wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

3°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 03:00

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Wielki człowiek w małym sklepie

Ma 87 lat i już dawno mógłby przejść na emeryturę, jednak pan Kazimierz Wojnowski ani myśli zrezygnować ze swojej działalności. We Wrocławiu prowadzi niepozorny sklepik z zabawkami i artykułami szkolnymi, ale tak naprawdę swoje życie poświęcił pomocy ludziom, którzy ucierpieli podczas kataklizmów, wojen czy zostali dotknięci chorobą. Znają go w całej Polsce i poza granicami naszego kraju.

Reklama

Niewielki pawilon przy skrzyżowaniu ulic Piastowskiej i Sienkiewicza. W oknach gry, puzzle i inne zabawki. Przed wejściem kolorowe wiatraki, hula-hoopy i masa dziecięcych bibelotów. Drzwi do sklepu są zawsze otwarte, a w środku krząta się niewysoki, starszy jegomość. To pan Kazimierz Wojnowski, który od kilkudziesięciu lat prowadzi sklep w tym miejscu.  To nie jest jakiś tam kiosk – zastrzega pan Kazimierz. Widzi pani, mam tu normalnie bieżącą wodę, a nawet piwnicę – wskazuje na drewniany właz na zapleczu. W środku panuje dziecięcy rozgardiasz. Zabawki, gry, długopisy i zeszyty porozstawiane są na półkach, a system rozmieszczenia zna chyba tylko właściciel. Nagle wchodzi młoda dziewczyna. Pan Kazimierz od razu przechodzi do ofensywy.  Czego Pani potrzebuje? Mamy tu wszystko!  zapewnia wesoło.  Ja na razie się rozejrzę – odpowiada dziewczyna. Tymczasem pan Kazimierz wraca do opowieści. 

Wejście przez sklep z zabawkami

Z zewnątrz sklep pana Kazimierza jest naprawdę niepozorny. Pudełka z grami, które ustawione są w witrynach, już dawno wyblakły od słońca, a ich tytuły mówią coś już tylko tym, którzy pamiętają jeszcze świat bez gier komputerowych.

sklep przy ulicy Piastowskiej 40

W środku jednak można znaleźć asortyment, którego nie powstydziłyby się modne salony z dziecięcymi zabawkami.  Stare? Oo, co to, to nie! Prawie codziennie obskakuję całe miasto i sprawdzam, co nowego. Wsiadam w taksówkę, jadę do kilku hurtowni, sprawdzam nowości i wybieram asortyment, który może się u mnie sprzedać – zapewnia wrocławianin.

Potwierdziła to moja znajoma, która szukała dla syna Monster Trucków.  We wszystkich sklepach już się sprzedały, a mały nie dawał mi spokoju, bo wszyscy chłopcy w przedszkolu mieli już tę zabawkę. Wtedy poszliśmy do tego sklepu na Piastowskiej, syn się popłakał, gdy go zobaczył, bo stwierdził, że tu na pewno nie będzie. Gdy weszliśmy do środka, okazało się jednak, że są i to wszystkie rodzaje!  mówi z zachwytem moja znajoma. Jeśli więc czegoś nie ma już w sieciówkach, to warto sprawdzić u pana Kazimierza.

 Na początku, jak odkupiłem to miejsce od jednej pani, to było jakoś w latach 80., prowadziłem tu sprzedaż roślin i kwiatów. W tamtym czasie jako jedyny w Polsce miałem w sprzedaży drzewka pomarańczowe!  mówi Pan Kazimierz.  Później zamieniłem to miejsce w antykwariat, ale niestety nie szło mi najlepiej, bo antykwariat poza centrum miał małe szanse na powodzenie. Później była jeszcze księgarnia, no i na końcu postawiłem na zabawki i artykuły piśmiennicze – opowiada. 

Sklep z zabawkami to tylko „przykrywka”

– Tak naprawdę to jest moje biuro. Nie chciałem, żeby interesanci dzwonili i przychodzili na spytki do mnie do domu, więc kieruję ich właśnie tutaj – mówi pan Kazimierz. Jakie biuro? Otóż pan Kazimierz Wojnowski w 1970 roku założył Fundację Marii i Kazimierza Małżonków Wojnowskich – Centrum Kultury im. Jana Kiepury.

 To jak pani chce wiedzieć, to pani powiem. Fundacji jest cała masa, ktoś stworzył jakąś w Warszawie, w Nowym Jorku, w Europie, a tu jest Kazimierz Wojnowski z ulicy Piastowskiej, który też miał fantazję, rozeznanie, wiedzę i popchnął te swoje myśli w całą Polskę i stworzył własną fundację. Różni się ona od innych tym, że te wszystkie fundacje powstały ze zlepków iluś tam ludzi. Ten dał tyle, tamten tyle, a tutaj ten pan, z którym pani rozmawia [tu śmiech], miał własne pieniądze, własny fundusz i pomyślał, żeby powołać do życia fundację i wspierać kulturę polską, młodzież i udzielać pomocy w katastrofach powodziowych i innych  opowiada pan Kazimierz. Mówiąc to, wyciąga z zaplecza masę teczek z pismami od wojewodów, burmistrzów, prezydentów miast, od morza po góry, którzy przesyłają w nich wyrazy wdzięczności za udzieloną pomoc.

podziękowania dla pana Kazimierza

 Bo widzi pani, to wygląda tak. Siedzę sobie tutaj i nagle dzwoni telefon – mówiąc to, chwyta za słuchawkę.  Halo, czy to pan Kazimierz Wojnowski, prezes fundacji? Tak, przy telefonie – odpowiada.  A oglądał pan wczoraj wiadomości? Oglądałem! No właśnie, to pomoże pan? Pomogę!  po takiej pokazowej scence odkłada słuchawkę i mówi dalej.  No i wtedy ja wsiadam do taksówki i jadę do różnych okolicznych przedsiębiorstw i pytam, czy wesprą poszkodowanych darami. Czasem odpowiedź dostaję po trzech dniach, czasem po dwóch tygodniach lub miesiącu, ale zazwyczaj kontaktują się ze mną i pytają, jak mogą pomóc – mówi. 

Wielkie serce, które zna już wielu

Dary i transport załatwia osobiście. Sam również jedzie w miejsce, gdzie potrzebna jest pomoc, i osobiście nadzoruje rozładunek. Pomagał podczas powodzi, pożarów i innych kataklizmów, które przeszły przez Poskę. Jego pomoc dotarła między innymi na Kielecczyznę, gdzie odbudował zniszczoną przez powódź bibliotekę gminną i otworzył ognisko muzyczne. Poza tym wspomaga darami wiele szkół podstawowych na terenie Polski.

W 2013 roku świętokrzyska kurator oświaty Małgorzata Muzoł wręczyła mu statuetkę „Przyjaciela świętokrzyskiej oświaty”. Jest to szczególne wyróżnienie, zarezerwowane dla osób, które w znacznym stopniu przyczyniły się do rozwoju i podnoszenia jakości oświaty w tym województwie. W gminie Pierzchnica, z której się wywodzi, nadano mu tytuł Honorowego Obywatela, za liczone już w setkach tysięcy złotych wsparcie, jakiego udziela tamtejszym szkołom. Jego wielkie serce poznali również chorzy, ubodzy i poszkodowani podczas kataklizmów z Litwy, Armenii, Bośni i Hercegowiny czy Czeczenii. 

Nie narzekam!”

Pan Kazimierz pomimo swojego wieku tryska energią i optymizmem. Chętnie zagaduje klientów, którzy równie chętnie kontynuują rozmowę.  Panie Kazimierzu, byłam u pana wczoraj rano i popołudniu i pana nie było!  żali się jedna ze stałych klientek sklepiku przy Piastowskiej.  No widzi pani, a ja pani szukałem  odpowiada dowcipnie wrocławianin. Na pytania „jak zdrowie, panie Kazimierzu?”, „jak się pan czuje?”, „co słychać”, „jak interes?”, odpowiada zawsze z uśmiechem: nie narzekam! Zapytany, dlaczego robi to wszystko, jeździ, pomaga, mówi: „Człowiek jest wart tyle, ile może pomóc innym”. 

Kazimierz Wojnowski

O panu Kazimierzu Wojnowskim można by napisać książkę. On sam chętnie opowiada o tym, jak chodził na dancingi do Monopolu czy KDM-u na pl. Kościuszki i jak orkiestra grała specjalnie dla niego, bo wiedziała, że zawsze coś im „skapnie”. O swoich wyprawach, o ludziach, których poznał i o tych, którym pomógł. W jego sklepie, albo jak sam woli mówić, siedzibie fundacji, spędziłam ponad trzy godziny, a i tak uważam, że to stanowczo za mało.

Aha! Wracając do młodej dziewczyny z początku artykułu. Wybrała w końcu jasny brystol i kokardę na prezent.

ulaj

Posłuchaj podcastu

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl