American Film Festival rozpoczęty: „Paterson” Jarmuscha

Ambasador USA Paul W. Jones pozazdrościł swojemu poprzednikowi (Stephenowi Mullowi) popularności we Wrocławiu i całe swoje przemówienie wygłosił z pamięci po polsku, łączono się z Jonasem Mekasem w Stanach, laureatem tegorocznej Indie Star Award, a film otwarcia, „Patersona” Jima Jarmuscha zapowiadał ze sceny producent Joshua Astrachan. Prywatnie najlepszy przyjaciel...ambasadora Jonesa.

Ambasador w języku polskim

A wydawało się, że podczas inauguracji American Film Festival nikt nie przyćmi poprzedniego ambasadora amerykańskiego Stephena Mulla, który polsku mówił świetnie i z miłością.

Okazuje się jednak, że władający dotąd m.in. rosyjskim aktualny ambasador Paul W. Jones także opanował już język polski. Przynajmniej na tyle, by wygłosić kilkuminutowy speech z trudnymi dość sformułowaniami („jestem zaszczycony, przeszczęśliwy”, „Stany Zjednoczone są dumne, że mogą wspierać ten festiwal”) i dostać kilkunastosekundową owację. Ambasador był przeszczęśliwy także dlatego, że na scenie obok niego stał jego przyjaciel z dzieciństwa, Joshua Astrachan, dziś producent filmowy, niegdyś wzór do naśladowania (Paul W. Jones uczęszczał dzięki niemu na lekcje aktorstwa). Astrachan pojawił się na American Film Festival z własnymi projektami, a także jako producent „Patersona", nowego filmu Jima Jarmuscha, dziwnie niedostrzeżonego podczas tegorocznego festiwalu w Cannes.

„Paterson” – afirmacja życia

We Wrocławiu film zapadnie jednak w pamięć, bo pozornie prosta historia kierowcy autobusu w miejscowości Paterson w stanie New Jersey jest poematem na cześć życia, afirmacją każdego najdrobniejszego zdarzenia, które w ciągu dnia warto dostrzec, każdego człowieka, któremu warto poświęcić uwagę. Bohater o nazwisku Paterson pisze wiersze, uwielbia swoją żonę, wpada na piwo do lokalnego baru, wprowadza kapryśnego psa i nie chce posiadać smartfona. W dłoniach woli trzymać zeszyt do zapisywania wierszy, albo książkę ukochanego poety Williama Carlosa Williamsa (o tytule, nomen omen, „Paterson”). Jego tydzień do seria podobnych do siebie zdarzeń, ale pokazanych przez Jarmuscha z ogromną czułością, jakby reżyser chciał zwrócić uwagę, że nie wielkie, ale drobne rzeczy składają się na nasze życie, a szacunek do drugiego człowieka pozwala lepiej przeżyć życie.

Jonas Mekas z Indie Star Award

Tradycyjne otwarcie festiwalu (z udziałem prezydenta Rafała Dutkiewicza, ambasadora Paula W. Jonesa, Romana Gutka i Joshuy Astrachana, a także ze świetnymi zapowiedziami Urszuli Śniegowskiej, dyrektor programowej imprezy) uzupełniło połączenie z nowojorskim Brooklynem, gdzie Jonas Mekas przed komputerem podziękował za Indie Star Award („Nagroda przyjdzie drogą pocztową” – zapewniła Urszula Śniegowska), ale też opowiedział świetną anegdotę o niezależnych filmowcach, do których sam siebie zalicza. To historia o Bogu, który stworzył kamerę i filmowca, by pokazywał z jej pomocą piękno otaczającego świata. Tak było dopóki diabeł nie zwęszył okazji. Postawił przed filmowcami worek pieniędzy i pokazał, że kamera pomoże więcej zarobić. – Wielu pobiegło za pieniędzmi i nadal to robią. Więc Pan Bóg stworzył niezależnego filmowca i powiedział mu: ty nigdy nie zarobisz pieniędzy – dodał Jonas Mekas puentując swoją wieloletnią działalność jako niezależnego twórcy i powołując się na poetów i artystów z przeszłości, których dziedzictwo należy kontynuować. 

American Film Festival potrwa do 30 października w Kinie Nowe Horyzonty.