W weekend największy ruch był w pobliżu placu Grunwaldzkiego, wokół którego jest kilka dużych akademików Politechniki, Uniwersytetu Wrocławskiego i Uniwersytetu Medycznego oraz Uniwersytetu Przyrodniczego.
W niedzielę w domu studenckim Kredka drzwi niemal się nie zamykały, ciągle ktoś wychodził lub wchodził. W wakacje w akademiku pomieszkiwali uczestnicy konferencji naukowych, ale na dobre wieżowiec przy ul. Grunwaldzkiej zaludnił się dopiero w ciągu ostatnich kilku dni. Do niedzieli przyjechała większość lokatorów.
- Dostają klucze i komplet pościeli. Ale naczynia muszą sami zapewnić – mówi pani portierka.
W „Labiryncie” studenci mogą się kwaterować dopiero od środy, bo mieszkają tam studenci starszych roczników. Za to w „Zodiaku” mieszkają w większości pierwszoroczniacy. Musieli już przyjechać, bo od poniedziałku mają na uczelni pierwsze zajęcia. Podczas tzw. dnia wstępnego posłuchają wykładów m.in. o zasadach korzystania z biblioteki, strukturze uczelni, a także o zagrożeniu narkomanią, alkoholizmem i AIDS wśród studentów.
I biurko, i proszek
Problemu z wyposażeniem nie ma Adam, student Wydziału Mechanicznego Politechniki Wrocławskiej, który już czwarty rok spędzi w tym samym mieszkaniu w pobliżu placu Grunwaldzkiego. Z domu przywiózł tylko trochę ciuchów i jedzenia. – Mieszkam z tymi samymi ludźmi od kilku lat, dobrze się znamy. Nie mam na co narzekać – mówi. – Teraz dwa tygodnie na powitanie ze znajomymi, poznanie nowych lokali, a potem do książek – zapowiada z uśmiechem.
Większy bagaż miała drobna blondynka, która w sobotę po południu wprowadzała się na stancję kilka ulic dalej. Jej rzeczy przywieźli rodzice: volkswagen kombi był wypchany po dach, podobnie jak ciągnięta przez auto przyczepka, z której wystawały meble.
Przyjezdnych można było spotkać także w tramwaju w niedzielę wieczorem. Studenci wysypywali się na przystankach w pobliżu akademików z wielkimi torbami. Uwagę zwracał szczególnie młody człowiek, który ciągnął wielką torbę na kółkach, a na niej stało jeszcze olbrzymie firmowe pudło proszku do prania. Siedzący na przystanku oglądali się za nim z ciekawością.
Alibi na późny wieczór
Grupki studentów można było spotkać już w piątek wieczorem. W pobliżu Sedesowców, przy klubie Remont i pizzerii, grupka młodych ludzi głośno witała się i ściskała z okrzykami radości.
Ogródek klubu Alibi tuż przy Kredce i Ołówku szybko wypełnił się klientami. Tak nie było tutaj od kilku tygodni. Młodzi ludzie, trójkami, czwórkami ciągnęli w stronę miasta. Imprezowiczom sprzyjała pogoda, było ciepło.
Alibi żyło do późnych godzin nocnych. Jeszcze grubo po północy zmierzali w jego stronę ci, którzy za mało wyszaleli się w mieście.
- W wakacje czuję się w akademiku nieswojo. Wolę jak już się zacznie rok akademicki i akademik jest pełen ludzi. Oczywiście, najbardziej czekam na swoich ulubieńców – mówi z uśmiechem pani portierka z Labiryntu.
w