Wszystko zaczęło się w ostatnim tygodniu grudnia. Na jednym z jajek, które czekały, pojawiło się pęknięcie. Potem niewielki otworek. I koniec. Pisklak najwyraźniej zmienił zdanie co do pojawienia się na świecie. W takim przypadku istnieje prawdopodobieństwo, że ptak może być chory lub ma jakiś defekt. Jednak pracownicy zoo postanowili sprawdzić, co dzieje się z małym. Gdy otworzyli jajko, okazało się, że pisklę jest zdrowe. – Postanowiliśmy podłożyć je do gniazda. Jednak być może matka wyczuła już zapach ludzi. Nie było szans, żeby stado przyjęło małego. Dziobały go i wypychały z gniazda – mówi Monika Kownacka z wrocławskiego zoo. Opiekunowie postanowili dać szansę pingwinkowi. Otrzymał imię Janush – brzmi po polsku, ale piszę się je egzotycznie. Teraz malec otrzymuje jedzonko ze strzykawki. Apetyt mu dopisuje, rozwija się doskonale – jednak dopiero po miesiącu będzie można powiedzieć, jaki będzie los Janusha.
Dla pracowników ogrodu to nie tylko przyjemność uratowania zwierzaka. To także doskonała lekcja, jak opiekować się zwierzętami w przypadku, gdy matka je odtrąci.
Trzymamy kciuki za pingwinka Janusha! Rośnij duży!