To bardzo smutne, że wrocławski Kozanów zapisał się w pamięci całej Polski tym, co zdarzyło się tu siedemnaście lat temu. Wszystkie media pokazywały zdjęcia blokowiska zamienionego w malowniczy zalew, po którym mieszkańcy poruszają się pontonami i łódkami. To jednak, na szczęście, kataklizm, który nie ma prawa się powtórzyć, a codzienność osiedla ma zupełnie inne oblicze.
Na zachodzie zmiany
W parku Zachodnim łatwo odnaleźć jeszcze inne ślady jego dawnej cmentarnej funkcji. Na powierzchni 75 hektarów, na przestrzeni położonej pomiędzy ulicami: Lotniczą, Pilczycką, Kozanowską, Popowicką i Wejherowską sporo starych, dostojnych drzew, które spowija bluszcz, a na niektórych opasłych pniach dostrzec można jeszcze ślady powrastanych krzyży. Kiedyś było ich znacznie więcej, ale drzewostan starzeje się nieubłaganie i coraz mniej jest tych okazów, które były świadkami przeszłości. I coraz mniej też niewielkich stert kamieni, granitowych schodków i innych resztek konstrukcji dawnych nagrobków.
To był proces, który toczył się latami. Ponieważ nikt nie dbał o groby, niszczył je czas, zarastała zieleń, aż wreszcie w 1967 r. zostały zamienione w park. To ucieszyłoby zapewne niemieckich planistów; już w latach 1897-1899 zagospodarowali koncepcyjnie wielki obszar zieleni, zamieniając go w kompleks spacerowo-wypoczynkowy. Na obszar ten składały się las Osobowicki, las Rędziński oraz teren wokół cmentarzy. Nie brakowało też w pobliżu obiektów sportowych i sztucznego lodowiska, które powstało w 1912 r.
Historia zatoczyła koło i znów potrzeba rekreacji zeszła się z dobrą wolą i zrozumieniem dla prozdrowotnych zachowań mieszkańców Wrocławia – na zielonych areałach na zachodzie miasta nie brakuje nie tylko ścieżek do spacerów, ale i boisk do zespołowych gier, placyków zabaw dla maluchów, pełnych ciekawych przeszkód do pokonania, ścieżek i tras do jazdy rowerem.
To akurat drobiazgi, bo jeśli myśleć o zmianach na Kozanowie, to najważniejsze z nich w ostatnich latach to bez wątpienia most Milenijny i linia tramwajowa, nareszcie łącząca to osiedle z miastem. Można sobie krytykować do woli te metamorfozy, w końcu malkontenci są też potrzebni, aby nie dopuszczać do popadania w euforię, ale szansa na skok na Osobowice bez konieczności jazdy przez centrum czy też omijanie korków i szybsze niż kiedyś przemieszczanie się do Rynku i dalej – to rzecz bezcenna!
Czerwona Jadwiga
Ceglany kościół, tonący w zieleni parku, któremu nowa linia tramwajowa zmieniła nieco dawne otoczenie, to też pozostałość po tamtych, cmentarnych czasach. Niegdyś otaczały go rzędy kwater i nagrobków, teraz – jakby w potrzebie nawiązania więzi z przeszłością, znów przycupnął przy nim nagrobek. To miejsce pochówku tutejszego proboszcza. Wierni na Kozanowie pożegnali na początku marca kolejnego proboszcza, księdza Janusza Czarnego, ale spoczął on w swojej rodzinnej miejscowości, w Laskowicach-Jelczu.
Usytuowany przed kościołem grób proboszcza kozanowskiej parafii pod wezwaniem św. Jadwigi
Dawna cmentarna kaplica, zbudowana z cegły, do 1963 r. była filią pilczyckiego kościoła pod wezwaniem Macierzyństwa NMP, zwanego dla odróżnienia „białym”, teraz jest samodzielną parafią. W 1985 r. niewielki kościółek został rozbudowany. W czasie powodzi Bóg czuwał na swoim domem, zalane zostały jedynie salki katechetyczne w przyziemiu.
Mozaikę z wizerunkiem patronki widać wspaniale z zewnątrz. Świętej Jadwidze towarzyszy święty Wojciech (fot. poniżej).
Kościół otwiera się jedynie na morze zieleni i zaledwie dwa gospodarstwa, przytulone do parku
Bloki pełne kolorów
Elewacje kozanowskich domów sprawiają, że otoczenie nie przytłacza. Może właśnie dlatego mieszkający tu wrocławianie chwalą sobie swoje miejsce życia. A to, że na osiedlu spójnie już teraz koegzystują wysokie budynki z niskimi, stare z nowymi, wielorodzinne z jednorodzinnymi, wpływa na różnorodność i architektoniczną symbiozę.
Niby blokowisko, ale nie do końca...
Podczas wędrówek po blokowisku natknąć się można też na przedwojennych protoplastów takiej architektury – bloki wzniesione specjalnie na potrzeby rodzin, które poniosły szkody z powodu I wojny światowej. Taką osiedlową przechadzkę nie sposób uznać za nudną; nagle i zupełnie niespodziewanie można natknąć się w betonowym świecie na rustykalne eksplozje!
Wiejskie klimaty – ten wiatrak może nie daje mąki, ale łapie wiatr w skrzydła
Ale to nic wobec pewnego magicznego zjawiska na Kozanowie. Ekscytują się nim nie tylko mieszkańcy, pobudza też wyobraźnię przybyszy z innych osiedli i dzielnic. To drewniane rzeźby ustawione na trawnikach między blokami. Są nieco demoniczne, mroczne i intrygujące. Z jednej strony nawiązują (prawdopodobnie!) do ogólnych „humanitarnych” wartości (macierzyństwo, człowieczeństwo, samotność, starość...), z drugiej – wywołują niepokój i interpretacyjne spekulacje. Rzeźby zostały nawet oskarżone o to, że stanowią artystyczną materializację złych i niebezpiecznych duchów, wampirów, południc. Kto chce poczytać o tym więcej, znajdzie tekst na ciekawym wrocławskim blogu.
Przedziwne kozanowskie płanetnice, efekt artystycznego studenckiego pleneru źródło: Wratislavia Amici dolny-slask.org
Skąd się wzięły rzeźby? O to dopytują się nawzajem blogerzy i forumowicze. Próba zasięgnięcia języka w jednej z dwóch kozanowskich spółdzielni mieszkaniowych (domy są pod zarządem Energetyka i Kozanowa IV) przyniosła mi szczątkową wiedzę: dzieła sztuki są efektem pleneru studentów szkoły artystycznej i zdobią osiedle od ćwierćwiecza.
cdn.
Tekst i fot.: Barbara Chabior