wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

9°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: dobra

Dane z godz. 15:00

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. WROsound: odmieniony festiwal [ZDJĘCIA]

Odmieniony festiwal WROsound (niegdyś Wrocławski Sound), z nowym logo, nowym dyrektorem i nową koncepcją artystyczną wystartował w piątek 24 października. Podczas pierwszego z dwóch dni tej imprezy na obu scenach Impartu wystąpiło łącznie pięć „podmiotów wykonawczych”. Przynajmniej trzy z nich mogły się bardzo podobać. 

Reklama

Pop, Budyń i Bajzel

Pierwszy ocenie publiczności poddał się zespół Notopop. Gdyby ich nazwę czytać po angielsku, można by pomyśleć, że credo grupy to „nie” wobec popu. Nic bardziej mylnego, Notopop jest jak najbardziej popowy – ale to pop najwyższej próby. Są młodzi, mają już swoje brzmienie, mają świetną wokalistkę, pozostaje tylko czekać na pierwsze nagrania. Ich debiutancka epka podobno już w drodze.  

Tuż po rozpoczynającym swoją muzyczną drogę Notopop (-ie?) na dużej scenie Impartu wystąpiło dwóch zawodowców z długoletnim stażem – znani z grupy Pogodno Budyń i Bajzel, czyli formacja Babu Król. Wspomagani przez elektronikę i jak najbardziej żywą skrzypaczkę dali fantastyczny, pełen nieokiełznanej energii show. Nowe piosenki z płyty „Baobab” brzmią co najmniej ciekawie. Ale i te z debiutu wcale nie zdążyły się zestarzeć. „Biała lokomotywa” Stachury wciąż daje radę.

Senna elektronika i energia dęciaków

Następny w kolejności był zespół Poprzytula (ponownie sala kameralna). Zespół pod wodzą znanego z Bipolar Bears Kuby Mitoraja gra elektroniczny pop z wyraźnymi wpływami trip-hopu i indie-rocka. Chwalony – i słusznie – za swój album „Pobudzik” na żywo wypadł nieco... nużąco. Podobnie zresztą jak We Draw A, electro-popowy duet z Wrocławia, który na ostatnim OFF Festivalu wypadł ponoć fantastycznie. Na scenie kameralnej Impartu ich „senne wokale i hipnotyczne dźwięki syntezatorów” były jednak odrobinę zbyt senne i zbyt hipnotyczne.

Publikę próbował rozruszać występujący na samym końcu stawki zespół Nervy. Współtworzony przez Igora Boxxa, Agima Dżeljilji i Jana Młynarskiego na dużej scenie Impartu wystąpił w składzie złożonym z tych dwóch ostatnich muzyków zasilonych siedmioosobową orkiestrą dętą. Spora energia, świetne brzmienie, niepospolita wyobraźnia muzyczna – oto koncert w sam raz na zwieńczenie pierwszego dnia festiwalu.

Festiwal na półmetku. I na rozdrożu?

WROsound to impreza przygotowana świetnie. Ma dobrą promocję. Artyści zaproszeni na jej tegoroczną edycję – bez względu na to, jak wypadają na żywo – są ciekawi i warci poznania. Idea otwarcia się na dorzecze Odry i wyjście poza lokalność jest co prawda kontrowersyjna, ale faktycznie (nawet jeśli trochę mechanicznie) odświeżająca. Sam Impart zapewnia i artystom, i publiczności niemal luksusowe warunki. Dzięki dwóm scenom i naprzemiennym występom raz na jednej, raz na drugiej, koncerty odbywają się praktycznie idealnie o czasie i brzmią doskonale. W impartowej kawiarni można się napić, można posiedzieć, można nawet zjeść. Jest więc świetnie. A jednak na pierwszy dzień WROsoundu przyszła zaledwie kilkudziesięcioosobowa garstka widzów. Frekwencja była nieco lepsza niż rok wcześniej, ale to żaden sukces – sto osób (i to w najlepszym wypadku, wliczając w to organizatorów, samych artystów i akredytowanych przedstawicieli mediów) to przecież liczba wręcz żałosna. WROsound jest więc imprezą z zapałem i poświęceniem organizowaną praktycznie dla nikogo. Dlaczego tak jest? Zdaje się, że organizatorzy, nawet pod wodzą nowego-starego dyrektora, też nie mają pojęcia.

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl