Najpierw Topacz, potem Pergola
Pierwotnie premiera wagnerowskiego dzieła miała się odbyć na specjalnie zorganizowanej scenie na wodzie na terenie Zamku Topacz. Z myślą o nim Ewa Michnik planowała produkcję. Przeszkodziły względy techniczne.
– Okazało się, że właściciel obiektu musiałby wyciąć aż 80 drzew, aby wygospodarować miejsce na widownię – przyznaje Ewa Michnik, dyrektor Opery Wrocławskiej. Pomysł z ustawieniem widowni częściowo w wodzie także nie doczekał się realizacji. – Jedynym rozwiązaniem byłoby spuszczenie wody ze zbiornika wodnego i wybetonowanie dna, co kosztowałoby ponad 1 mln, po prostu zbyt drogo – wyjaśnia Ewa Michnik.
Fontanna multimedialna zagra w spektaklu
Alternatywą okazała się wrocławska Pergola, gdzie w 2007 roku Opera Wrocławska wystawiła już „Napój miłosny” Gaetano Donizettiego, a reżyserujący wówczas Michał Znaniecki świetnie wyeksponował scenę na wodzie. Tym razem będzie jeszcze barwniej, bo wykorzystana zostanie fontanna multimedialna.
– Na ekranach wody będziemy emitować projekcje, a w scenografii zaprojektowanej przez Waldemara Zawodzińskiego pojawią się dwa statki głównych bohaterów opery – Dalanda i Latającego Holendra, zanurzone w wodzie – zapowiada Ewa Michnik. Do wody marynarze nie będą skakać z pokładów statków. Jedyną postacią, którą pochłoną fale będzie Senta, ukochana Latającego Holendra. Widownia stanie na brzegu, podobnie jak w przypadku „Napoju miłosnego”.
Superprodukcja w czerwcu
Spektakle pod gołym niebem zaplanowano na pierwsze dwa weekendy czerwca (5, 6, 7 oraz 12, 13, 14 czerwca). Jednorazowo „Latającego Holendra” obejrzy 3 tysiące widzów, a wszystkie sześć przedstawień zgromadzi 18 tysięcy melomanów, nie tylko z Wrocławia i z kraju, ale m.in. z Niemiec, gdzie muzyka Richarda Wagnera jest wyjątkowo popularna.
Ewa Michnik zapewnia, że „Latający Holender” (w przewodnikach operowych także pod nazwą „Holender tułacz”) spodoba się publiczności. – Opera pokazuje zupełnie inne oblicze Wagnera, prócz dramatycznych momentów, wiele radosnej muzyki ilustrującej wiejską zabawę i zupełnie inny świat, w którym żyją marynarze – podkreśla dyrektor Opery Wrocławskiej i zarazem dyrygent. Podkreśla, że widzowie nie powinni obawiać się muzyki Wagnera kojarzącej się często z długimi dramatami muzycznymi. – Tym razem dzieło jest znacznie krótsze niż pozostałe, jakie stworzył Wagner, trwa niewiele ponad dwie godziny – uspokaja Ewa Michnik. Reżyser Waldemar Zawodziński dodaje, że "Latający Holender" świetnie wyraża koncepcję teatru muzycznego, syntezę muzyki, tekstu, słowem perfekcję do jakiej zawsze dażył Richard Wagner.
Latający Holender, czyli opowieść o żeglarzu nieszczęśliwym
O czym jest opera, w której kształtował się dopiero język muzyczny niemieckiego mistrza? O walce z naturą, siłach nieczystych i dwóch żeglarzach. Pierwszym jest Daland, drugim tytułowy Holender, człowiek, który błądzi po morzach i tylko raz na siedem lat może przybić do brzegu. Na suchym lądzie musi poszukać wiernej mu kobiety, bo tylko dzięki jej uczuciu skończy się jego tułaczka. Ukochaną staje się córka Dalanda, Senta, ale historia, choć wzruszająca, nie będzie miała happy endu.
Na superwidowisko „Latający Holender” na Pergoli bilety kosztują od 30-300 zł. Wszystkie spektakle rozpoczynają się o 22.00. Warto być przygotowanym na różną pogodę i zabrać cieplejsze ubrania.