Dzień pierwszy
Pierwszego dnia ucztować będą metalowcy. W Orbicie zaprezentuje się przed nimi legendarne Turbo, Kat z Romanem Kostrzewskim i młodszy, ale równie popularny jak starsi koledzy, Hunter. I to z 30 osobowym chórem Kantata!
Turbo, mimo wszystkich przeciwności losu, mimo faktu, że w składzie grupy już od dawna nie ma Grzegorza Kupczyka, mimo tego, że ze starego składu pozostali w zespole już tylko Wojciech Hoffman i Bogusz Rutkiewicz, wciąż koncertuje i nagrywa, wcale nie zaniżając poziomu i nie odcinając kuponów od dawnej sławy. We Wrocławiu na pewno zespół zagra coś ze swojej najnowszej płyty pt. „Piąty żywioł”, ale z pewnością nie pominie największych hitów z „Kawalerii szatana” czy „Ostatniego wojownika”. A może sięgnie do materiału z dwóch pierwszych albumów? Najstarsi fani byliby zachwyceni.
Kat z Romanem Kostrzewskim to też w zasadzie nie ten Kat co kiedyś, ale... Cóż, jeśli Piotr Luczyk i Roman Kostrzewski nie znajdują wspólnego języka, trzeba się cieszyć tym, co jest. A są w zasadzie dwa Katy – tym większa więc radość. Z tym że tylko ten z Romanem Kostrzewskim jest aktywny koncertowo. Co ciekawe, oba zespoły niemal równolegle wypuściły płyty z akustycznymi wersjami starych katowskich hitów. Która jest lepsza? Chyba ta z Romanem. Czyli dobrze się składa, bo to właśnie jedyny w swoim rodzaju Roman Kostrzewski wystąpi tego dnia w Orbicie. Mały człowiek o wielkim głosie.
Hunter natomiast to zespół, który w ciągu ostatniej dekady dumnie przewodzi polskiemu klasycznemu heavy-thrash metalowi. Grupa pod wodzą charyzmatycznego Draka dzięki takim płytom jak „Medeis”, „T.E.L.I” czy „Hellwood” idealnie trafiła w gust młodych fanów ciężkiego grania. Panowie mają intrygujący image, grają fajne koncerty, piszą inspirujące wyobraźnię teksty, krótko mówiąc, dają czadu i nie oglądają się na utyskujących recenzentów. Co zaprezentują w Orbicie? Będzie chór, czyli będzie patetycznie i epicko. Dokładnie tak jak lubią muzycy i jak lubią ich fani. Żaden z tych ostatnich nie powinien wyjść z hali rozczarowany.
Dzień drugi
Drugiego dnia na Konfrontacji zrobi się zdecydowanie lżej, jeszcze bardziej melodyjnie i – jakkolwiek by to nie zabrzmiało – studencko. Na scenie w Orbicie zagrają Happysad, Strachy Na Lachy i Romantycy Lekkich Obyczajów.
Ta ostatnia nazwa brzmi najmniej znajomo? Cóż, jest to zespół bardzo młody, mający w swoim dorobku tylko dwa albumy - „Lejdis & Dżentelmenels” i „Kosmos Dla Mas”. Grają bezpretensjonalne, często dowcipne piosenki, doskonałe do tańca i zabawy, choć często dużo inteligentniejsze niż się na pozór wydaje. Romantycy Lekkich Obyczajów powinni skutecznie rozbujać publiczność przed następnymi koncertami.
Twórczość Happysad jest może bardziej melancholijna, mniej dosłowna i zupełnie nierubaszna, ale trudno sobie wyobrazić, by ten zespół miał jakiekolwiek problemy z nawiązaniem kontaktu z publicznością. To zresztą stare wygi, już od ponad dekady obecne na polskiej scenie rockowej. Krytycy ich nie lubią, młoda publiczność uwielbia. Do Wrocławia pewnie przywiozą coś z najnowszej płyty pt. „Jakby nie było jutra”. Ale piosenki z refrenem, że „miłość to nie pluszowy miś” na pewno nie zabraknie.
Strachów Na Lachy nikomu nie trzeba chyba przedstawiać. To zespół Krzysztofa „Grabaża” Grabowskiego, w tej chwili o wiele bardziej popularny niż Pidżama Porno. Grabaż to postać nietuzinkowa, autor doskonałych tekstów, mimo demonstrowanego czasem rozczarowania „tą dzisiejszą młodzieżą” wciąż przez tę młodzież kochany i ceniony. Jako gwiazda drugiego dnia – idealny. Jakiej by setlisty ten zespół nie przygotował, z pewnością każdy obecny w Orbicie będzie znał każde słowo każdej piosenki. Zabawa szykuje się przednia.