wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

9°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 18:45

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Happy Birthday Wrocław!

Dzisiejszy felieton piszę z mirem – niepoprawny fan USA – prawie na baczność. 

4 lipca to Dzień Niepodległości – największe święto (północnych) Amerykanów.

Ten szczególny uniesienia stan przydaje się w opisywaniu głównej aktorki tekstu – pani Normy Jeane Mortenson, znanej bardziej jako Marilyn Monroe, czyli symbolu seksu wszechczasów. Kilka dni temu zdjęcia z uwiecznionych na nich artystką kupiła Hala Stulecia (dawniej Ludowa). W której to hali wrzeszczał Adolf Hitler, charyzmatycznie śpiewał Leonard Cohen, ślinił się Władysław Gomułka, mistrzowsko grał Paco de Lucia, dosypywał żaru Joe Cocker, przechadzał się Pablo Picasso.

A i ja występowałem z trenerem Kazimierzem Górskim.

 

Fotografie kupiono za 6,4 miliona złotych. Mój koleżka, Andrzej Baworowski, kierownik Hali, stwierdził przytomnie, że MM to legenda kina. Dodał, że wystawienie tych zdjęć pozwoli na stworzenie miejsca spotkań z popkulturą, że takiego miejsca we Wrocławiu do tej pory brakowało. Bingo! Brakuje jeszcze w naszym mieście „rzeźby” słynnych „Jadących rowerów” Rauschenberga, pisuaru Marcela Duchampa, puszki z zupą Campbell Andy Warhola, nieupranych majtek Twiggy oraz komiksowych obrazków Roya Lichtensteina. A przede wszystkim większej ilości postmodernistycznych ścieżek rowerowych plus powszechnego dobrobytu.

Glob jest sakramencko zapchany wyniesionymi ponad miarę dziełami sztuki.

Ale to nie znaczy, by średniej wielkości miasto na wchodzie Europy, które uwielbiam dozgonnie – realizując artystowskie plany – miało ze świata ściągać mocno przechodzone w świadomości przedmioty, rekwizyty, gadżety.

 

Dodaje mój kumpel Baworowski, że ta kolekcja zdjęć Miltona H. Greene’a opłacona przez miasto ponad sześcioma milionami złotych to gratka. Bowiem jej rzeczywista wartość to około 18 – 24 miliony złotych. Oto skromność. A dlaczego nie 35 milionów, 72 bańki a nawet – pies to drapał – 100 milionów PLN! Więc się temu przyjrzyjmy. Zdjęcia Amerykanki Monroe, po przejściu do nieba fotografa Greena, trafiły w 1985 roku do nowojorskiego banku. Skąd wykupił je – za nieznaną nam kwotę – gościu o greckim rodowodzie Konstantine Mitsingas, robiący także lewe interesy z Grzegorzem Żemkiem, kierownikiem aferalnego Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Czyli z jednym z największych przewalaczy w całej historii Polski, który przeputał około 150 milionów należnych państwu dolarów. Gdy afera FOZZ sięgała zenitu, gdy żądano spłaty zadłużenia przez gołego już i wesołego Mitsinogasa – ten wykpił się przekazując zamiast milionowej gotówki światłoczułe papierki z Marylin Monroe.

 

Zanim jednak – jak napisano – „w kameralnej atmosferze, w zaciszu przygotowanym przez Desę Unicum”, ludzie z Hali Stulecia kupili fotografie (nie wiemy czy były to spatynowane papierki czy także negatywy), te zdjęcia mogły w 2013 roku trafić za darmochę do Archiwum Państwowego. Jako narodowe dobro. Ale dyrektor Archiwów sprawę przegrał. Powiedziano mu (sądownie), że kolekcja zdjęć nie może należeć do archiwum państwowego, gdyż nie ma nic wspólnego z dobrami narodowymi(?). Zdjęcia wykonał Amerykanin i przedstawiają one nie polską, ale amerykańską aktorkę. Likwidatorka FOZZ, Marta Maciążek miała nawet zdjęcia odesłać do USA. Ale finał jest taki, że u nas foty pasują, mamy Marylin we Wrocławiu. W tej prawnej własnościowej szarpaninie miał też swój udział ówczesny minister kultury, Bogdan Zdrojewski.

No i dobra. Niech już będą te oldskulowe zdjęcia. Najważniejszym jest aby nie sczezły w jakimś staroświeckim muzeum, w kamieniczce na placu Solnym. 

Trzeba teraz te ponad 6 milionów złotych odzyskać. Organizować wokół legendarnej aktorki nieustanny ferment. A to zaprosić piękną, podobną do Monroe aktorkę Scarlett Johansson by poprowadziła światowy show Miss Blondynek Globu. Zorganizować Światowy Festiwal Piosenek Śpiewanych przez Monroe. Powołać Miss Świata w Białej Sukience nad Wentylacyjnym Szybem. Przyjąć z honorami Michelle Williams, zdobywczynię Oscara, która w filmie „My Week With Marylin” rewelacyjnie zagrała pierwowzór. Założyć w naszym mieście odzieżową firmę produkującą ubrania i bieliznę jaką nosiła na tych już wrocławskich zdjęciach. Wypuścić setki tysięcy t-shirtów z podobiznami MM. Sprzedawać prawa do wrockowych zdjęć aktorki wystawianych w sklepowych witrynach Polski, Europy, świata. Uczynić globalnym marketingowym zawołaniem słowa Monroe: Pieniądze szczęścia nie dają. Dają je zakupy!

Piękna aktorka, straszliwa palaczka papierosów i ministra kultury Grecji w latach 90 - Melina Mercouri

 

Wracając na chwilę do istoty zakupów – wkurzyła mnie argumentacja ludzi Hali Stulecia. Stwierdzili mianowicie – bojąc się społecznej krytyki – że pieniądze na pozyskanie kolekcji Monroe skubną chwilowo z przyznanej Wrocławiowi nagrody imienia Meliny Mercouri, helleńskiej aktorki, dawnej ministry kultury Grecji. Kobiety, która wymyśliła ideę Europejskiej Stolicy Kultury. Wydać cudze łatwo – zarobić, znacznie trudniej. W roku 1986 byłem stypendystą greckiego rządu, rządził tam wówczas PASOK. W ministerstwie kultury przeprowadziłem z Meliną otwarty wywiad. Gdy mnie – nadwagowego dziennikarza – zobaczyła wchodzącego do jej gabinetu, krzyknęła: Boże, wyglądasz jak Polska. Niezrażony odpowiedziałem: A Pani wygląda jak Grecja. Piękna i alabastrowa. W czasie rozmowy siedziała w kucki na siedzisku fotela a kawę dla nas zamawiała z lokalu na parterze, którą na nosiłkach przyniósł kelner. Luz, zero służby i celebry. Nie sądzę więc, by przystała na wywalenie pieniędzy na zdjęcia rywalki aktorki.

 

W telewizorze widziałem w tych dniach oburzenie na licu wrocławskiej radnej PiS (nie zdążyłem przeczytać nazwiska). Kpiąco pytała o jakiekolwiek związki Marylin Monroe z Wrocławiem (nie ona jedna pytała). Nie przychylę się do swarliwych jęków, bo związki były. I to jakie! W roku 1970 zobaczyłem Marylin we wrocławskich Praczach Odrzańskich! Na kieszonkowym lusterku Michała Świętalskiego, kumpla z rolniczego technikum. A w połowie lat 90. wprost wtulałem się w biały szlafrok symbolu seksu.   A było to na ulicy Odrzańskiej. Tam właśnie przybyły z Chicago Jesse Zaniewski, biznesman i popartowiec założył restaurację pod wezwaniem Marylin Monroe.

Była to flagowa restauracja popularnej w tamtych latach sieci pizzerii „Pan Smak” (udziałowcy – obywatele USA i Kanady). Tam właśnie – w szklanej gablocie ze złotą tabliczką „certyfikatu” 4592 – wisiał niby „oryginalny” szlafrok słynnej amerykańskiej gwiazdy.

 

Boże, co tam się działo! To był wielki przybytek wrocławskiej kultury.

Myślę, że wszystkie zyski „Pana Smaka” szły utracjuszowsko na program artystyczny tej niezwykłej, chociaż niewielkiej, restauracji. Z jednej strony prosciutto z zimnym melonem, ośmiorniczki, wołowe policzki pod kalifornijskie chardonnay sauvignone oraz zmrożoną Finlandię. Z drugiej – aktorzy, miejscy urzędnicy, posłowie, dziennikarze, pisarze, profesorowie. Olimpem były rozmowy reżysera Andrzeja Wajdy z generałem, kierownikiem wrocławskiej policji – Piotrem Aniołą (temat – wpływ filmu Felliniego „Amarcord” na zachowanie wielkomiejskiej młodzieży).

I chyba, ze względu na obecność generała policji, nie było tam studia nagrań.

A intruzów pacyfikowali zwaliści ochroniarze w skórach, czuwający przed lokalem w czarnych Jeepach Cherokee. Oni też rozwozili „dyskutantów” o słabych nogach do domu. A wszystko pod opiekuńczymi białymi połami szlafroka muślinowej Marylin Monroe. 

 

To kulturalno-towarzyskie Bizancjum musiało w końcu dupnąć – ku zmartwieniu amerykańskich udziałowców. Zrobiła się próżnia. Dlatego cieszę się, że mit wielkiego świata, wielkiej gwiazdy powraca do Wrocławia. Ważne, żeby ten powrót nie był widzimisię zakompleksionego prowincjusza – wszak nowojorskiego Muzeum Guggenheima nie pobijemy. Ważne, aby z tej kolekcji uczynić zyskowną maszynkę do reklamowania miasta. Sześć (już wydanych) miejskich milionów ma dużą szansę na zwrotkę. W przeciwieństwie do bezpowrotnie utraconych, wydanych przez Dolnośląski Urząd Marszałkowski gigantycznych, absurdalnych 66 milionów złotych na trywialny portal tej instytucji. Jak to mawiała boska Marylin: Kariera to piękna rzecz. Jednak nie można się do niej przytulić w zimną noc.

Appendix

Aha! W moim starym tapczanie znalazłem zdjęcia Marylin Monroe autorstwa także nowojorczyka Berta Sterna. Spróbuję wydębić od niego (dla Wrocławia) część jego kolekcji. Zrobił niezłe foty – daję tutaj próbki – oglądajcie.

Zdzisław Smektała

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl