Historie norweskiej autorki
Tytuł „Odd i Luna” triumfalnie wraca do repertuaru Wrocławskiego Teatru Lalek. Triumfalnie, bo to znakomite przedstawienie w pięknej obsadzie, a wraca, bo dotychczas widzowie mieli szansę obejrzeć praktycznie tylko premierowy spektakl pod koniec lutego, potem, z powodów obsadowych, do adaptacji książek Lisy Aisato nie wracano aż do maja. Dobrze, że dzieciaki 5+ znowu mogą przekonać się, że prawdziwa przyjaźń nie ma granic, trzeba tylko przezwyciężyć lęk przed nieznanym i otworzyć się na to, co ma do przekazania druga strona.
Odd pełen lęków
A oglądamy dwie równoległe historie – jajogłowego chłopca Odda (dobry Michał Szostak), który co noc śni koszmar o tym, że jego głowa stłucze się, jak skorupka. Ze strachu, niestety umiejętnie też podsycanego przez nadopiekuńczą mamę, Odd unika rówieśników i wspólnych zabaw, a przerwy spędza ukryty w toalecie. Do czasum gdy nie pozna wyjątkowo rezolutnej Gunn, która uważa się za pszczołę (znakomita Anna Makowska-Kowalczyk) i nie potraktuje go jak dziwoląga.
Odd (Michał Szostak) i jego nadopiekuńcza mama (Aneta Głuch-Klucznik)
Luna i jej przyjaciel
Luna też nie ma przyjaciół, bo boi się być przez nich odrzucona, a cały wolny czas spędza przy sztalugach. W jej miasteczku nie ma innej czarnoskórej dziewczynki, a inność nie jest raczej atutem, bywa za to uciążliwa. Przypadkiem do Luny trafia egzotyczna ryba, która jest bardzo przyjacielska, ale...mówi wyłącznie w obcym języku. Chcąc ją zrozumieć Luna zrozumie, że znalazła prawdziwego przyjaciela.
Pomóc temu innemu
Książki Lisy Aisato są w Norwegii bardzo popularne, a płynący z nich przekaz ważny, nawet w kraju tak tolerancyjnym, w którym mieszkają przedstawiciele wielu kultur i kolorów skóry. W Polsce „Odda i Lunę” dzieci zrozumią w ten sam sposób, co ich rówieśnicy w Skandynawii, jako historię o tym, że inny nie znaczy nieciekawy, głupi, czy niebezpieczny. Inny może być taki, jak my. Pod warunkiem, że damy mu szansę, wyciągniemy pomocną dłoń.
Odważnie pokazane postaci
W inscenizacji Przemysława Jaszczaka opowiadane są historie przykre, bo nasi inni jednak w samotności cierpią, a jednocześnie bardzo odważnie pokazuje się, że rodzice nie do końca stają na wysokości zadania, by im ułatwić asymilację w rówieśniczym gronie. Rodzicielka Odda to typowa mama kwoka zatroskana o losy synka, ale i bardzo zaborcza. Jej jajogłowy o samodzielność musi zawalczyć. Z kolei rodzice Luny, przedstawieni jako gadające głowy, wydają surowe polecenia, ale nie próbują dziewczynki bardziej zmotywować i jej pomóc.
Genialnie wymyśliła w spektaklu scenografie, lalki i kostiumy Zuzanna Srebrna. Po niewielkiej scenie sprawnie poruszają się zarówno aktorzy, jak i ekipa techniczna pomagająca przestawiać dekoracje i animować lalki. Dobrze dobrane projekcje Agnieszki Waszczeniuk robią wrażenie, zwłaszcza te imitujące wodę, po której Luna pływa z rybą, swoim przyjacielem.
Muzyka Tomasza Lewandowskiego wzmacnia efekt, a dzieciaki wychodzą ze spektaklu jednak poruszone, bo choć jest tu happy end, to też niestandardowy. Jak w życiu.