Ogromne wrażenie robi scenografia Aleksandry Wasilkowskiej – nisko nad sceną zawieszona została czarna chmura, która , niczym żywy organizm, porusza się i pulsuje przytłaczając bohaterów „Burzy”. Od czasu do czasu obraz przecina wyładowanie błyskawicy. Ciemność i światła przeplatają się, uderzają w widownię, wprowadzają niepokój, wyostrzają obraz. Reżyserem tych świetlnych zabiegów jest Robert Mleczko.
Garbaczewski rozgrywa „Burzę” w różnych estetykach i w kilku planach. Bliski jest ekspresjonizmowi, zahacza też kpiarsko o teatr elżbietański, domyślić się możemy nawet dalekich konotacji z „Alicją w krainie czarów”, czy animacjami Jana Švankmajera. Aktorów oglądamy na scenie i na ekranie, na którym wyświetlana jest relacja-komentarz zza kulis.
Kobiety na scenie
„Burza” staje się sztuką bardzo kobiecą z tego powodu, że w rolach zwykle zarezerwowanych dla mężczyzn, Garbaczewski obsadza aktorki. I tak Prosperę gra Ewa Skibińska, Gonzalę Anna Ilczuk, Alonzę, królową Neapolu Halina Rasiakówna. Tym samym zmieniają się relacje łączące głównych bohaterów (bohaterki). Prospera i Miranda opowiadają o skomplikowanej relacji matka-córka, a z kolei Propsera i Alonza stają się symbolem kobiecego pojednania, wyciszenia rywalizacji i łagodnego zrozumienia. Ewa Skibińska w roli Prospery magnetyzuje – blada, łysa zachwyca i przeraża władczym pięknem, zniewala mocą swojej kobiecości. Małgorzata Gorgol stworzyla Mirandę pełną dynamizmu i naturalności. Reżysera interesuje też związek Kalibana (Paweł Smagała), pokracznego monstrum, ale też pierwszego mieszkańca wyspy, na której rozgrywa się „Burza” z Prosperą. Nie jest to powierzchowna relacja pan-niewolnik, ale dużo głębsza, której istotę oddaje scena, gdy Prospera karmi piersią Kalibana.
Gdzie jest peleryna
Garbaczewski bawi się konwencjami – do miłosnej sceny rozgrywającej się między Mirandą a Ferdynandem zaprasza kapelę cygańską Romani Bacht, podśmiewuje się z pompatycznych, klasycznych inscenizacji Szekspira pozwalając Stefano (Wojciech Ziemiański) na westchnienie „Ale bym sobie zagrał Prospera” i na groteskową scenę, w której Stefano zarzuca pelerynę i szuka szpady. Przecież bez tych rekwizytów nie ma prawdziwego Szekspira! Kaliban wyrzeka pod nosem „A żeby cię Zanussi zaprosił na casting”, są też odniesienia do współczesności: telefon z żądaniem okupu od porywaczy, a może terrorystów, którzy nie czekają na odpowiedź, ale od razu obcinają głowę zakładnikowi.
Czym jest dziś teatr pyta Garbaczewski, ale nie siebie, lecz widzów. Być może przyszli oni na inscenizację „Burzy” po bożemu, a dostali pokrojoną, ułożoną według nieznanych im zasad burzową układankę. Czy są w stanie poskładać te puzzle, czy raczej powiedzą, że znów w Teatrze Polskim pokazano coś nie dla ludzi? Teatr poszukuje, wykorzystuje osiągniecia techniczne, łączy konwencje, opowiada o zmianach w świecie i w ludziach, porusza tematy tabu, czasem staje się sumieniem, czasem profetą. Dlaczego jednak Garbaczewski mówi o tym właśnie teraz? Czy to próba wyjaśnienia czym jest dziś teatr, tym którzy wrogo spoglądają na Teatr Polski we Wrocławiu?