„Flow” opowiada historię Breslau/Wrocławia w XX wieku. Najważniejszym punktem projektu okazała się Odra, kręgosłup miasta, płynąca przez jego historię i to wokół niej – w parkach, na mostach rozgrywały się działania performatywne.
Po 23.00 zakończyło się w sobotę wieczorne Flow, które obejrzało ok. 50 tysięcy ludzi zgromadzonych nie tylko nad Odrą, ale też przed czterema ekranami w centrum miasta (m.in. na placu Nowy Targ). Widowisko pełne multimedialnych atrakcji i muzyki według koncepcji i w reżyserii Chrisa Baldwina, kuratora ESK 2016 ds. performance rozgrywało się na rzece pomiędzy Wyspą Piaskową a Mostem Pokoju. Lokalizacja miała znaczenie, bo spora część akcji rozegrała się na rzece Odrze i na murach zabytków Ostrowa Tumskiego. Finałowy akord Flow zaplanowano jako czteroczęściową kantatę, formę wokalno-instrumentalną, idealną, by wykorzystać potencjał chórów, solistki (Paulina Boreczko-Wilczyńska) i, rzecz jasna, orkiestry pod batutą Alana Urbanka. Wrocławska Kantata okazała się muzycznym portretem miasta na przestrzeni ostatnich stu lat (od wielkiego rozkwitu Breslau z dwudziestolecia międzywojennego poprzez wojenną pożogę po okres powojenny i wreszcie współczesny nam czas jednoczenia się jako wrocławian).
Koncepcję całości stworzył Paweł Romańczuk, a za rozwinięcie każdej z części odpowiedzialny był innych kompozytor. Wybrano czterech twórców z krajów, których ludność była w historii miasta szczególnie ważna. Udi Perlman z Izraela skomponował część pierwszą, Amir Shpilman z Niemiec drugą, Czech Jiri Kabat trzecią i Polak Adam Porębski ostatnią. W kulminacyjnym koncercie wystąpiło ponad 240 osób (nad całym show pracowało 600), a mimo wielu współtwórców udało się Kantatę Flow tak zapisać, jakby od początku do końca była dziełem jednego twórcy.
Dla widzów w różnych miejscach przygotowano sporo atrakcji wizualnych. Publiczność oglądająca pokaz przy Przystani Hala Targowa mogła zachwycić się mappingiem na żaglach zacumowanych na Odrze statków, a widzowie zgromadzeni bliżej Wzgórza Polskiego i Bastionu Ceglarskiego mieli lepszy widok na mapping widoczny bezpośrednio na dwóch wieżach katedralnych i kościele św. Krzyża. To tam wyświetlana była poruszająca się tancerka z części pierwszej kantaty (na pamiątkę znakomitych choreografów z Breslau, m.in. Mary Wingman), płomienie trawiące Breslau w części drugiej, czy krople wody zamieniające się w wielką falę powodziową sięgającą hełmów na wieżach katedry w ostatniej części.
Największe zainteresowanie wywołała część "Zniszczenie" poświęcona m.in. Festung Breslau i wysiedleniu mieszkańców miasta. Wycie syren, reflektory oświetlające przestrzeń, płynące statki (symbolizujące migracje i wysiedlenia), wybuchy (dziś ogni sztucznych, niegdyś jednak bomb). Ta scenografia pozwoliła choć przez chwilę poczuć namiastkę tego, przez co przechodzili mieszkańcy Breslau (ale też wielu innych dotkniętych wojną miejsc) w czasach II wojny światowej i po jej zakończeniu.
W ciągu całej soboty w różnych punktach Wrocławia rozgrywały się działania teatralne, happeningi i performanse.
Ukraińskie historie pod Uniwersytetem
Niektórzy Ukraińcy we Wrocławiu odnaleźli swoją rodzinę, inni przyjechali tu studiować, a jeszcze inni pracować. Swoimi historiami postanowili się podzielić na pl. Uniwersyteckim, gdzie znalazła się „Strefa granic”. Stanęło tam 15 budek granicznych, w każdej kto inny opowiada swoją historię.
- To właściwie „domy bezgraniczne”- opowiada Zofia Dowjat, reżyser widowiska. – Każdy uczestnik opowiada swoją indywidualną historię, dzieli się swoimi doświadczeniami Są tu zabawne opowieści, dowcipne, śpiew i historie bardzo smutne. My, Polacy nie mamy problemów z przekraczaniem granic w Europie, Ukraińcy natomiast musza przechodzić kontrole. Te budki symbolizują także przekraczanie własnych granic. Każdy artysta urządził budkę po swojemu. Może być ona domem, szafą, placem zabaw, a nawet psią budą.
Wstępu do „Strefy granic” broni szlaban graniczny. Po jego obu stronach stoją dwie budki – polska i ukraińska. Między nimi biega żołnierz, który opowiada o świętach i wolnych dniach w Polsce i na Ukrainie, a potem zaprasza widzów do przejścia pod szlabanem. O czym jeszcze opowiadają Ukraińcy w Polsce? O miłości. Ivan i Marietta razem śpiewają ukraińskie pieśni, a poznali się właśnie w Polsce. Ivan przyjechał tu półtora roku temu. Sergiusz Kostecki we Wrocławiu zamieszkał ze swoją suczką Jessiką. Pracuje w firmie IBM, zanim trafił do Wrocławia pracował m.in. w Stanach Zjednoczonych i Australii. Wszędzie był ze swoim psem. – Jesse lubi polską słoninę, bo nie jest taka tłusta jak na Ukrainie – opowiada.
W innej budce piękna ukraińska dziewczyna ubiera się w bogaty, ludowy strój. Jako panna młoda ma wstąpić na haftowany kobierzec, ale pana młodego nie ma. Jest tylko zdjęcie ukraińskiego żołnierza. Poległ w czasie trwającej na Ukrainie wojny z Rosją.
Halina Czekanowska we Wrocławiu odnalazła swoją rodzinę. Pochodzi z Buczacza, z rodziny zajmującej się złototkactwem. Gdy była mała nie rozumiała dlaczego nazywają ją „Polaczką”, płakała z tego powodu. Dopiero, gdy zaczęła badać historię swojej rodziny po nitce dotarła do kłębka i znalazła swoich polskich krewnych. Na jej budce granicznej znalazły się rodzinne zdjęcia, które w czasie swojej opowieści powiązała nitką.
Smak marmolady
We wrocławskim Ogrodzie Botanicznym Teatr der Jungen Welt z Lipska wraz z wrocławskimi artystami zaprosił wrocławian na spektakl, którego głównym tematem jest pamięć smaku. Punktem wyjścia jest marmolada, a właściwie przepis na nią, przechowywany w rodzinach od pokoleń. Spacerując od stacji do stacji przyglądamy się aktorom, którzy opowiadają o smakach. Artyści odkrywają smaki środkowoeuropejskie – kiszoną kapustę, ogórki, barszcz, które wprawdzie nie są smakami ich dzieciństwa, ale pozwalają poznać innych ludzi.
O smakach dzieciństwa opowiadają za to dwie wrocławianki – Janina Siemion i Krystyna Piwko. O zielonym ogórku jadanym z miodem, o kapuście kiszonej podawanej z tłuszczem i jajkiem sadzonym, o smażonych konfiturach. Marmolada nie zawsze jest słodka – czasem słoik wypełnia coś niezjadliwego. Jeden z performensów poświęcony jest czasom II wojny światowej, oblężeniu Festung Breslau. Stacji w Ogrodzie Botanicznym jest kilkanaście. Po ich odwiedzeniu można było wybrać się na piknik z marmoladą, gdzie na ul. Kanoniej serwowano widzom bułeczki z domowymi marmoladami o różnych smakach.
„Pewna historia”
- Tę historię aktorzy oddają wrocławianom – opowiada o swoim spektaklu „Pewna historia” jego reżyser Piotr Łukaszczyk. – To opowieści o rodzinach stąd. Z pl. Nowy Targ grupa młodych ludzi wyrusza, by poznać miasto i ich mieszkańców. Są znużeni miastem, znudzeni codziennością, zanurzają się w historię Wrocławia.
- Zabieramy widzów w cztery miejsca. W Hali Targowej opowiadamy historię miłosną, potem zapraszamy wszystkich na ślub i wesele. Jednak wesele kończy się śmiercią wszystkich biesiadników. Przenosimy się w nierzeczywisty świat na dziedziniec ASP. Tam aktorzy czytają pewną, niezwykłą historię żydowskiej rodziny z Wrocławia. Rozmawiałem dziś z turystami z Nowego Jorku, którzy znali osobiście tę rodzinę. Co za niezwykły zbieg okoliczności! – cieszy się reżyser.
Zdjęcia: Tomasz Walków
Flow I – Galeria
Kliknij na zdjęcie, aby powiększyć
Flow II – Galeria
Kliknij na zdjęcie, aby powiększyć