wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

6°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 21:42

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Przydatne informacje
  4. Wrocławianie z pasją
  5. Coraz mniej wrocławskich filatelistów

Kto ich nie zbierał, nie wymieniał się ze znajomymi i pieczołowicie nie przechowywał w otrzymanym po wielu prośbach od rodziców klaserze – oczywiście kupionym spod lady! Znaczki, bo o nich mowa, dla wielu to pasja i życiowe hobby. Są dla nich skłonni poświęcić każdą chwilę i ostatnią złotówkę. Ale umówienie się na rozmowę z filatelistą nie jest rzeczą prostą.

Reklama

W szarych czasach PRL-u były kolorową wizytówką najodleglejszych zakątów świata, kosmiczną podróżą pierwszym załogowym lotem kosmicznym Sojuz-Apollo czy oceaniczną wyprawą na rafę kolorową.

– Nie chcę o tym mówić, znają mnie w środowisku i będą się śmiać – usłyszałem na „dzień dobry” od kilku wrocławskich filatelistów. Nieoficjalnie mówią, że to może być złoty interes, a to oznacza – zawiść, zazdrość i dużą konkurencję.

Ginący  „gatunek”

Zbigniew Krutyj ma 71 lat. Zbiera znaczki od 1950 r. Zaczął w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Od maja 1974 r. prowadził sklep filatelistyczny przy ul. Sądowej. Jeszcze jako uczeń chodził na zebrania filatelistyczne, organizowane na poczcie przy ul. Krasińskiego, gdzie spotykali się starzy, przedwojenni filateliści. Później spotkania były na ul. Świdnickiej w Klubie Szachowym, następnie przy ul. Łowieckiej, w Dolmelu, na poczcie koła Dworca Głównego i na pierwszym piętrze tego dworca. Teraz filatelistów można spotkać w niedzielę na Dworcu Świebodzkim w Klubie Kolejarza (od godz. 8.00 do 12.00).

– To są już „dinozaury”, przychodzi nas garstka, bardziej z sentymentu, by się spotkać i pogadać, niż by zrobić interes. Średnia wieku to około sześćdziesięciu lat. Starzy filateliści poumierali, spadkobiercy nie kontynuują – opowiada Zbigniew Krutyj i dodaje, że w jego rodzinie może być ostatnim filatelistą, bo dzieci i wnuki znaczkami się nie interesują.

PRL na kilogramy – boom na przedwojenne

Po wojnie pierwszy sklep ze znaczkami we Wrocławiu, należący do Państwowego Przedsiębiorstwa Filatelistycznego, otwarto na przełomie lat 40. i 50. ub. wieku przy ul. Świerczewskiego (obecnej ul. Piłsudskiego). Prawdziwy boom na znaczki był w latach 60. i 70. Kluby filatelistyczne były niemal w każdym większym zakładzie pracy i w urzędach (np. w urzędzie wojewódzkim działało 7 kół filatelistycznych). Dla wielu znaczki to była lokata kapitału. Bank w latach 60. dawał trzy procent, na znaczkach była dziesięcioprocentowa przebitka.

Jak mówi jeden z wrocławskich filatelistów, teraz znaczki z okresu PRL-u większej wartości nie mają i zbierane są na kilogramy. Boom jest na przedwojenne i te wydane co najwyżej do lat 50. A one mogą być warte kilkaset złotych. 500 zł trzeba dać za 4-złotowy znaczek z 1950 r. Seria wydana na 100-lecie polskiego znaczka z 1960 r. ma katalogową wartość 2 tys. zł. Ale są i takie, które w 1960 r. sprzedawano za 20 złotych, a teraz są warte 50 tysięcy.

– Hossa na znaczki trwała do połowy lat 90. Później sklepy zaczęły znikać, bo interes się nie kręcił – ocenia Zbigniew Krutyj.

Prawdziwe skarby

Te najcenniejsze przechowuje się w kasach pancernych. Starannie poukładane są w niepozornych klaserach. Dla laika to skrawek papieru przyklejany na pocztowej karcie. Dla znawców – to dzieło sztuki cenniejsze od złota.

Pierwszy polski znaczek wydano w 1860 r. dla Królestwa Polskiego w zaborze rosyjskim. Obecnie jego cena dochodzi nawet do 20 tys. zł. Najdroższy polski znaczek to tzw. dziesięciokoronówka. To przedruk austriackiego znaczka z 1919 r. wydanego dla zaboru austriackiego, na którym jest stempel Poczty Polskiej. Na rynku jest ich około setki. Za znaczek wielkości paznokcia trzeba zapłacić nawet… 70 tys. zł.

– Byliśmy niepodlegli, ale walutę i znaczki mieliśmy jeszcze zaborców. To samo było w 1945 r. Na znaczkach Rzeszy z Adolfem Hitlerem był polski stempel – opowiada Zbigniew Krutyj.

Ale polskie rekordy to nic w porównaniu ze światowymi. Najdroższym znaczkiem świata jest jednocentowa Gujana Brytyjska, wydana w 1856 r. Jest w posiadaniu nieznanego zbieracza. Szacunkowa cena to 2 mln dolarów. Mniej więcej tyle samo kosztują pierwsze „mauritiusy” o nominale jednego i dwóch pensów, wyemitowane w 1847 r. na Mauritiusie.

Błędy są w cenie

Najcenniejsze są błędy na znaczkach. Te najczęstsze to brak koloru, nominału czy ząbków, cenione są też znaczki z emisji próbnych, które poprzedzały wydania oficjalne. Ale wartość znaczka idzie w górę, gdy np. wydrukowany został do góry nogami czy z kropką widoczną pod lupą. Przykład – znaczek tzw. złotych pięćdziesiąt wydano w kolorze czerwonym. Teraz w zależności od typu i milimetrowego przesunięcia jednej kropki, „chodzi” po 600, 1250 i 6 tys. zł. Inny przykład – 50 tys. zł kosztuje „odwrotka bokserów” z 1956 r. z olimpiady z Melbourne o nominale 20 groszy. Przez pomyłkę wydrukowano go do góry nogami.

Tekst i fot. Jarek Ratajczak

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl