Czy unihokej to po prostu halowa odmiana hokeja na lodzie?
Bez wątpienia można tak powiedzieć, zdecydowanie bliżej naszej dyscyplinie do hokeja na lodzie, niż do hokeja na trawie. Około ćwierć wieku temu grę tę wprowadzili w życie Skandynawowie, jako alternatywę dla zimowej odmiany hokeja. Zasady gry mamy bardzo zbliżone – są lotne zmiany, gra się pięciu na pięciu plus bramkarze, boisko jest ogrodzone bandą.
I też można się poruszać za bramką.
Zgadza się. Nasz sport nie jest natomiast tak kontaktowy jak hokej na lodzie. U nas można rywalizować o piłeczkę w czystej walce ciało w ciało, hokeiści natomiast mogą tym ciałem zagrać mocniej czy nawet uderzyć w kij rywala, by odebrać mu krążek. U nas jest to zakazane, zresztą wiele innych, podobnych kontaktów również.
Pan, choć mieszka we Wrocławiu, reprezentuje obecnie klub spoza regionu.
Pochodzę z Żagania i tam, w wieku 10 lat, zaczęła się moja przygoda z unihokejem, kontynuowana również w Żarach. Kiedy rozpocząłem studia na Politechnice Wrocławskiej, automatycznie zacząłem grać w barwach uczelnianego klubu. Naukę zakończyłem już jednak kilka lat temu, a dziś występuję w TKKF-ie Jadberg Pionier Tychy. Miałem też roczny epizod w lidze czeskiej, grając w FbK Orlicko-Trebovsko. Obecnie klub ten nie posiada seniorskiej drużyny, ale wciąż szkoli młodsze grupy. Zresztą w Czechach ten system jest bardzo rozbudowany.
Gra w lidze czeskiej musiała być zapewne niemałym wyzwaniem.
Absolutnie tak. Mają tam ekstraligę, I ligę i II ligę, czyli de facto trzeci poziom rozgrywek. I w nim właśnie występowałem. Co ciekawe, ta ich II liga nie ustępuje poziomem polskiej ekstraklasie, w której reprezentowałem swego czasu UKS Absolwent Siedlec. Chciałem tego czeskiego klimatu posmakować i nie żałuję, bo przygoda była przednia.
A kto rządzi w Polsce?
Przed obecnym sezonem ligowe rozgrywki zostały przemodelowane, miało w nich brać udział szesnaście zespołów podzielonych na cztery grupy i tak właśnie jest, przy czym jedna z grup liczy sobie tylko trzy drużyny, a to z uwagi na wycofanie się za pięć dwunasta ekipy z Wierzchowa w Zachodnio-Pomorskim. W mojej grupie, poza Pionierem Tychy, znalazły się także AKS Politechnika Wrocławska, Prus Żary i Gladiator Katowice. Gdy chodzi o wrocławski zespół, głównie składa się ze studentów oraz absolwentów uczelni.
Myśli Pan, że rozgrywki ligowe zreformowano po to właśnie, by ekipa z Wrocławia, gdzie odbędą się The World Games 2017, mogła dołączyć do najlepszych i się rozwijać?
Nie wiem, czy taki był faktycznie zamysł, ale mogę zakładać, że tak. Że chciano, by dyscyplina we Wrocławiu się rozwijała. W każdym razie przed rokiem miejscowy zespół grał jeszcze w I lidze, czyli de facto drugiej, a ekstraliga składała się z ośmiu drużyn, nie szesnastu.
Można jednak mieszkać we Wrocławiu i dostać się do reprezentacji Polski…
Ja taką szansę dostałem. W unihokeju funkcjonuję już 20 lat, środowisko dobrze mnie zna, a w kadrze Marcina Zmiarowskiego jestem wrocławskim rodzynkiem. Jakiś czas temu występował w niej również… mój brat bliźniak. Zeszły sezon Krzysiek spędził w Żarach, a teraz będzie grał w zespole z Babimostu. Wiem, że chce podejść do tematu ambitnie, zatem może się jeszcze w kadrze spotkamy. A jeśli o mnie chodzi, to z Wrocławia dojeżdżam na mecze do Tychów. W zasadzie tylko na mecze, bo treningi indywidualne czy lekkoatletyczne odbywam we Wrocławiu, natomiast specjalistyczne z chłopakami z Politechniki, w nowej, pięknej hali. Trochę im przy okazji pomagam, poza tym świetnie znam się z trenerem Krzysztofem Zemankiewiczem. To doświadczony szkoleniowiec, jeden z lepszych w grupie tych, z którymi miałem okazję pracować. A trochę już gram.
Unihokej w Polsce jest – jak się domyślam – stuprocentową pasją?
Nie inaczej. Dopóki byłem na uczelni, dopóty można było liczyć na jakieś sportowe stypendia. Skończyła się jednak uczelnia i zaczęła praca. Jakieś dwa, trzy lata temu zebraliśmy się jednak z chłopakami we Wrocławiu i wspólnie uznaliśmy, że dalej chcemy grać. Mimo drobnych przebojów z władzami uczelni wciąż mieliśmy zapał i każdy z nas zdecydował, że będzie się samofinansował. Po podliczeniu kosztów całego sezonu okazało się, że wszyscy musieliśmy wyłożyć po tysiąc złotych z okładem. Oczywiście, znam opowieści kolegów z innych miast, którzy jakoś sobie radzą, bo są wspierani przez lokalne samorządy, ale generalnie nikt w Polsce na unihokeju raczej się nie dorabia.
A w Czechach?
Tamtejsza ekstraliga wspięła się na tak wysoki poziom, że jej mecze są transmitowane na żywo w czeskiej telewizji. Kluby mają sponsorów tytularnych, a zawodnicy zagwarantowaną lżejszą pracę, by mogli solidnie trenować.
Można łączyć hokej z unihokejem? Tak, zdaje się, robił przez jakiś czas Patryk Wronka, 21-letni reprezentant Polski w hokeju.
Jest taka grupka, natomiast jeśli chodzi o Patryka, jednocześnie uprawiał hokej, unihokej, a na dokładkę jeszcze piłkę nożną. W każdej dyscyplinie świetnie sobie radził, był nawet na futbolowym campie w Sewilli i piłka nożna również się o niego mocno upominała. To bardzo usportowiony chłopak, w wieku 16 lat był już rozchwytywany przez menedżerów, lecz postawił na hokej, być może dzięki rodzinnym tradycjom, bo jego dziadek i tata również występowali na lodzie. Wronka wybrał ostatnio ofertę czeskiej ekipy Orli Znojmo, która występuje jednak w Austrii, w międzynarodowych rozgrywkach Erste Bank Eishockey Liga. Czekają go również ze Znojmo występy w Lidze Mistrzów, na początek z Red Bullem Monachium i szwajcarskim HC Fribourg.
A kto rządzi w polskim unihokeju?
Potęgą jest Nowy Targ, gdzie przez długi czas monopol na krajowe rządy miała Szarotka, jednak zaczęli z nią rywalizować Górale. A ostatnio pojawił się jeszcze trzeci klub z Nowego Targu – Wiatr Ludźmierz, zatem mają tam z czego wybierać. A o medale regularnie walczy też z nimi drużyna z Zielonki pod Warszawą. Teraz jesteśmy właśnie po inauguracji nowego sezonu, dwukrotnie pokonaliśmy wrocławian (6:4 i 5:1), a moje serce – co zrozumiałe – było rozdarte. W pierwszym meczu zaliczyłem bramkę i asystę, a w drugim asystę.
A w każdy poniedziałek, po meczach, do roboty. Jakiej?
Studia na Politechnice ukończyłem sześć lat temu, automatykę i robotykę na wydziale mechanicznym. W zasadzie to w piątek się obroniłem, a w poniedziałek zacząłem już pracę, a więc przestoju żadnego nie miałem. Jestem zatrudniony w firmie Boart Longyear w Kątach Wrocławskich, czyli w przemyśle górniczym. Produkujemy maszyny do odwiertów powierzchniowych i podziemnych, a ja jestem inżynierem procesu montażu i specjalistą do spraw utrzymywania ruchu.
Czyli pilnuje Pan, by robota szła porządnie i przestojów nie było?
Mniej więcej tak, chodzi o całą obsługę zakładu.
W grudniu, na czas mistrzostw świata w Rydze, znów będzie trzeba poprosić o urlop?
Oby. Walka o miejsce w reprezentacji trwa, a po rozmowie z trenerem wiem, że nikt tego miejsca nie może być pewien. To, że za kimś niezłe ostatnie półrocze, za chwilę może nie mieć większego znaczenia. Trzeba ciężko pracować i… czekać na nominację.
Ma Pan rodzinę?
Dwóch synów: trzyletniego Piotrusia, rocznego Szymona i żonę Kamilę, która pracę w banku zmienia właśnie na biuro rachunkowe. Poza tym pasjonuje się fotografią i szyciem ciuszków dla dzieci, zresztą otworzyła ostatnio firmę, która szyciem takich ciuszków będzie się zajmować.
Czyli gdy zbliża się weekend, to Pan ucieka z kijem w Polskę, a żona zajmuje się dziećmi i w wolnych chwilach produkuje ubranka?
Nie do końca, bo mam rodzinę w Katowicach, zatem jeśli gramy w Tychach, to całą rodzinkę zabieram z sobą.
Myśli Pan, że Wrocław również można zarazić unihokejem?
Mam nadzieję. W szkołach rozprzestrzenia się program „Unihokej – uczy, bawi i wychowuje”, dzieciaki otrzymują sprzęt do gry i profesjonalną opiekę szkoleniową. Mam nadzieję, że to zaprocentuje i w bliżej nieokreślonej przyszłości miasto dopracuje się silnego zespołu ekstraligowego. Takiego, który przerwałby hegemonię nowotarżan. Czekam na nowe wrocławskie pokolenie, bo obecnie – jako trzydziestolatek - jestem w kadrze najstarszym graczem z pola. Bardziej zaawansowany wiekowo, o dwa lata, jest tylko nasz bramkarz.
A mimo to wciąż bawi się na kolanach, bo zauważyłem, że to naturalna pozycja unihokejowego golkipera.
Zgadza się. Wiek nie jest jednak najważniejszy. Kiedy mamy sprawdziany wytrzymałościowe, zawsze jestem w pierwszej piątce, a młodsi patrzą z podziwem. Niech tak zostanie przynajmniej do The World Games 2017.
Rozmawiał Wojciech Koerber
Krystian Malasiewicz
Urodził się 6.05.1986 roku w Żaganiu.
Sukcesy: awans z reprezentacją U-19 do Dywizji A (2003), 2. miejsce na mistrzostwach świata Dywizji B z seniorską reprezentacją Polski (2008) , brązowy medal mistrzostw kraju z UKS-em Absolwent Siedlec (sezon 2010/2011).
Galeria
Kliknij na zdjęcie aby powiększyć