W przyszłym roku upłynie 100. rocznica urodzin i 30. rocznica śmierci wybitnego amerykańskiego reżysera, który zmienił oblicze kina, a jednocześnie Hollywood nie do końca akceptowało metody jego pracy, pomysły i sposób bycia. Był nie tylko reżyserem, scenarzystą i producentem, ale także grywał w swoich filmach (stworzył niezapomnianą tytułową kreację w „Obywatelu Kane”), cyzelował każdy kadr do osiągnięcia niespotykanej perfekcji. O kulisach realizacji „Obywatela Kane’a” krążyły w Hollywood prawdziwe legendy, a po latach powstał nawet film „Obywatel Welles” (Wellesa zagrał w nim Liev Schreiber), w którym przybliżono warunki, w jakich rodził się najwybitniejszy film w historii. Wellesa najpierw wielbiono, potem znienawidzono. Zwłaszcza, kiedy na jego polecenie Rita Hayworth (wówczas żona) ścięła i przefarbowała na blond swoje słynne rude loki, które były jej znakiem rozpoznawczym i obiektem westchnień męskiej widowni. Widzowie nie mogli też wybaczyć reżyserowi, że dał Hayworth rolę femme fatale w „Damie z Szanghaju”. Film okazał się ostatnim akordem małżeństwa Wellesa z Hayworth i choć dziś zaliczany jest do klasyków w czasie kiedy powstał budził mieszane uczucia kinomanów.
W ramach American Film Festival będą, rzecz jasna, klasyki, czyli „Obywatel Kane”, „Dama z Szanghaju”, czy inny film noir „Dotyk zła”, ale będą także rarytasy – odnowiona kopia komedii „Too Much Johnson” (niedawno odnalezionej), kryminał „Intruz”, czy „Wspaniali Ambersonowie”, epicka saga bezwzględnie poszlachtowana przez producentów.
American Film Festival potrwa od 21 do 26 października.
Magdalena Talik