Agnieszka Czajkowska: - Propozycja zrobienia choreografii do musicalu to wyzwanie?
Ewelina Porczyk, od 10 lat związana z Teatrem Capitol: - Tak, ale nie jestem przerażona, mam nadzieję, że sobie poradzę. Pracuję nad choreografią dużego musicalu „Rodzina Adamsów”. Bardzo się z tego cieszę, bo to mój ulubiony film dzieciństwa, zresztą całej mojej rodziny. W szkole nazywali nas „rodzina Adamsów”, bo przecież moje panieńskie nazwisko brzmi Adamska. Tak więc kursuję właśnie między Wrocławiem i Gliwicami.
- Pochodzisz z Górnego Śląska. Wrocław to świadomy wybór czy konieczność?
- Znalazłam się tutaj przypadkiem, ale postanowiłam zostać i jestem tu już od 10 lat. Zaczęło się od telefonu mojego serdecznego kolegi Michała Łabusia, który wtedy szukał zmienniczki dla kontuzjowanej tancerki do spektaklu „My fair lady”. Michał współpracował z Capitolem i właśnie przez niego trafiłam do teatru. Wiele zawdzięczam Wrocławiowi. Tutaj rozwinęłam się zawodowo, poznałam męża i urodziłam dziecko. Tutaj wszystko dzieje się szybko, ale nie ma takiego pędu, jak np. w Warszawie.
- Jesteś utalentowanym samoukiem.
To prawda, że nie skończyłam żadnej szkoły artystycznej - ani baletowej, ani aktorskiej. Studiowałam za to pedagogikę. Tańca i aktorstwa nauczyłam się w praktyce, w teatrze. Wcześniej oczywiście już tańczyłam. Fascynowałam się szczególnie tańcem ludowym. To była dobra szkoła dyscypliny. Na razie występuję, ale myślę, że w przyszłości mogłabym też uczyć tańca.
- Wybrałaś dość oryginalne miejsce na spotkanie – Ostrów Tumski „Kafeteria Chic”. To chyba nie przypadek?
- To moje ulubione miejsce we Wrocławiu. Ostrów Tumski jest spokojny, uduchowiony. Mimo wszechobecnej opinii o kryzysie Kościoła, ja jakoś lubię tu przychodzić, nawet, żeby się pomodlić. Kojarzy mi się to miejsce z ważnymi momentami w życiu. Spacerowałam tu, kiedy byłam w ciąży, także wtedy, kiedy umierał mój kolega, potem kiedy urodził się mój synek. A do „Kafeterii Chic” zabrałam moją mamę na pierwszą kawę we Wrocławiu.
Twój synek ma już prawie 5 lat. Macie jakieś ulubione miejsca w mieście, które oferują ciekawe aktywności dla dzieci?
- Jesteśmy bardzo dobrze zorganizowaną parą artystów z dzieckiem, ale niestety mamy też bardzo mało czasu. Zwykle nie możemy planować weekendów – bo wtedy właśnie pracujemy. Rzadko możemy się dostosować, dlatego wymyślamy sami, co będziemy robić. Uwielbiam chodzić z moim synkiem do aquaparku i do ZOO. Uważam, że nasze ZOO jest najlepsze w Polsce – czyste, zwierzęta są zadbane i nie widać, żeby cierpiały. Lubimy też Park Południowy, nazywam go „Małymi Łazienkami”, bo przypomina mi to miejsce, ze swoimi łabędziami i alejkami. A w parku wiadomo – rowery, deskorolka. To są nasze aktywności.
Jesteś żoną Bartosza Porczyka, aktora, który podobno ma coraz więcej fanek. Nie czujesz niepokoju?
- (uśmiech) Nie, trudno to wytłumaczyć, ale dla nas nie ma to znaczenia. Ja też mam różne „rozbierane” sceny w „Mistrzu i Małgorzacie”…Oboje zawodowo robimy to samo i rozumiemy te mechanizmy. Bardzo wierzę w to, co robi Bartosz. Kibicuję mu. To prawda, że ma wiele fanek i fanów. Dostaje kwiaty, mejle, listy, prezenciki. Pewien 16-latek napisał do Bartosza, że dzięki niemu znalazł drogę życiową. Zrozumiał, że warto ciężko pracować i do czegoś dążyć. To miłe. Po prostu.