obejrzeli na przestrzeni ostatnich kilku lat.

Ewa Michnik po raz kolejny zaryzykowała, bo „Makbet” Giuseppe Verdiego, choć jego libretto bazuje na powszechnie znanym szekspirowskim dramacie, nie jest tak oczywistym hitem scenicznym dla wielkich audytoriów (także tych na otwartym powietrzu), jak choćby „Aida”, czy „Nabucco”. Mimo iż sporo jest tu scen chóralnych, a kompozytor dla potrzeb paryskiej premiery dopisał także i baletowy fragment, clue historii pozostaje relacja między małżonkami – Makbetem i Lady Makbet, którzy pod wpływem niejasnych dla nich przepowiedni postanawiają wziąć sprawy we własne ręce i sięgnąć po władzę. Tym dwóm postaciom, zwłaszcza kobiecej, Verdi poświęca najwięcej uwagi, dążąc do stworzenia jak najwierniejszego portretu psychologicznego. Na scenie daje to ogromne możliwości wyrazowe, zwłaszcza że dramat został fenomenalnie wręcz podkreślony muzyką, a partie wokalne, choć arie nie zapadają może w pamięć od razu, zostały nakreślone z niezwykłą konsekwencją.   

Zaangażowany do wrocławskiej produkcji niemiecki reżyser Bruno Berger-Gorski jeszcze przed premierą przyznawał, że nie obawia się pracy w Hali Stulecia. Nie tylko dlatego, że realizował już opery w innej, niż teatralna, przestrzeni. Miał świadomość, że wnętrze Hali Stulecia nie jest nierozpoznanym terenem, ale zyskało status pełnoprawnej sceny, ze wszystkimi ograniczeniami wynikającymi z jej eksploatacji (choćby akustycznymi). Z pomocą scenografa Pawła Dobrzyckiego wykorzystał scenę doskonale i zrealizował przedstawienie wyjątkowo gustowne, świetnie dostosowane do akcji i nie pozwalające widzowie ani na chwilę oderwać oczu od sceny. A, co najważniejsze, przygotowane z wielką dbałością o to, by to muzyka Giuseppe Verdiego miała pierwszeństwo przed inscenizacją, by nie odwracać od niej uwagi mamiąc widza tanimi sztuczkami.

Zgodnie z zapowiedzią Bergera-Gorskiego na scenie stanął las Birnam, ale zniszczony, zrujnowany, wypalony, jako symbol tyranii Makbeta. To przestrzeń na poły dzika, na poły sakralna, niezgłębiona. Tu chronią się dziwni ludzie (ubrani w świetnie zaprojektowane i przywodzące na myśl makabrę kostiumy Małgorzaty Słoniowskiej), tu rozmawia się z duchami, wróży z kości, odbywa tajne, pogańskie rytuały. Oświecony, wydawałoby się, Makbet, przybywający z innego, cywilizowanego świata tu zwraca się do wyroczni, pyta o przyszłość i na własny sposób ją interpretuje. Scena z wywoływaniem ducha Hekate, który sprowadza na zemdlonego Makbeta senną wizję dotyczącą jego przyszłości, została zrealizowana perfekcyjnie. Przebiegu nie wolno zdradzać, niech widzowie zostaną zaskoczeni.

Na tle lasu pojawiają się mobilne dekoracje – m.in. stół, czy namiot, w którym zamordowana zostaje pierwsza ofiara Makbeta – król Duncan. Jest ich niewiele, tak, jakby rzeczywistym światem był ten magiczny, a nie prawdziwy. Zresztą kiedy dokonuje się już prawdziwa eskalacja przemocy Makbet ucieka w świat urojony, a jego żonę w finale ogarnia szaleństwo. Duchy zmarłych upominają się o sprawiedliwość.

Tę mroczną operę Giuseppe Verdiego trzeba wykonać z pieczołowitością, jeśli ma wzbudzać w widzu niepokój, intrygować. Ewa Michnik przygotowała orkiestrę znakomicie, uświadamiając raz jeszcze, że w partyturze kompozytor przekazał wszystko – lęk, śmiertelny krzyk mordowanego człowieka, żądzę władzy i podżeganie do zbrodni, wreszcie szaleństwo. Brawa dla całej sekcji dętej – instrumentaliści potrafili podnieść ciśnienie w newralgicznych momentach.

Dobór śpiewaków do „Makbeta” stanowi wyzwanie, zwłaszcza że dwie główne partie zmuszają solistę nie tylko do gotowości technicznej, ale i wyrazowej. Zbudowanie wiarygodnej wokalnie i aktorsko roli jest trudne. W inscenizacji w Hali Stulecia największe brawa zebrała, zasłużenie, włoska sopranistka Maria Pia Piscitelli, która nie zaniedbała żadnej praktycznie nuty, dając także koncertowy popis bel canta. Śpiewający Makbeta baryton Lucio Gallo może ten występ zaliczyć do udanych, choć aktorsko nie był już tak przekonujący. W doskonałej dyspozycji byli zarówno gościnni śpiewacy ukraiński bas Makarij Pihura (banko), włoski tenor Stefano La Colla (Makduf), jak i związany z Operą Wrocławską tenor Łukasz Gaj (Malkolm). I rewelacja, Chór Opery Wrocławskiej fantastycznie przygotowany przez Annę Grabowską-Borys. Słynny fragment „Patria oppressa” z początku IV aktu chórzyści zaśpiewali porażająco. Z kolei zespół baletowy ciekawie wykonał taniec do choreografii Bożeny Klimczak (odpowiedzialnej także za ruch sceniczny).

Widzowie mają szansę obejrzeć „Makbeta” Giuseppe Verdiego jeszcze w niedzielę 15 czerwca i w przyszły weekend od 20-22 czerwca w Hali Stulecia.

Magdalena Talik          

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl