wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

10°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 12:25

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. Księżniczka Lou i DJ Andy

Pożegnali się ze sceną w 2004 roku, po kilku latach działalności na własną rękę powrócili do czynnego grania pod starym szyldem, w 2011 roku wydali płytę pt. „5”, a kilka tygodni temu kolejny krążek pt. „Backspace Unwind”. W ramach trasy promującej najnowszy album w poniedziałek 8 grudnia The Lamb trafili do Wrocławia. 

Reklama

I choć mieli zagrać w Eterze, a ostatecznie trafili do znacznie mniejszej Sali Gotyckiej w klubie Stary Klasztor, to wciąż są pamiętani, wciąż są tacy, którzy do duetu Lamb, prekursorów trip-hopu, mają duży sentyment i wciąż czynnie kibicują mu na nowej drodze artystycznego życia. Lou Rhodes i Andy Barlow na pewno na to zasługują.

Stare, nowe i dużo najnowszych

Repertuar koncertu, jak można się było spodziewać, zdominowały kompozycje z „Backspace Unwind”. Oprócz tytułowej w setliście znalazły się m.in. „In Binary”, „We Fall In Love”, What Makes Us Human”, „Seven Sails” i „Doves & Ravens”. Pozostałe płyty – z wyjątkiem „Between Darkness And Wonder”, z której Lou i Andy nie zagrali nic – były reprezentowane dość sprawiedliwie. Z debiutu – „God Bless”, „Trans Fatty Acid” i „Gorecki”, z „Fear Of Fours” – „Little Things” i „B-Line”, z „What Sound” – tytułowy i, rzecz jasna, „Gabriel”, a z „5” „Butterfly Effect” i „Strong The Root”. Wyczekiwany przez wrocławską publiczność „Gabriel” został przyjęty owacyjnie, ale nie znaczy to wcale, że był najjaśniejszym punktem programu. Najlepiej wypadły w wykonaniu Lamb utwory z najnowszej płyty, oba podobnie nastrojowe i klimatyczne: „As Satellites Go By” i „What Makes Us Human”. Ze staroci – zagrany już na bis i wgniatający w podłogę „What Sound”. A także, bo nie mogło być inaczej, rozpoznany już po pojedynczym uderzeniu w klawisze i powitany wybuchem radości „Gorecki” (również wykonany na bis).

Lou i Andy, czyli dobrana para

Tych wybuchów radości było podczas poniedziałkowego koncertu sporo, zespół zaprezentował bowiem doskonałą formę. Lou Rhodes w białej sukni i z wysoko upiętymi włosami wyglądała jak księżniczka Lea z „Gwiezdnych wojen”, śpiewała fenomenalnie i z klasą oraz dużym wdziękiem zagadywała publiczność. Andy, w kamizelce narzuconej na gołe ciało, też emanował swoistym urokiem, ale był to raczej urok nadpobudliwego DJ-a z niemieckiej techno-dyskoteki; cóż, ten typ tak już ma. Kontrastowa to para, ale najwyraźniej nieźle dobrana. Czasem było głośno, czasem muzyka Lamb brzmiała zdecydowanie agresywniej niż na płytach, ale inwazją mocnych beatów nie sposób było się zmęczyć. Duet zadbał o zróżnicowanie nastrojów. Krótko mówiąc, dali radę. Kto odpuścił sobie ten koncert, powinien żałować.

Żałować powinni także ci, którzy machnęli ręką na występ supportu. Zespół The Ramona Flowers zagrał osiem piosenek i były to naprawdę świetne electro-popowe kawałki, szczególnie „Tokyo” i „Brighter”. Ten zespół zasługuje na duży sukces. Oby się go w końcu doczekał.     

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl