Iva Bittová to postać nietuzinkowa. Jest skrzypaczką, kompozytorką i wokalistką, ale jej talent i dokonania trudno zamknąć wyłącznie w tych trzech kategoriach.
Urodziła się w 1958 roku w Bruntálu na Morawach w rodzinie, w której muzyka i sztuka były czymś codziennym i zwyczajnym. Jej ojciec był muzykiem teatralnym, Bittova szybko – podobnie jak jej dwie siostry – zadebiutowała więc na scenie.
I początkowo była właśnie aktorką. Grała w teatrze w Brnie, a także w telewizji i filmach kinowych, występowała również w radiu. Na początku lat 80. zwróciła się jednak z powrotem ku muzyce (w rodzinnym zespole, jeszcze jako dziecko, grała na skrzypcach). W 1982 roku rozpoczęła studia w klasie skrzypiec u profesora Rudolfa Štastnego, niedługo potem poznała Pavla Fajta (wkrótce zostali małżeństwem), z którym nagrała płyty „Bittova + Fajt” i „Svatba” (obie w roku 1987), a z zespołem Dunaj, w którym grał również Fajt, płytę „Dunaj a Bittová” (1989).
Iva dała się poznać jako artystka umiejętnie łącząca awangardowy rock z muzyką folkową, cygańską i słowiańską, a dzięki temu, że „Svatba” została zauważona przez Freda Fritha, jazzowo-awangardowego multiinstrumentalistę z Anglii, artystka zdołała wypłynąć na szerokie wody, daleko poza Europę Środkowo-Wschodnią.
Po prostu Iva Bittová
Zaczęła samodzielne koncerty, a w roku 1991 nagrała swój pierwszy autentycznie solowy album zatytułowany po prostu „Iva Bittová”. Od tamtej pory gra na całym świecie, wydaje znakomite płyty (m.in. z Vladimirem Vaclavkiem, nagrywa też dla legendarnej wytwórni ECM), współpracuje z takimi tuzami jak Marc Ribot czy Bobby McFerrin, raz na jakiś czas pokazuje się także na dużym ekranie (wystąpiła m.in. w nominowanych do Oscara „Želarach” Ondřeja Trojana). Od 2007 roku mieszka w USA.
Bittová odwiedziła Wrocław 5 lat temu – dała świetnie przyjęty recital na XXX Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. Czego dziś można się spodziewać po jej koncercie? Tego, o czym Rafał Księżyk pisał już w 1998 na łamach niezapomnianego „Brumu”: „Jako wokalistka potrafi osiągać drapieżność Diamandy Galas i nieobliczalność ekspresji Meredith Monk. A zaraz później głęboką, natchnioną zadumę Lisy Gerrard i ulotną, poetycką subtelność Laurie Anderson. (…) W etnicznym żywiole mieszają się nieartykułowane, jakby wywiedzione z dziecięcej zabawy wokalizy, dzikie, kapryśne galopady głosu, liryczne naiwne piosenki i podniosłe pieśniowe zaśpiewy.”
Poniedziałkowy wieczór w Sali Gotyckiej zapowiada się więc absolutnie wyjątkowo. Takich atrakcji nie wolno przegapić.