wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

5°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 01:25

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Sobotni trening z… Krzysztof Ostrowski

Zapraszamy czytelników do naszego nowego cyklu. Co dwa tygodnie, w sobotę, będziemy spotykać się na treningach z wrocławskimi sportowcami. Na pierwsze spotkanie zaprosiliśmy Krzysztofa Ostrowskiego – piłkarza WKS.

Reklama

W rozmowie Krzysztof Ostrowski opowiedział o swoich początkach, o pierwszej ukochanej piłce, o największych problemach, a także świątecznym przechodzeniu na „ciemną stronę diety”. Zapraszamy do lektury.

Jak zaczęła się Pana przygodę ze sportem?

– Odkąd pamiętam, piłka była dla mnie najważniejszą częścią mojego życia. Przez całe dzieciństwo wręcz w dosłownym tego słowa znaczeniu. Z piłką poruszałem się po domu, podwórku, lekcje odrabiałem, kopiąc ją pod biurkiem czy też podrzucając na głowę. Spałem z nią. Dosłownie towarzyszyła mi wszędzie, gdzie mogłem ją zabrać, także rodzice często musieli zaopatrywać mnie w nowe egzemplarze. W pewnym momencie miałem aż sześć piłek, a jedna zapadła mi bardziej w pamięci. Czemu akurat ją zapamiętałem ? Była bardzo specyficzna, tak jak czasy mojego dzieciństwa, gdy ciężko było o prawie każdy artykuł, ale jak ma się wujka który handluje na tzw. targowisku z różnościami, to dostaje się czasami dziwne rzeczy. I tak też było tym razem. Piłka miała szwy, tak jak dzisiejsza piłka do futbolu amerykańskiego. Jak chciałem ją napompować, to musiałem najpierw ją rozsznurować, wyciągnąć wentyl, napompować i na powrót zasznurować. Było to dość dziwne i śmieszne, ale wszystko, co nadawało się do kopania, otrzymywało moją akceptację i bezwzględną miłość. Krótko mówiąc, grę w piłkę miałem we krwi i od zawsze byłem przekonany, że tak będę zarabiać na życie. W wieku 9 lat zacząłem trenować we wrocławskim klubie Panda przy dawnej ulicy Przodowników Pracy,  gdzie rodzice zapisali mnie dopiero po wylaniu przeze mnie wielu łez, ponieważ byli przeciwko, obawiając się, że opuszczę się w nauce. Na szczęście dla mnie, mylili się, bo gdyby było inaczej, to nie wiem, czy grałbym dzisiaj w piłkę.

Jakie były początki kariery?

– Tak jak wspomniałem, treningi zacząłem w wieku 9 lat jako prawy obrońca w klubie Panda. Następnym przystankiem był klub Parasol Wrocław, gdzie grałem już jako napastnik. W wieku 18 lat odszedłem do swojego pierwszego seniorskiego klubu Inkopax Wrocław, który grał w dawnej 3 lidze, czyli obecnej drugiej, gdzie zacząłem grać jako boczny pomocnik. Wieku 20 lat spełniło się jedno z moich największych marzeń, gdyż rozpocząłem grę w Śląsku Wrocław

Pierwsze sukcesy?

– Pierwszym sukcesem było powołanie mnie w wieku 15 lat do reprezentacji Polski juniorów. Krótko po tym, gdy grałem już w Parasolu Wrocław, trenowałem przez zimowy okres przygotowawczy z pierwszą drużyną Śląska Wrocław.

Największe trudności, które musiał Pan pokonać w swojej karierze?

– Bez dwóch zdań była to wiara w swoje umiejętności, ogólnie mówiąc w samego siebie. Stan ten doprowadził mnie do uzależnienia od narkotyków, gdzie po długiej walce i pracy nad sobą, udało mi się wrócić na drogę spełniania swoich marzeń. Jest to jeden z największych moich osobistych sukcesów i niebywałe doświadczenie, dzięki któremu moje życie jest pełniejsze i na pewno szczęśliwsze.

Z czego musiał Pan zrezygnować dla sportowej kariery?

– Jest to bardzo proste pytanie, ponieważ decydując się na karierę sportową, podporządkowuje się całe życie pod doskonalenie swoich umiejętności. Dyspozycyjność do treningu 24 godziny na dobę, przez 7 dni w tygodniu. Opuściło mnie wiele wydarzeń rodzinnych, towarzyskich, nie mówiąc już o wakacjach, które tak czy tak, spędza się, realizując rozpiskę treningową, w celu podtrzymania odpowiedniej formy, która pozwala na efektywne rozpoczęcie treningów. Oczywiście dieta, która nie pozwala na wielkie kulinarne szaleństwa, chociażby podczas świąt Bożego Narodzenia – chyba najcięższy okres do przeżycia, gdy niejeden sportowiec przechodzi na ciemną stronę diety:). Najwięcej jednak chyba tracą nasze rodziny, które również, chcąc, nie chcąc, podporządkowują się rygorowi sportowców, co niejednokrotnie oznacza przeprowadzki i rozłąkę z rodziną. Dla mnie również brak możliwości realizowania swoich innych zainteresowań czy też, w moim przypadku, dalszej edukacji jest dużą stratą i pewnym stopniu wielkim utrudnieniem w życiu. Najbardziej przekonujemy się o tym wtedy, gdy kończymy kariery sportowe, a mnie raz już się zdarzyło ją zakończyć.

Jak wygląda Pana dzień? Jaki jest plan tygodnia? Czy są dni, w których można pozwolić sobie na lenistwo?

– Każdy tydzień różni się od siebie i jest uzależniony od wielu czynników. Inaczej wygląda tydzień, gdy mamy okres przygotowawczy do sezonu, inaczej gdy jesteśmy już w jego trakcie. Kiedy gramy w odstępach tygodniowych, mamy więcej treningów i są mocniejsze. Gdy gramy co trzy dni, jest ich mniej i są lżejsze. Inaczej wygląda dzień, gdy mamy jeden trening, a inaczej, gdy mamy ich więcej. Oprzyjmy opis na dniu z jednym treningiem: pobudka i śniadanie minimum dwie godziny przed treningiem. Standardowo pojawiamy się w szatni najpóźniej 30 minut przed treningiem. W trakcie tej pół godziny przygotowujemy się do zajęć. Tutaj każdy ma inne potrzeby i swój rytuał. Jedni masują się u fizjoterapeutów, drudzy chodzą na siłownię, a inni rozciągają się. Ale ogólnie chodzi o to, aby rozruszać mięśnie przed wysiłkiem i zrobić jakąś dodatkową pracę, którą również wykonuje się po zajęciach. Osobiście rotuję to i wykonuję czynność, która moim zdaniem jest dla mnie w danym dniu najbardziej efektywna. Zajęcia trwają średnio 70 minut. Po zajęciach wykonuje się również dodatkową pracę, która ma na celu rozwój i szybszą regeneracje po wysiłku. Tutaj tak samo jak przed treningiem – albo siłownia, albo rozciąganie, ale już dodatkowo odnowa biologiczna, czyli sauna, zimna woda, wirówka czy mocniejsze masaże. Po tym lekka przekąska, a następnie porządny posiłek. Po obiedzie jedna z najważniejszych rzeczy, a mianowicie odpoczynek – drzemka. Następnie podwieczorek, czas dla siebie i rodziny, kolacja i najpóźniej 22.30 sen. Czasami zdarzają się dni wolne, gdy można odpocząć psychicznie od zawodów i treningów, ale przeznacza się je przede wszystkim na odpoczynek i regenerację.

Jak wygląda codzienna dieta? Czego absolutnie nie wolno jeść?

– Dieta dopasowana jest do indywidualnych potrzeb sportowca, przede wszystkim do jego zapotrzebowania na kalorie. Inaczej bilansuje się dietę w dniu treningowym, inaczej w dniu meczowym, a jeszcze inaczej w dniu wolnym od treningów. To samo dotyczy suplementacji. Węglowodany proste czy też aminokwasy przyjmuje się przed i po treningu. Białko, płyny wieloelektrolitowe, witaminy już po nim, a w dniu wolnym jeszcze inaczej. Również w trakcie treningów, uzupełniamy płyny, aby nie doprowadzić do odwodnienia organizmu. Natomiast jeżeli chodzi o szkodliwe produkty, to na pewno powinno unikać się słodyczy, fast foodów, napojów kolorowych, np. coca coli, czy też napojów gazowanych. Artykuły te powodują duży i szybki wzrost cukru we krwi, co wywołuje osłabienie organizmu i odkładanie się tkanki tłuszczowej. Krótko mówiąc, jedzenie musi być zdrowe, jak najmniej przetworzone, zróżnicowane, dużo warzyw i owoców, regularne spożywanie ryb i mięsa, picie znacznych ilości wody. Bardzo ważną rzeczą jest niedopuszczanie do uczucia głodu. Posiłki powinno spożywać się co około 3 do 3,5 godz., pozwoli to na odpowiednie odżywienie organizmu, a w rezultacie lepszą regenerację i witalność.

Czy takie obostrzenia, jak dieta i codzienny trening, nie bywają czasami dla Pana zbyt uciążliwe?

– Każdy czasami ma gorsze dni, gdy zostałoby się w domu i objadało smakołykami, to normalne. Natomiast jestem już tak przyzwyczajony do takiego trybu życia, że nie odbieram tego jako coś, co muszę zrobić, a raczej jako rzecz naturalną. Oczywiście czasami trzeba „poszaleć”, aby móc odreagować stresy.

Z jakich ćwiczeń nie może Pan zrezygnować w ciągu dnia? Jakie ćwiczenia są bezwzględnie konieczne?

– Dzień bez wysiłku dla organizmu, po tylu latach treningu, jest dniem wyjątkowym i w pewnym sensie dziwnym. Dlatego nie wyobrażam sobie, abym w takim dniu nie poszedł przynajmniej na spacer. Jeżeli chodzi o dni treningowe, absolutnym obowiązkiem są ćwiczenia ogólnorozwojowe, tzw. rozgrzewka. Bez tego ani rusz.

Za co najbardziej ceni Pan swoją dyscyplinę sportową?

– Piłka nożna to gra zespołowa, gdzie trzeba umieć współpracować na boisku i w szatni. Mamy wspólny cel i razem do niego dążymy. Bardzo fajnym i miłym uczuciem jest, gdy osiągamy sukces oraz gdy wspieramy się i walczymy w tych trudniejszych chwilach. Sport bardzo hartuje charakter. Lubię również wyzwania, które piłka nożna stawia na każdym kroku.

Jakie są Pana zawodowe marzenia?

– W tym momencie mojej kariery chcę grać jak najdłużej i marzę jeszcze o tym, aby zdobyć mistrzostwo Polski razem ze Śląskiem Wrocław.

Gdyby miał Pan doradzić przyszłym sportowcom – od czego trzeba zacząć?

– Myślę, że jeżeli ktoś ma marzenie, aby zacząć uprawiać jakąś dyscyplinę, to powinien przede wszystkim zacząć to robić. W trakcie treningów okaże się, czy sprawia nam to dalej radość, co jest najważniejszą rzeczą. Natomiast bez względu na to, jak nam to wychodzi, powinniśmy zawsze dążyć do spełniania swoich marzeń, ponieważ praca jest ważniejsza niż talent.

Czy ma Pan jakichś sportowych idoli? Ktoś jest szczególnym wzorem?

– Moimi wzorem zawsze był Ryan Giggs, który prawie całe życie spędził w Manchester United i grał w nim jeszcze jako 40-latek.

Jakie ma Pan dodatkowe zainteresowania, pasje?

– Bardzo lubię czytać książki, majsterkować, uwielbiam psy i filmy science fiction.

Gdyby nie sport, to...? 

– Zostałbym lekarzem lub prowadziłbym własną firmę.

Dziękujemy za rozmowę.

Krzysztof Ostrowski urodzony 3 maja 1982 r. we Wrocławiu.  

Ostrowski jest wychowankiem wrocławskiej Pandy. W wieku juniora przeszedł do wrocławskiego Parasola, tam okazał się wiodącą postacią zespołów juniorskich (U-15 – U-19). Od rundy wiosennej sezonu 2000/2001 reprezentował barwy Inkopaksu. Udane występy zaowocowały przejściem do Śląska Wrocław. W jego barwach zadebiutował 3 sierpnia 2002 r. W swoim pierwszym II-ligowym sezonie zaliczył 29 występów i strzelił 1 gola. Śląsk zajął 15. miejsce w lidze i spadł do niższej klasy rozgrywkowej.

Sezon 2003/2004  rozpoczął już jako zawodnik Zagłębia Lubin, w którym zadebiutował 9 sierpnia w wygranym 1:0 spotkaniu z Arką Gdynia. Dla popularnych „Miiedziowych” Ostrowski zagrał w 10 meczach. Zagłębie zajęło w lidze 2. miejsce i awansowało do Ekstraklasy.

Na kolejne lata wrócił do Śląska. Sezon 2004/2005 zakończył się udanie dla Ostrowskiego i drużyny z Wrocławia – po zajęciu 1. miejsca w grupie 3. Śląsk powrócił do II ligi. W sezonie 2005/2006 wrocławianie byli o krok od awansu do Ekstraklasy, ale zajęli 4. miejsce w lidze, ustępując w końcowej tabeli mającej tyle samo punktów Jagiellonii Białystok.

Sezon 2007/2008 zakończył się awansem klubu z Wrocławia do Ekstraklasy. Ostrowski zagrał w nim w 14 spotkaniach ligowych.

W styczniu 2009  podpisał kontrakt z Legią Warszawa. Nie udało mu się przebić do podstawowego składu drużyny. Zagrał w nim tylko w 10 spotkaniach.

31 sierpnia 2009 r. podpisał kontrakt z Widzewem Łódź, z którym awansował do Ekstraklasy, a pierwszy mecz w jego barwach w najwyższej klasie rozgrywek Ostrowski rozegrał 5 listopada z Zagłębiem Lubin. W przerwie zimowej sezonu 2012/2013 po raz trzeci dołączył do zespołu Śląska Wrocław. Zadebiutował 27 lutego 2013 r. w meczu 1/4 finału Pucharu Polski, w którym strzelił gola.

Galeria

Kliknij na zdjęcie aby powiększyć

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl