Od 1 stycznia, zgodnie z Rekomendacją S, obligatoryjne dla kupujących mieszkanie na kredyt stanie się wniesienie wkładu własnego na poziomie 10 proc. To o 5 proc. więcej niż w 2014 r. Fakt ten nie cieszy zarówno kupujących, dla których uzbieranie potrzebnej kwoty może być nie lada wyzwaniem, ale również deweloperów, obawiających się znacznego spadku popytu na budowane przez nich mieszkania.
– Niestety, znając sytuację na rynku mieszkaniowym, wiemy, że obowiązujący wkład własny w wysokości 10 proc., który docelowo ma osiągnąć poziom aż 20 proc., może się okazać nie do przeskoczenia dla wielu osób marzących o własnym mieszkaniu – uważa Dorota Jarodzka – Śródka, przewodnicząca Rady Polskiego Związku Firm Deweloperskich, prezes Archicomu.
Są jednak również plusy tej sytuacji. Większy wkład własny, oznacza również niższy kredyt, a co za tym idzie znacznie niższe jego koszty oraz szansę na zwolnienie z konieczności wykupienia ubezpieczenia niskiego wkładu własnego.
Większy wkład, niższa rata
Standardem polityki bankowej jest to, że klienci wnoszący wkład większy niż 5 proc. środków własnych, mogą uzyskać korzystniejsze oprocentowanie. Przykładowo, marża pomniejszona o 0,2 proc. dla kredytu zaciąganego na 30 lat, to dla nabywcy co miesiąc rata niższa o około 10 zł na każde 100 tys. zł. W skali całego okresu kredytowania oszczędności mogą wynieść nawet kilkanaście tysięcy zł. Jeśli to możliwe, warto zatem zaangażować środki własne nawet wyższe niż poziom wymagany przez bank.
W 2014 r. wiele banków udzielała kredyty z mniejszym wkładem niż wymagane 5 proc. pod warunkiem skorzystania z ubezpieczenia niskiego wkładu własnego. W wielu placówkach tego typu zabezpieczenie jest zawarte w miesięcznej racie. Wiąże się to z tym, że do czasu uzyskania wymaganego poziomu wkładu własnego, oprocentowanie kredytu jest podwyższone. Dla kredytobiorcy oznacza to ratę droższą nawet o kilkadziesiąt złotych. Jednak często składka ubezpieczeniowa płatna jest w cyklach innych niż miesięczne – np. raz na 3 lub na 5 lat. Wówczas różnica ta jest jeszcze wyraźniejsza.
Oszczędności na ubezpieczeniu
– W przypadku zaciągania kredytu na zakup nieruchomości o wartości 300 tys. zł bez ubezpieczenia, możemy zadłużyć się na maksymalnie 240 tysięcy – tłumaczy Michał Krajkowski, Główny Analityk Domu Kredytowego Notus. - Jeśli jednak chcemy zaciągnąć większy kredyt, to konieczne będzie wykupienie dodatkowego ubezpieczenia. Pożyczając 285 tys. będziemy musieli zapłacić około 1600 zł składki ubezpieczeniowej. Co ważne, opłata ta obejmuje od 3 do 5 lat okresu ubezpieczenia i jeśli po tym czasie saldo zadłużenia nie spadnie poniżej 240 tysięcy, wówczas konieczne będzie odnowienie na kolejny okres. Jeśli nie będziemy dokonywać nadpłat kredytu, to przy 30 letnim okresie spłaty ubezpieczenie będzie musiało być odnowione co najmniej dwukrotnie.
Niezależnie zatem od formy naliczania tych opłat w ciągu całego okresu spłaty, koszt ubezpieczenia może wynieść nawet kilka tysięcy zł. Warto zatem wnieść większy wkład własny, aby takich opłat w miarę możliwości uniknąć lub je zminimalizować.
Rozwiązanie dla młodych
Młodzi ludzie kupujący swoją pierwszą nieruchomość, mogą rozwiązać problem braku środków na wkład własny, poprzez zaciągnięcie kredytu w ramach programu Mieszkanie dla Młodych. W ubiegłym roku dopłata zwykle w pełni pokrywała wymagane 5 proc. wkładu. Jednak już od stycznia 2015 r. młodzi, którzy nie posiadają dzieci, ani oszczędności będą mogli kupić mieszkania nie większe niż 50 mkw. Przy większej powierzchni część pieniędzy będą bowiem musieli wyłożyć z własnej kieszeni.
