To samo pytanie: o Boże Narodzenie spędzane dawniej, w dzieciństwie, oraz o tradycje, jakie utrwalają już w dorosłym życiu i pod własną strzechą – zadaliśmy osobom różnych profesji, którzy mocno kojarzeni są z Wrocławiem i należą do zacnych „wizytówek” naszego miasta.
Tadeusz Pawłowski, trener Śląska Wrocław
Kiedy byłem dzieckiem i mieszkaliśmy jeszcze na ulicy Kruczej, to choinkę ubieraliśmy wspólnie – ja, tato i młodsza siostra, a mama krzątała się w kuchni. Choinka zawsze była żywa, a jednym ze zwyczajów było podjadanie wiszących na niej cukierków, tak że na gałązkach zostawały same papierki. Prezenty pojawiały się pod choinką w noc przed Bożym Narodzeniem. To były inne czasy, więc znajdowaliśmy pomarańcze, orzechy, małe zabawki, ale wszystkie bardzo nas cieszyły. Teraz w domu ubieram choinkę razem z żoną, a nasz kot wszystkiemu się przygląda i później ocenia. Zawsze chcemy, żeby choinka była żywa i ubrana w kolory, które są trendy w danym sezonie.
Prof. Jan Biliszczuk, projektant mostu Rędzińskiego
Wychowywałem się na wsi w województwie lubuskim. Miejscowość była otoczona lasami. Święta z dzieciństwa kojarzyły mi się z srogim mrozem i śniegiem. Wigilie spędzaliśmy zawsze w szerokim gronie. Byli dziadkowie, rodzice, wnuczkowie, a czasem dalsza rodzina. Babcia słynęła z wypieku ciastek. Piekła je w piecu opalanym drzewem. Zawsze było ich tak dużo, że starczało ich od Wigilii do święta Trzech Króli. Pamiętam, że co roku próbowała nas nabrać i mówiła, że wypieki się nie udały.
Aleksandra Hamkało, aktorka
Dwa lata temu moje święta nabrały dodatkowej wartości. Od czasu przeprowadzki do stolicy każda Wigilia równa się powrotowi do domu – do Wrocławia. Uwielbiam ten czas, bo wiem, że niezależnie od tego, co dzieje się dookoła, w grudniu spotkam się z rodziną. I będzie to czas przeznaczony tylko dla nas. Przygotowania są nie mniej magiczne niż samo świętowanie. Uwielbiam pomagać babciom przy kuchennych pracach, bo, jak wiadomo, seniorki rodu w kwestii kulinarnych przygotowań dzierżą palmę pierwszeństwa. Ostatnio zmonopolizowałam tylko jedno danie – kutię. Ta potrawa była domeną mojej prababci, która odeszła kilka lat temu. Postanowiłam przejąć to zadanie i właściwie co roku mieszam miód z pęczakiem i bakaliami, myśląc o niej. Święta to dla mnie bezcenny czas – wypełniony uśmiechem, życzliwością, zapachem kompotu z suszu i... nudą. Wspólną nudą, wesołą, świąteczną nudą, która przez te kilka dni w roku jest usprawiedliwiona, ba, nawet pożądana.
Prof. Roman Kołacz, rektor Uniwersytetu Przyrodniczego
W mojej rodzinnej miejscowości w te trzy najważniejsze świąteczne dni podczas odwiedzin pozdrawiało się domowników słowami: „Na szczęście, na zdrowie, na tę świętą Wigilię” albo: „Na szczęście, na zdrowie, na Święte Boże Narodzenie”, a w drugi dzień świąt: „Na szczęście, na zdrowie, na Świętego Szczepana”. Gdy dziś odwiedzam znajomych lub sąsiadów w Wigilię z życzeniami świątecznymi i używam tego pozdrowienia, wywołuję lekkie zdziwienie. Na Wieczerzę Wigilijną moja mama przygotowywała dwanaście dań, oczywiście nawet kompot z suszu, podawany jako ostatni, też był liczony. Na pytanie, dlaczego musi być dwanaście dań, odpowiadała, że przez dwanaście miesięcy w przyszłym roku będziemy mieli z pewnością co jeść. Z tych dwunastu potraw moja żona przygotowuje obecnie: barszcz z uszkami i biały barszcz z suszonymi grzybkami, który uwielbiam. Pierogi z kapustą słodką i grzybami to jest moje ulubione danie, które sam przygotowuję, koledzy mogą poświadczyć, że potrafię, i kompot z suszonych owoców. Doszły dania dodatkowe, których w moim rodzinnym domu nie było, jak ryba i kutia, której w dzieciństwie nie znałem. Dziś na stole wigilijnym nie ma już dwunastu potraw. Z innych zwyczajów, których nie kultywujemy, to sianko na całym stole – kiedyś musiało leżeć do św. Szczepana. Był taki zwyczaj, że w drugi dzień świąt do domu, w którym była panna na wydaniu, przychodził kawaler, mający zamiar się oświadczyć. Tym sianem robił w całym domu tzw. śmieci. Nie mam córek, więc może dlatego nie mamy również sianka na stole. W dzieciństwie nie otrzymywałem prezentów pod choinkę, teraz oczywiście stały się tradycją. Pamiętam taki sympatyczny zwyczaj – w dniu św. Szczepana dzieci chodziły z owsem do sąsiadów i najbliższej rodziny i było tzw. bicie owsem, co symbolizowało ukamieniowanie św. Szczepana. Otrzymywało się wówczas od gospodarzy tzw. kolędę, czyli drobne pieniądze i słodycze. Dziś nie mamy w domu owsa, a wnuki i tak dostają od dziadków drobne, więc nie muszą w ten sposób „zarabiać”, a szkoda.
Zbigniew Golonka, szef konnego oddziału straży miejskiej
Dzisiaj święta Bożego Narodzenia to dla mnie okazja spotkania z rodzicami. Jadę do mamy, do Oświęcimia. Przyjeżdża też rodzina mojego brata. Spędzamy razem czas, wspominamy, rozmawiamy. Głównie wspominamy te święta z mojego dzieciństwa. Wtedy to był zupełnie inny czas. Jeździliśmy do babci na wieś. I to były ogromne rodzinne święta, bo zjeżdżała prawie cała rodzina. Babci miała też spore gospodarstwo i tradycją był wigilijny obchód zwierząt. Dzieliliśmy się opłatkiem z krówkami, końmi i innymi zwierzętami. To moje najpiękniejsze wspomnienie z tamtych
Dominik Dobrowolski, ekolog
Święta kojarzyły mi się z dobrym jedzeniem. Można było zjeść prawdziwą czekoladę, pomarańcze i banany. Czekałem, jak każde dziecko, na prezenty. Moim głównym zadaniem było czyszczenie fikusa, był zawsze bardzo zakurzony. Lubiłem też patrzeć na karpia pływającego w wannie. Teraz święta spędzam u teściów w Zielonej Górze. Zajmuje się sprawianiem karpia i smażeniem ryby. Traktuję to jako okazję do rodzinnego spotkania.
ks. bp Ryszard Bogusz, diecezja wrocławska Kościoła ewangelicko-augsburskiego
Pierwsze wspomnienie świąt Bożego Narodzenia? To dom rodzinny w Bielsku-Białej, choinka, prezenty, opłatek maczany w miodzie. Przy stole najbliższa rodzina: mama, tata, babcia, siostra i szwagier. Wigilia i święta…takie jak w polskiej tradycji. Jutrznia Bożego Narodzenia to nabożeństwo o 5 rano. Kościoły były pełne. Na stole to samo, co u wszystkich. Karp to była główna nasza potrawa. Jadaliśmy go w domu na zimno i tak mi to zostało do dzisiaj. Zawsze była zupa rybna, której nie jadłem i do dzisiaj nie jem. Nie wiem, dlaczego. Może dlatego, że patrzyłam jak ojciec zabija karpie i z głów i podrobów gotuje tę zupę… Dla mnie mama zawsze przygotowywała zupę grzybową lub barszcz i do tego uszka. Teraz Wigilię przygotowuje żona. Ja zajmuję się rybami. Robię doskonałe śledzie, z duszoną cebulką, przyprawami i koncentratem pomidorowym. Palce lizać (śmiech).
Ewa Michnik, dyrektor Opery Wrocławskiej
Święta Bożego Narodzenia należą do moich ulubionych. To dla mnie wyjątkowy czas, kiedy mogę oderwać się od codziennych obowiązków i być w gronie rodziny i bliskich mi osób. Na święta najczęściej uciekamy od zgiełku miasta w góry. Tam święta mają wyjątkowy klimat. Wieczorem wszyscy razem zasiadamy do wigilijnego stołu. Jest na nim biały obrus i tradycyjne dwanaście potraw, wśród których nie może zabraknąć kutii i karpia. Oczywiście przy naszym stole zawsze jest miejsce przygotowane dla niespodziewanego gościa. Nie wyobrażam sobie świąt bez tradycyjnej pasterki, po której wraz z całą rodziną udajemy się na spacer.
Prof. Adam Jezierski, prorektor Uniwersytetu Wrocławskiego
Smak świątecznego karpia sprzed lat nie zachował się w mojej pamięci; mojego rozrzewnienia nie budzi też, podobno wyjątkowy, smak dawnej szynki oraz innych wiktuałów świątecznych. Tak zwane „żywe” choinki z lasu zawsze budziły moje współczucie – umierały szybko w suchych mieszkaniach, zasypując podłogę igłami i znajdując wkrótce po świętach ostateczne miejsce na śmietniku. Moje wspomnienia wiążę raczej z żywymi choinkami w lesie, zwłaszcza w lesie górskim; wielokrotnie spędzałem święta w moich ukochanych Karkonoszach – i właśnie z górami kojarzę najpiękniejsze przeżycia...Śnieg albo deszcz, niekiedy silny mróz, czasem huraganowy zimny wiatr, mgła lub ciepły fen – to wszystko w połączeniu z wędrówkami po szlakach stanowi nieodparty i niezapomniany urok gór. Cóż, z różnych względów nie spędzam ostatnio świąt w górach – pozostały jednak niezatarte wspomnienia. Święta tego roku uważam jednak za wyjątkowe pod pewnym względem – jestem mianowicie posiadaczem książki wspaniałej, niezwykłej i wyjątkowej, której połowę już przeczytałem, a z pewnością dokończę w czasie świąt. To oczywiście „Wielka podróż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych”, czyli „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk.
Maciej Zieliński, legendarny koszykarz Śląska Wrocław
Kiedy byłem dzieckiem, to do moich obowiązków należało wybieranie, kupowanie i ubieranie choinki. Teraz jest podobnie, ale do tego doszedł mi jeszcze obowiązek sprzątania.
Zdjęcia: archiwa prywatne; Tomasz Lewandowski, Krzysztof Mazur, Marek Grotowski, Facebook, Youtube, www.fundacja4wyznan.pl, www.wroclaw.pl