Maksymowicz to człowiek legenda wrocławskiego lotnictwa. Krąży o nim wiele opowieści. Na przykład jak w latach 60. na Zlocie Grunwaldzkim zamiast bukietu róż zrzucił z samolotu na trybunę z Władysławem Gomułką kępę pokrzyw przewiązaną drutem. Bo kwiaty przeznaczone dla I sekretarza przechował dla żony, doskonałej pływaczki Magdaleny Maksymowicz. Albo jak samolotem tropił rzekomego złodzieja, który okazał się jego szwagrem.
Ale czy przeleciał również pod mostem Grunwadzkim?
Było to na początku lat 50., w maju, wczesnym popołudniem – może w 1951 lub 1952 roku. Wiadomo, że samolot nadleciał od strony Politechniki Wrocławskiej. Sfrunął nad rzekę i przytulił się do Odry. "Sunął nisko, tuż nad lustrem wody, celując w środek Grunwalda. Na mgnienie oka zniknął pod stalową konstrukcją. Przypadkowi przechodnie wstrzymali oddech z podziwu lub przerażenia. Ale pilot już był po drugiej stronie sławnego mostu i wzbijał się wysoko w powietrze".
rys. Tomasz Broda
A w poniedziałek na wrocławskich stronach „Gazety Wyborczej” kolejny odcinek Akt W - o najsłynniejszej wrocławskiej piosence.
jak