Nawet 50 razy dziennie strażacy z powiatu wrocławskiego wyjeżdżali w minionych dniach do pożarów traw, pastwisk i nieużytków.
– To problem, z którym od lat nie możemy sobie poradzić – podkreśla st. kpt. Remigiusz Adamańczyk, rzecznik Prasowy Komendanta Miejskiego PSP we Wrocławiu.
O tym, że to niebezpieczna praktyka, świadczą statystyki Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – w ostatnich trzech latach strażacy w całym kraju musieli gasić celowo wywołane pożary traw aż 150 tys. razy. W akcjach uczestniczyło 215 tys. jednostek straży. W wyniku takich pożarów zginęło 31 osób.
Możesz nie zdążyć uciec
Ogień rozprzestrzenia się z prędkością 60 km/h, szybko biegnący człowiek osiąga prędkość 20 km/h.
– To są bardzo niebezpieczne i żmudne akcje. Wypalanie najczęściej odbywa się na dużym obszarze, wystarczy nawet słaby powiew wiatru i kierunek ognia się zmienia – zaznacza Remigiusz Adamańczyk i dodaje, że najtrudniejsza tegoroczna akcja wrocławskich strażaków związana z gaszeniem ognia na nieużytkach, miała miejsca na polach irygacyjnych koło Świniar, gdzie paliło się 80 ha.
To nic nie daje
Wypalanie nie przynosi żadnych korzyści ekonomicznych w postaci lepszych plonów – to zasada, którą specjaliści powtarzają od lat. Efektów nie ma, bo siła przyzwyczajenia i „tradycji” bierze górę. Nie przemawia do nich argument, że celowe wypalanie traw może spowodować, że rolnik straci wszystkie rodzaje dopłat bezpośrednich.
– Wypalam, bo tak robił ojciec i dziadek – mówią ci, którzy wierzą, że dzięki temu mają lepsze plony, i dotyczy to zarówno rolników, jak i miejskich działkowców.
– To kompletna bzdura i akt wandalizmu – odpowiada na takie argumenty prof. Karol Wolski, kier. Katedry Kształtowania Agrosystemów i Terenów Zielonych Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. – Wypalanie nie ma żadnego uzasadnienia rolniczego. Niszczy się ekosystem, lęgowiska ptaków i giną zwierzęta. Zapomina się, że dym, tlenek węgla i dioksyny mają bardzo negatywny wpływ na układ oddechowy czy wzrok.
Jest zabronione
Wypalanie traw, pastwisk i nieużytków jest zabronione. Grozi za to grzywna do 5 tys. zł. i nawet 10 lat więzienia.
– Problem w tym, że bardzo rzadko udaje się złapać podpalaczy. W ostatnich latach nie pamiętam takiej sytuacji – dodaje st. kpt. Remigiusz Adamańczyk.
Strażacy twierdzą, że obecnie liczba wypaleń suchych chaszczy maleje. Sprzyja nam aura. Po ostatnich deszczach powoli się zazielenia.
jr