wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

6°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 21:42

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. "Anioły w Ameryce". Rozmowa przed premierą w Operze Wrocławskiej

"Anioły w Ameryce" to opera węgierskiego kompozytora Petera Eötvösa, której libretto jest oparte na sztuce amerykańskiego dramatopisarza Tony'ego Kushnera. Premiera 3 i 4 października w Operze Wrocławskiej w ramach festiwalu Światowe Dni Muzyki. Reżyseruje András Almási-Tóth, zadyryguje sam Peter Eötvös. Bilety kosztują 50-200 zł.  

Reklama

Magdalena Talik: „Anioły w Ameryce” są chyba Pana trzecią realizacją dzieła Petera Eötvösa na scenie.

András Almási-Tóth: Zgadza się, pierwszy raz reżyserowałem operę „As I crossed The Bridge of Dreams”, potem „Radamesa” – operę kameralną. Wprawdzie „Anioły w Ameryce” znam doskonale, ale przygotowywałem jedynie wybrane sceny na warsztatach, jakie wspólnie ze studentami węgierskimi i niemieckimi zorganizowaliśmy w Akademii Muzycznej Ferenca Liszta w Budapeszcie, gdzie pracuję. Do pełnej inscenizacji przystąpiłem więc po raz pierwszy.

Magdalena Talik: Co jest dla Pana priorytetem w tej inscenizacji?

András Almási-Tóth: Muszę mieć na względzie fakt, że od premiery sztuki Tony’ego Kushnera „Anioły w Ameryce” minęło ponad dwadzieścia lat, zaś od premiery opery Petera Eötvösa dziesięć. Świat się w międzyczasie zmienił i trzeba to zauważyć.

Magdalena Talik: O jakich zmianach Pan myśli?

András Almási-Tóth: Oryginalna sztuka została napisana przed początkiem nowego tysiąclecia, u progu kryzysu, jakim była epidemia AIDS, zadane w niej zostały pytania o nowoczesne amerykańskie społeczeństwo. Peter skomponował operę dekadę po wystawieniu sztuki Kushnera. Już wówczas wiele rzeczy wymagało uwspółcześnienia, bo stały się abstrakcyjne. Teraz ponownie  musimy zobaczyć wszystko na nowo.

Magdalena Talik: Chorobę, śmierć, temat homoseksualizmu?

András Almási-Tóth: To także, ale istotny jest fakt, że opera „Anioły w Ameryce” jest klasycznym dziełem, bo przecież w historii opery podejmowane bywały tematy kontrowersyjne. Jak w „Carmen” Bizeta, czy „Traviacie” Verdiego – pożądanie, choroby i śmierć. W „Traviacie” gruźlica, na którą cierpi Violetta, jest jak kara za nieobyczajne prowadzenie się bohaterki. Kiedy oglądamy „Cyganerię” Pucciniego dostrzegamy natomiast, że gruźlica to  niebezpieczna i mogąca prowadzić do śmierci choroba, która nie ma jednak żadnych innych znaczeń. Te dwie opery dzieli trzydzieści lat. Teraz mamy dokładnie tę samą sytuację. Kiedy Kushner pisał sztukę „Anioły w Ameryce” AIDS było chorobą mistyczną, nikt nie wiedział, co ją wywołuje, wiązano ją ze środowiskami gejowskimi, uważano, że to rodzaj kary za ich życie. Teraz to choroba, oczywiście bywa śmiertelna, ale można też ją leczyć, kontrolować. To wielka zmiana. Oryginalna sztuka Tony’ego Kushnera i opera Petera Eötvösa dają pewne wyobrażenie o tym problemie, ale robiąc premierę teraz my musimy dać jeszcze inne. Nie mamy do czynienia z historyczną sztuką. Akcja produkcji rozgrywać się będzie współcześnie i pokażemy problemy takie, z jakimi musimy radzić sobie obecnie.

Magdalena Talik: Kiedyś sztuka Kushnera była mocno kontrowersyjna. A dzisiaj libretto opery oparte na tekście amerykańskiego dramatopisarza może szokować?

András Almási-Tóth: Media epatują dziś bardziej wstrząsającymi scenami. Ponadto kiedyś dwóch całujący się mężczyzn na scenie było prowokacją, dziś raczej kwestią tego, co jest akceptowalne bądź nie. Nie chcę kontrowersyjnych scen, ważniejsze jest dla mnie, o czym jest opera – o uświadomieniu sobie, że nie możemy szukać znaczenia życia w mistyce, czy rzeczach ponadzmysłowych, nieracjonalnych dopóki nie znajdziemy rozwiązań w samych sobie i w prawdziwym życiu. To kluczowe przesłanie i sztuki i opery.

Magdalena Talik: Niektórzy widzowie, jacy obejrzą spektakl w Operze Wrocławskiej widzieli wcześniej mini serial HBO wyreżyserowany przez Mike’a Nicholsa, czy przedstawienie Krzysztofa Warlikowskiego. Teraz będzie jednak inaczej.

András Almási-Tóth: Oczywiście, bo film jest zawsze realistyczny. Nawet przeżycia mistyczne na ekranie zawsze będą wyglądały bardzo autentycznie. Teatr jest z kolei naturalistyczny, zwłaszcza spektakl Krzysztofa Warlikowskiego. Opera to abstrakt, dzieło poetyckie, bo dochodzi muzyka. Zawsze tak będzie, dlatego chyba nie przepadam za filmami operowymi. Film i muzyka operowa nie tworzą najbardziej udanej kombinacji.  

Magdalena Talik: Opera będzie prezentowana w ramach festiwalu Światowe Dni Muzyki. Jak zachęciłby Pan do przyjścia na „Anioły w Ameryce” ludzi, którzy trochę obawiają się muzyki współczesnej?

András Almási-Tóth: Proszę zapomnieć o strachu, bo akcja sceniczna pozwoli zrozumieć muzykę, poczuć ją, zwłaszcza że jest bardzo lekka i zrozumiała. Może się także spodobać humor, tańce, ruch sceniczny. Wszystko w bardzo amerykańskim stylu, bo Peter Eötvös inspirował się broadwayowskimi produkcjami. Ponadto nie zapominajmy, że muzyka współczesna wchodzi w bliskie interakcje z innymi dziedzinami sztuki, a w operze spotykają się bodaj wszystkie rodzaje sztuki.

rozmawiała Magdalena Talik

fotografował Tomasz Walków

 

 

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl