I najwyraźniej nie myli się, gdyż podczas Festiwalu Nowe Horyzonty widownia pożegnała projekcję gromkimi brawami.
Tajemniczy tytuł to angielskie słowo posiadające wiele znaczeń. To zarówno baldachim, górna czasza spadochronu, jak i górna warstwa listowia dżungli. Adekwatność tytułu polega na tym, że jego bohater – australijski żołnierz w wyniku bombardowania samolotu spada wraz ze spadochronem do dżungli w Singapurze. To początek filmu i zarazem jego rozpaczliwa walka o przetrwanie w kompletnie nieznanym i przerażającym środowisku.
- Film to pokazanie wojny z innej perspektywy – to skupienie się na sytuacji pojedynczego człowieka, a nie ogółu ludności. Bardzo ważnym elementem była dżungla – człowiek musi nauczyć się w niej wszystkiego na nowo. Musi nauczyć się poruszać, żyć, musi też nauczyć się relacji z drugim człowiekiem w sytuacji, gdy zostaje odarty z języka i kultury – mówił reżyser podczas poniedziałkowego spotkania z widzami – na płaszczyźnie zupełnie dosłownej to film o wojnie, ale ważna jest też płaszczyzna kontaktu i porozumienia dwójki ludzi, którzy walczyli obok siebie.
Drugim człowiekiem jest przypadkowo napotkany chiński żołnierz, który staje się jedynym i najwierniejszym towarzyszem pilota. Ucieczka przed japońskimi żołnierzami zbliża ich do siebie mimo utrudnionej komunikacji.
W czym tkwi nowatorstwo tego filmu? Otóż nie usłyszymy w nim niemal żadnych ludzkich słów. Doskonała gra dźwiękiem i światłem ukazuje wrogość otaczającego świata. Każdy szmer czy drgnienie wydobywające się z dżungli mogą nieść śmierć. To niezwykły i pełen napięcia obraz ludzkiej samotności i strachu, wywołanych przez wojnę. Widzowie stają się świadkami nie tylko ogromnej chęci życia, ale też przyjaźni, która rodzi się bez słów.
Film „Canopy” to nie ostatnie słowo, jakie na temat wpływu wojny na człowieka ma do powiedzenia Aaron Wilson. Zapowiada kontynuację, w której pokazane zostaną demony odwiedzające weterana wojennego po powrocie do domu.
Pomimo ogromnego dorobku filmów o tematyce wojennej, „Canopy” faktycznie jest pewną kontrpropozycją, która pozostaje w myślach widza na długo. Okazuje się bowiem, że o wojnie można opowiedzieć jeszcze wiele. I to bez słów.
Małgorzata Węgrzyn